Reklama

Czy w pogoni za rekordami maraton dobiegł do ściany?

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

13 października 2021, 18:16 • 11 min czytania 2 komentarze

Mijają okrągłe dwa lata, odkąd w światowych biegach doszło do podwójnego trzęsienia ziemi. Pierwszy wstrząs miał miejsce dwunastego października 2019 roku w Wiedniu. Wtedy podczas wydarzenia o wymownej nazwie Ineos 1:59 Challenge Eliud Kipchoge jako pierwszy człowiek w historii złamał barierę dwóch godzin w biegu maratońskim. Choć ze względu na symbolikę oraz otoczkę medialną wyczyn ten przyćmił wszystkie inne, to dzień później jego rodaczka – Brigid Kosgei – dokonała równie spektakularnej rzeczy. Biegnąc maraton w Chicago pobiła o ponad minutę i dwadzieścia sekund wyśrubowany rekord świata Pauli Radcliffe. W przeciwieństwie do wyniku Kipchoge, to rekord oficjalny, uznawany przez World Athletics. Lecz oba biegi wywołały w środowisku dyskusję na temat wpływu technologii na osiągane rezultaty i pytania, gdzie znajduje się granica możliwości zarówno ludzkich, jak i technologicznych?

Czy w pogoni za rekordami maraton dobiegł do ściany?

LABORATORYJNE WARUNKI NA ULICY

Ustalmy to na początku – Eliud Kipchoge to zawodnik wybitny, żywa legenda biegów długodystansowych. Kenijczyk jednym tchem jest stawiany obok takich postaci, jak Abebe Bikilia czy Haile Gebrselassie. A według wielu ekspertów i kibiców jest po prostu najlepszym maratończykiem w historii. To dwukrotny złoty medalista olimpijski na tym dystansie, w dodatku rekordzista świata. I mowa tu o rekordzie oficjalnym, ustanowionym w 2018 roku podczas maratonu w Berlinie, który Kenijczyk ukończył w czasie 2:01:39.

Lecz o wiele większy rozgłos zyskał drugi z jego rekordów. 12 października 2019 roku podczas biegu we Wiedniu Kipchoge wykręcił rezultat 1:59:40. Zatem w końcu udało się złamać magiczną barierę dwóch godzin w biegu maratońskim. Piszemy „w końcu” bo Ineos 1:59 Challenge nie był pierwszą próbą rozprawienia się ze słynnym dystansem w czasie poniżej stu dwudziestu minut. Pierwszy raz Kipchoge próbował tego dokonać w maju 2017 roku, na torze wyścigowym Monza. Wtedy zabrakło mu dwudziestu pięciu sekund.

Dwa lata później wyciągnięto wnioski z pierwszego biegu, dopinając wszystko na ostatni guzik i… właśnie dlatego World Athletics nie mogło zakwalifikować wyniku jako oficjalnego. Część ze stworzonych warunków wykraczała daleko poza normy przyjęte w zwykłych zawodach biegowych. Jak na bieg uliczny, były one wręcz laboratoryjne. Przed biegaczem jechał specjalny samochód, który dyktował mu tempo. Przez to każde kolejne pięć kilometrów Kipchoge pokonywał niczym metronom, w przedziałach czasowych od 14:10 do 14:14. Pacemakerów było aż czterdziestu jeden, a na tę liczbę składała się sama elita. Za utrzymanie tempa oraz osłonę Kipchoge od wiatru odpowiadali między innymi tacy biegacze, jak Jakob Ingebrigtsen, Selemon Barega, Paul Chelimo, Matthew Centrowitz czy Bernard Lagat.  Nawet dzień biegu nie był ostatecznie określony, by nic nie zepsuło się zaraz przed startem. Organizator uzależniał datę od pogody.

Reklama

Całe przedsięwzięcie zakończyło się gigantycznym sukcesem – również komercyjnym. Ale to jeszcze nie wszystko. Dzień później podczas maratonu w Chicago Brigid Kosgei ustanowiła nowy rekord świata kobiet na tym dystansie. Ponad szesnastoletni wynik legendarnej Pauli Radcliffe (2:15:25) wydawał się nie do ruszenia. Tymczasem Kenijka wykręciła oszałamiający czas 2:14:04. Kosgei nie pobiła rekordu świata, ona go wręcz zezłomowała. Zatem w dwa dni dwoje kenijskich biegaczy przeszło do historii długich dystansów. Lecz choć rekord Brigid jest oficjalny, gdyż maraton spełniał normy World Athletics, to on również nie został pobity bez kontrowersji. Bo Kosgei z Kipchoge łączy coś więcej, niż tylko narodowość…

TECHNOLOGICZNA REWOLUCJA

Obydwoje współpracują z firmą Nike, która wyposażyła ich w obuwie serii Vaporfly. Buty charakteryzują się tym, że w ich piankową podeszwę wtłoczona jest płytka z włókna węglowego. Taka konstrukcja łączy dwie cechy, które w teorii są ze sobą sprzeczne, a poprawa jednej odbywała się kosztem drugiej z nich. Chodzi o odbicie i amortyzację podczas biegu.

