Piękne gole, efektowne akcje kombinacyjne? Były. Kontrowersje sędziowskie, anulowane bramki, interwencje VAR-u, czerwona kartka? Wszystko odhaczone. Zwroty akcji, wielka dramaturgia, fatalne błędy obrońców, trafienie w doliczonym czasie gry? Również. Co tu dużo mówić – zawodnicy Jagiellonii Białystok i Piasta Gliwice zafundowali nam świetne widowisko na zakończenie soboty z Ekstraklasą. Ostatecznie spotkanie zakończyło się remisem 3:3, a spokojnie mogło paść jeszcze więcej goli.
Jagiellonia Białystok – Piast Gliwice. Kłopoty gospodarzy do przerwy
Właściwie to po końcowym gwizdku obie strony mają więcej powodów do niedosytu niż satysfakcji. Jagiellonia teoretycznie jest w lepszej sytuacji z psychologicznego punktu widzenia – wyrwała remis za sprawą trafienia zdobytego w ósmej minucie doliczonego czasu gry, na dodatek grając w dziesiątkę. To zawsze smakuje. Ale jeśli spojrzeć na spotkanie całościowo, podopieczni Ireneusza Mamrota spokojnie mogli się dzisiaj pokusić o zwycięstwo. Przez większą część meczu byli stroną przeważającą. Wykreowali sobie więcej dogodnych sytuacji strzeleckich i generalnie prezentowali się lepiej od Piasta. Dość powiedzieć, że udało im się trafić do siatki w sumie aż pięciokrotnie, lecz dwa gole zostały anulowane z uwagi na minimalne ofsajdy.
Już po kilku minutach meczu Jaga zmarnowała zresztą pierwszą stuprocentową okazję na gola, gdy w sytuacji sam na sam pojedynek z napastnikiem gospodarzy wygrał Frantisek Plach. Piast od początku był tymczasem skoncentrowany na kontratakach. Gliwiczanie nastawili się, by żerować na niechlujnych zagraniach w wykonaniu gospodarzy, zwłaszcza w środku pola i karcić ich za pomocą dynamicznych, najczęściej trójkowych-czwórkowych akcji.
Ta strategia przyniosła zamierzony efekt już w 22. minucie gry, kiedy Arkadiusz Pyrka wykorzystał doskonałe otwierające podanie od Torila, odjechał defensorom Jagi i ze stoickim spokojem wpakował piłkę do sieci. Kilkanaście minut później ten sam Pyrka wywalczył też dla swojego zespołu rzut karny – młody gracz Piasta ewidentnie złapał luz, sprytnie podbił sobie futbolówkę wewnątrz szesnastki i skonfundował w ten sposób Wdowika, który zupełnie niepotrzebnie swojego oponenta sfaulował. Jedenastkę na gola zamienił Damian Kądzior i wyglądało no to, że cała optyczna przewaga Jagiellonii poszła w gwizdek. Piast nie był szczególnie rozpędzony po triumfie nad Legią, nie pokazał w pierwszej połowie niczego wyjątkowego, a wynik miał wymarzony.
Jagiellonia Białystok – Piast Gliwice. Wymiana ciosów po przerwie
Jedno trzeba Jagiellonii oddać – nie podłamała się niekorzystnym rezultatem. Białostoczanie chyba po prostu wyczuli, że Piast to jest dzisiaj rywal ewidentnie do ukąszenia, trzeba tylko jeszcze mocniej dokręcić śrubę. I tak też uczynili od początku drugiej połowy, a w efekcie spotkanie nabrało jeszcze wyższego tempa. Szybko przerodziło się to zresztą w gole – W 50. minucie spotkania Michał Żyro wywalczył jedenastkę, a Fedor Cernych zamienił ją na gola. Dosłownie chwilkę później sam Cernych wpakował piłkę do sieci ku szalonej euforii publiczności, ale to była jedna z dwóch wspomnianych bramek anulowanych z powodu ofsajdu.
Tak czy owak – Jaga się rozpędziła. Zdominowała Piasta i kolejne gole wisiały w powietrzu.
Gospodarze dopięli swojego w 63. minucie, gdy Jesus Imaz z najbliższej odległości wykończył kapitalną kombinacyjną akcję swojego zespołu. Wtedy jednak w grze Jagi po raz kolejny pojawił się trudny do wytłumaczenia przestój, moment zawieszenia. A bezlitosny dziś Piast znowu z tego skorzystał – fenomenalnym trafieniem popisał się Michał Chrapek i przyjezdni raz jeszcze wyszli na prowadzenie, mimo że przez pewien czas wyglądali na zespół popadający w rozsypkę. Mało tego – na dwie minuty przed upływem podstawowego czasu gry czerwony kartonik obejrzał Błażej Augustyn. Jaga musiała zatem ścigać rywali w osłabieniu. Aczkolwiek zupełnie nie było tego widać na boisku – zepchnięty do defensywy Piast zaczął bronić się tak rozpaczliwie, jak gdyby to w ekipie Waldemara Fornalika brakowało jednego, czy nawet dwóch graczy. Aż trudno było uwierzyć, że tak doświadczony zespół zachowuje się tak bezsensownie. Zamiast odepchnąć zagrożenie spod własnego pola karnego, gliwiczanie niemalże zaprosili Jagiellonię w okolice własnej szesnastki.
No i w efekcie bohaterem końcowej fazy spotkania został Bartosz Bida, który najpierw zdobył nieuznanego, a potem już pełnoprawnego gola i summa summarum zagwarantował Jadze w pełni zasłużony punkt. Gospodarze naprawdę zrobili dzisiaj wiele, by nie skończyć tego spotkania z pustymi rękami i ich wojownicza postawa została nagrodzona jednym oczkiem. A Piast? Piast był konkretny w ofensywie, prawda, ale już w destrukcji bazował głównie na szczęściu.
Jagiellonia Białystok – Piast Gliwice. Na ratunek VAR
Indywidualne laurki?
Na pewno zasłużyli na nie Arkadiusz Pyrka i Fedor Cernych – obaj napędzali akcje ofensywne swoich zespołów, mogli się podobać zarówno w głębi pola, jak i w okolicach lub wewnątrz pola karnego. Czepiać natomiast można się obrońców, ponieważ obie ekipy narobiły dzisiaj mnóstwo indywidualnych baboli w defensywie. Aczkolwiek my postanowiliśmy jednak na zakończenie przyczepić się również do sędziego, a właściwie do całej trójki sędziowskiej.
Pan Tomasz Musiał i jego partnerzy niemal w każdej newralgicznej dla losów spotkania sytuacji byli dzisiaj poprawiani przez VAR, co naprawdę piekielnie wydłużyło mecz. Okej, niby od tego właśnie jest wideoweryfikacja, ale jednak dobrze by było, gdyby arbitrzy częściej podejmowali trafne decyzje z marszu, bez konieczności wstrzymywania spotkania na długie minuty. To po prostu wyhamowuje i psuje widowisko. Na szczęście to dzisiejsze było na tyle emocjonujące, że nawet nie najlepsza postawa sędziów nie zdołała go całkowicie zakłócić. I za to możemy w sumie graczom Jagi i Piasta podziękować. Dzięki za dobrą zabawę!
CZYTAJ TAKŻE:
fot. FotoPyk