Reklama

Mecze, które przynoszą szczęście

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

19 października 2021, 23:58 • 5 min czytania 8 komentarzy

Jeśli robicie coś w trakcie meczów Liverpoolu z Atletico Madryt, to nie kochacie futbolu. Porzućcie wszystko, cokolwiek tylko robicie, bo omijają was jedne z najciekawszych starć w obecnym świecie piłki nożnej. Dzisiaj mieliśmy kolejną odsłonę tej rywalizacji.  

Mecze, które przynoszą szczęście

Trudno uciec od porównania z ich poprzednim meczem. Wówczas, na Anfield, Liverpool prowadził 2:0 i był jedną nogą w kolejnej rundzie Ligi Mistrzów. Koniec końców przegrał jednak 2:3, tracąc bramkę w ostatniej minucie doliczonego czasu podczas dogrywki. The Reds w zaskakujący sposób roztrwonili swoją przewagę, a ich marsz zakończył się właśnie na hiszpańskiej ekipie.

Tym razem takich konsekwencji być nie mogło. Liverpool i Atletico trafiły do jednej grupy, są faworytami do awansu. Niemniej, niewiele zabrakło, by pewność siebie podopiecznych Jurgena Kloppa ponownie została zachwiana. O ile cokolwiek jest w stanie to zrobić, to właśnie kolejne roztrwonienie przewagi z Atletico. Tym razem jednak Liverpool urwał się ze stryczka, który sam sobie dookoła szyi zaciskał.

500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!

Atletico Madryt – Liverpool. Defensywa może stanowić problem

Prowadzenie 2:0 – Liverpool absolutnie dominował nad Hiszpanami. Nie było czego zbierać ze stołecznej ekipy. Nie istnieli, nie byli w stanie zrobić sztycha. Każda akcja, którą przeprowadzali Anglicy, kończyła się poważnym pożarem gospodarzy. Najpierw strzelił Milner, a właściwie Salah strzelił Milnerem. Później piękne trafienie zaliczył Naby Keita i wydawało się, że The Reds mają ten mecz z głowy, bo Atletico stanowiło tylko tło.

Reklama

I właśnie wtedy się zaczęło.

Ekipa Simeone odżyła. Nagle, za dotknięciem magicznej różdżki. Wystarczyła jedna akcja, jedna długa piłka, która minęła wysoko ustawioną linię Liverpoolu i ekipa z Wysp straciła rezon. Zaczęła się trząść, popełniać coraz więcej błędów. Wróciły koszmary, których podopieczni Kloppa dalej nie przepracowali. To musiało się skończyć trafieniami ze strony Atletico, no i się skończyło.

Najpierw trafił Griezmann – ośmieszony został Keita, mocno uderzył Koke, a Francuz idealnie wyczuł piłkę i dotknął ją, pozostawiając Alissona bez najmniejszych szans. Później, później też trafił Griezmann, lecz tym razem błąd popełnił nie tylko Keita. Żeby nie było – pomocnik zaliczył tragiczną w skutkach stratę, ale swoje za uszami ma również Virigl van Dijk, który pomylił sporty.

Reklama

Bardzo ładny, wzorowy pivot, ale tylko z perspektywy fanów hiszpańskiego klubu. Anglicy byli bowiem wściekli – w ciągu kilku minut wypuścili komfortowe prowadzenie, a co więcej, nie potrafili wrócić na właściwe tory. Na dwóch błędach i okazjach dla Atletico się nie skończyło – liczba szans Hiszpanów tylko rosła.

CO SŁYCHAĆ W PREMIER LEAGUE? ODPOWIADA ANGIELSKI ŁĄCZNIK

Atletico Madryt – Liverpool. Kosmiczna forma Alissona

Nie będzie chyba zbytnią kontrowersją, jeśli uznamy, że The Reds by nie wywieźli dzisiaj punktu, gdyby nie Alisson. Brazylijczyk zaliczył kilka kluczowych interwencji, które utrzymały jego klub przy życiu. Jasne, raz nie zrozumiał się z Joelem Matipem i kopnął w niego piłką, lecz nie miało to żadnych konsekwencji. Jego parady miały natomiast wiążące znaczenie.

Można do tej sprawy podejść dwojako – albo krytykować piłkarzy Atletico za brak skuteczności, albo chwalić Alissona. Wybierzmy tę drugą opcję i doceńmy to, co zrobił Brazylijczyk w pojedynkach z Griezmannem i Lemarem. Obu Francuzów wyczekał do końca, w obu przypadkach zachował się tak, że można pomyśleć, iż to oni popełnili błąd, a nie bramkarz zachował się idealnie. Prawda leży gdzieś pośrodku, ale byłego gracza AS Romy trzeba za dzisiejszy mecz po prostu pochwalić.

Nie miał szans przy dublecie Griezmanna, ale w pozostałych sytuacjach zrobił absolutnie wszystko, by pomóc Liverpoolowi. Wyłapał wspomnianą dwójkę, wyłapał Carrasco, schodził z boiska mając trzy niesamowicie istotne interwencje i poczucie dobrze wykonanego zadania.

Atletico Madryt – Liverpool. Dziwaczny wieczór Griezmanna

Jednak swoją cegiełkę dołożył nie tylko Alisson. Paradoksalnie do zwycięstwa gości przyczynił się także Griezmann, który przecież strzelił dwa gole. Francuz zobaczył jednak czerwoną kartkę za faul na Roberto Firmino, po którym Brazylijczyk legł jak długi na murawę.

Oczywiście, faul, szczególnie tak ciężki, był zupełnie nieintencjonalny, lecz przewinienie było na tyle oczywiste, że arbiter nie wahał się nawet na minutę. Tym samym strzelec dubletu został oddelegowany do szatni, a walczące o zwycięstwo Atletico nagle musiało zastanawiać się, jak przetrwać kolejne pół godziny.

Ich rozważania okazały się nieefektywne. Faul w polu karnym, do piłki podchodzi Mo Salah i pakuje piłkę do siatki. Liverpool odzyskał prowadzenie, którego nie wypuścił do końca meczu, chociaż – to należy zaznaczyć – był moment, gdy musiał o to drżeć.

DWIE TWARZE GRIEZMANNA

Bardzo plastycznie legł Jose Maria Gimenez, lecz ostatecznie nie dał się nabrać na zakusy Urugwajczyka. Początkowo wskazał na wapno, lecz zmienił swoją decyzję po weryfikacji VAR. Wydarzenie to rozgrzało piłkarzy Atletico do temperatury wrzenia, a w Diego Simeone wywołało taką złość, że nawet nie podziękował Jurgenowi Kloppowi za spotkanie.

A dziękować było za co, bo to był po prostu świetny mecz. Niezależnie od tego, czy oglądało się go jako bezstronny obserwator, czy kibic jednej ze stron. Wszystkie składanki z przepisu zostały uwzględnione – dramaturgia, piękne gole, kontrowersje, spięcia. Człowiek najadł się do syta, ale jednocześnie wie, że niedługo będzie łaknął więcej. Bo to po prostu są mecze, które przynoszą szczęście.

CZYTAJ TAKŻE:

Atletico Madryt – Liverpool 2:3 (2:2)

Griezmann – Milner, Keita, Salah

Fot.Newspix

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

8 komentarzy

Loading...