Rzecz w tym, że w 2019 roku nie było odpowiednich regulacji dotyczących konstrukcji obuwia dopuszczanego na zawody. Temat przybrał na rozgłosie przez wyczyny Kenijczyków, a w szczególności biegu Kipchoge. W Wiedniu miał on na nogach ulepszony model Vaporfly, wówczas będący w zasadzie prototypem niemożliwym do zakupienia. Buty Nike Alphafly – bo tak się nazywały – miały aż trzy karbonowe płytki umieszczone w podeszwie o grubości pięciu centymetrów. World Athletic postanowiło działać i zatrzymać trwający już wyścig zbrojeń. Tym sposobem w kwietniu ubiegłego roku ustalono zasady, wedle których regulaminowe obuwie powinno być ogólnodostępne, a jego podeszwa nie może posiadać większej grubości, niż czterdzieści milimetrów.

O tym, jak działają buty z karbonową wkładką i dlaczego zrobiły taką furorę, opowiada nam Kuba Pawlak, dziennikarz portalu bieganie.pl.

– Wiele osób uważa, że karbonowa płytka działa trochę jak dobry amortyzator, który dzięki wygięciu daje dodatkowe odbicie. Jej główną rolą jest też stabilizacja buta. Rewolucja w dużej mierze polega na tym, że płytka po to jest wykonana z karbonu, by bardzo mało ważyła. W ten sposób but jest masywny pod względem amortyzacji, daje dobrą możliwość przetoczenia stopy, oszczędza łydkę, eliminuje dużo wstrząsów, a przy okazji jest stabilny, gdyż płytka go usztywnia. Bez płytki but po parudziesięciu kilometrach by się rozleciał. Dzięki niej może być super lekki, amortyzujący i zarazem gwarantujący odbicie – mówi nam Pawlak.

Reklama

Technologiczna rewolucja rozpowszechniła się na dobre. Dziś praktycznie każdy producent obuwia do biegania posiada w swojej kolekcji model z karbonową płytką i zupełnie nas to nie dziwi. Nasz rozmówca przybliżył ten temat w jednym ze swoich artykułów, powołując się na badania naukowców ze Stephen F. Austin State University w Teksasie. Według nich najlepsze modele poprawiają ekonomię biegu o 3%. Na najwyższym poziomie oraz dystansie maratonu przekłada się to nie tyle na sekundy, co nawet minuty.

500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!

Lecz dziś trudno uważać takie rozwiązanie za technologiczny doping wprowadzający nieuczciwą rywalizację. Obecnie takie obuwie jest dostępne dla każdego biegacza.

Jeszcze raz Kuba Pawlak:– Płytka nie jest dodatkowym silniczkiem, który daje moc, tylko spełnia inną funkcję, co jest dosyć często mylone. Ponadto każdy biegacz może skorzystać z tej samej technologii, co jego przeciwnik. Jeżeli startuje w oficjalnym biegu, to musi mieć na nogach buty, które każdy inny zawodnik może kupić w sklepie. Maraton to nie jest Formuła 1, gdzie wsiadasz do gorszego bolidu i jesteś skazany na porażkę. Dzięki temu romantyzm dyscypliny jest zachowany. Każdy na starcie ma równe szanse.

Porównanie do Formuły 1 ma jeszcze jeden sens…

TECHNOLOGA, KTÓRĄ TRZEBA UMIEĆ WYKORZYSTAĆ

Otóż, gdybyśmy umieścili przykładowego Lewisa Hamiltona w jakimkolwiek innym bolidzie, to prawdopodobnie z każdej maszyny wycisnąłby maksimum jej możliwości. Ale słaby kierowca niekoniecznie poradziłby sobie w bolidzie Mercedesa. Podobnie wygląda sytuacja z butami z karbonową wkładką, które nie stanowią remedium dla każdego biegacza.

