Dużo mówi się o Lechu w kontekście kandydatury na mistrzostwo Polski, ale – musi wybrzmieć to wyraźnie, więc użyjemy wielkich liter – RAKÓW JEST RÓWNIE MOCNYM PRETENDENTEM DO TYTUŁU. Raz, że z tymże Lechem zremisował. Dwa, wygrał przy Łazienkowskiej po dobrym meczu i nawet ligowa sytuacja Legii nie powinna umniejszać temu sukcesowi, bo stołeczni zagrali w tym spotkaniu naprawdę dobrze. Trzy? Ekipa Papszuna skruszyła twierdzę Wrocław. To pierwsza porażka Śląska u siebie od momentu, jak objął go Jacek Magiera.
I to naprawdę wymowne, zwłaszcza gdy spojrzymy na okoliczności, w jakich trzy punkty zostały podniesione z boiska. Raków zdobył dwie bramki, ale tylko przez pierdołowatość swoich piłkarzy nie było ich więcej. Idealna wrzutka po ziemi Tudora? Wdowiak trafia w piłkę, ale kiksuje. Kopia tej sytuacji i kolejna wrzutka po ziemi Chorwata? Gutkovskis nie sięga futbolówki.
Można było się niekiedy złapać za głowę, widząc, co wyprawiają w kluczowych momentach piłkarze Rakowa. Golla źle oblicza lot piłki mając Iviego na plecach? Hiszpan nie daje rady jej przeciąć. Za chwilę Gutkovskis może go wypuścić jednym kontaktem sam na sam? Nie trafia czysto w piłkę. W innej sytuacji Janasik zanotował stratę na własnej połowie, Kun napędził akcję podaniem do Łotysza, który z łatwością wyprowadził w pole wracającego Schwarza i przymierzył po długim. Wydawało się, że wpadnie po oknie, ale finalnie przeszło nad bramką. Naprawdę sporo mieliśmy sytuacji, w których goście mogli na poważnie myśleć o bramce.
Śląsk? Mimo że szeroko pojęty obraz gry wskazywał na to, że trzyma się dzielnie i wcale nie jest z nim tak źle, odgryzał się jedynie – wybaczcie sformułowanie – jakimiś pierdami. Był jakiś strzał Praszelika w trybuny, a potem w środek bramki (choć Praszelik zagrał dobrze – wygrał sporo pojedynków i był motorem napędowym), był wolny Exposito w mur czy próba rogala zakończona nad poprzeczką. Nieswojo czuł się dzisiaj Pich, który zaatakował dwoma wolejami, ale oba nijak nie zagroziły, a do tego zmarnował obiecującą kontrę juniorskim kiksem. Podobała nam się intensywność tego meczu. Zdarzało się, że obie ekipy grały z pominięciem środka pola, choć może dlatego, że linie pomocy w obu drużynach nie funkcjonowały najlepiej. W efekcie widzieliśmy atak za atakiem, nawet, jeśli konkretów było mało.
Duet Gutkovskis – Ivi zapewnia wygraną
Ale jak już zaczęło wpadać, to obejrzeliśmy hurtowo trzy bramki. Strzelanie zaczął Gutkovskis, czym odkupił trochę swoje winy, a na naprawdę solidną ocenę zapracował chwilę później, gdy zanotował asystę. Ale po kolei. Przy golu na 1:0 niewiele zwiastowało, że może być groźnie. Akcję napędził wracający po kontuzji Lederman (swoją drogą – w agencji Kovacevicia strzeliły szampany), który oddał do Lopeza, ten zatrzymał się z piłką i posłał naprawdę idealną wrzutkę na Gutkovskisa. Nawet i Łotysz miałby spore problemy ze spartoleniem tej sytuacji. Akcja na 2:0? Błyskawiczna kontra. Petrasek podał spod własnego pola karnego, Gutkovskis świetnie obrócił się z piłką (naprawdę – duża klasa) i wypuścił Iviego sam na sam. A że Ivi takich sytuacji nie marnuje, to nie dał się dogonić Lewkotowi, a później pewnie kopnął obok wychodzącego Szromnika.
Szacun dla Śląska, że się nie położył. Jakaś reakcja była, demony z meczu z Lechem nie powróciły, ale podopieczni Magiery zrobili za mało, by myśleć o czymkolwiek. Dali radę wcisnąć tylko jedną bramkę, po akcji tak ładnej, co… komicznej. Dlaczego komicznej? Bo Exposito mógł ze dwa razy strzelać, ale czekał i czekał, aż w końcu wyrósł przed nim mur. Oddał do Picha, do którego tenże rakowski mur dobiegł, więc piłka znów znalazła się pod nogami Exposito, który został zablokowany, więc oddał do Praszelika. I tu już zaczyna się wirtuozeria, bo młodzieżowiec Śląska strzelił naprawdę efektownego gola. W takich sytuacjach zwykle zawija się piłkę dochodzącą do bramki, a on – wbrew wszelkim kanonom sztuki – posłał uderzenie lewą nogą, odchodzące od bramki. Wyszło rewelacyjnie i wpadło przy słupeczku. W końcówce Śląsk niby zamknął Rakowa na jego połowie, ale co z tego? Jeśli próbował wrzucać, to częstochowskie wieżowce to wyjaśniały. Jeśli próbował czegoś innego, to szybko tracił piłkę.
Ivi Lopez z sześcioma bramkami i czterema asystami stanął na czele klasyfikacji kanadyjskiej. Jest też inna dobra informacja, o której już wspomnieliśmy – do zdrowia wrócił piłkarz typowany przed sezonem na podstawowego młodzieżowca. A to oznacza, że Papszun nie będzie musiał już kombinować z prawym wahadłem czy bramką.
Rakowie, jesteś mocny.
CZYTAJ TAKŻE:
- Tomczyk: Kluczem w Rakowie jest zawsze profil zawodnika
- Były dyrektor sportowy o tym, jak wylewano fundamenty Rakowa
fot. FotoPyK