O opinię na temat rewolucyjnego obuwia zapytaliśmy jedną z najbardziej kompetentnych osób w Polsce, która ma do czynienia z omawianymi butami. Marcin Chabowski to mistrz Polski w maratonie z 2019 roku oraz olimpijczyk z Tokio. Oto, co nam powiedział:

– Takie buty posiadają wady i zalety. Do plusów należy mniejsze obciążenie układu mięśniowego podczas maratonu. Na takim dystansie zawodnik mniej niszczy nogi. Te buty mają dużo lepszą amortyzację, są miększe. One dają lekką przewagę zawodnikom, którzy są przygotowani motorycznie i technicznie, żeby w nich biegać, a nie każdy spełnia te wymagania. Amatorom biegania często nawet przeszkadzają. Ale wadą takiego obuwia dla wszystkich jest to, że kiedy często się w nich biega to rozleniwiają stopę, przez co mogą powodować urazy rozcięgna podeszwowego.

– Obuwie pomaga osobom, które biegają aktywnie, dynamicznie i wysoko na śródstopiu. Natomiast potrafi przeszkadzać zawodnikom biegającym przez piętę czy też przez całą stopę. Zauważyłem również, że jeżeli – mówiąc żargonem biegowym – siądziesz siłowo na biegu, to buty potrafią bardziej tłumić energię, niż ją oddać. Dlatego ważne jest, by być siłowo dobrze przygotowanym do danego dystansu. Jeżeli nie będziesz miał mocy odbicia bo się zajedziesz, wtedy nowa technologia potrafi przeszkodzić. Za bardzo tłumi energię. Zatem według mnie nie ma samych plusów jej używania – kontynuuje Chabowski.

Zatem wymierne korzyści z nowego rodzaju obuwia wyciągnie tylko biegacz odpowiedniej klasy. Im lepszy zawodnik, tym więcej energii jest w stanie odzyskać z odbicia podczas biegu. Stąd na stopach Eliuda Kipchoge czy Brigid Kosgei niewątpliwie buty stanowiły wartość dodaną. Ale nie tylko oni skorzystali na bieganiu z karbonowymi płytkami w podeszwach. Nieprzypadkowo z dziesięciu najlepszych czasów w historii oficjalnych biegów wśród mężczyzn, aż siedem padło po 2018 roku. U kobiet takich rezultatów widnieje sześć.

Efektem rewolucji w biegach długodystansowych jest pogoń za rekordami. Gigantyczny sukces Nike napędził innych producentów. Każdy z nich pragnie zareklamować swój nowy produkt, a nic nie napędza lepiej promocji, niż obrazek biegacza pozującego do tablicy z napisem „World Record”. W półmaratonie kobiet od początku 2020 roku najlepszy rezultat w historii był poprawiany trzykrotnie. Z kolei u mężczyzn w grudniu mieliśmy szalony bieg w Walencji, w którym Kibiwott Kandie ustanowił rekord świata, a pięć spośród sześciu najlepszych wyników w historii należy właśnie do jego uczestników. Kandie biegł oczywiście w najnowszym modelu butów z karbonową płytką, zaprojektowanym przez Adidasa.

MARATON DOBIEGŁ DO ŚCIANY?

Patrząc z tej perspektywy, oficjalny rekord Eliuda Kipchoge z Berlina (biegł wtedy w pierwszym modelu Vaporfly) jest już stosunkowo stary. Co więcej, od 2018 roku tylko Kenenisa Bekele zbliżył się do rezultatu Kenijczyka. Rok później, również w Berlinie, pobiegł maraton w czasie 2:01:41, zatem do wyrównania rekordu zabrakło mu zaledwie dwóch sekund. Lecz poza nim najlepsze czasy w ostatnich trzech latach oscylują w okolicach dwóch godzin i trzech minut. Jak na tak wygórowany poziom, to spora różnica. W porównaniu do nieoficjalnego rekordu Kipchoge, to wręcz przepaść.

Wszystko przez to, że – jak tłumaczy nam Kuba Pawlak – nowa technologia szturmem podbiła uliczne biegi długodystansowe i… po prostu zatrzymała się na określonym poziomie:- W kontekście przyszłości zaryzykowałbym stwierdzenie, że w przypadku maratonu technologia została już skonsumowana. Jeżeli spojrzymy na coroczne wyniki, to one się zatrzymały. World Athletics wprowadziło regulacje odnośnie tego, jak obuwie może wyglądać. Producenci wyciągnęli z tego tyle, ile się dało. Najlepszy rezultat ustanowiony w maratonie klasycznym, nie organizowanym na jakimś lotnisku, to wynik rzędu 2:04. Nie przewiduję, że w najbliższym czasie w normalnych warunkach bariera dwóch godzin będzie do przełamania. Jeżeli w ogóle zostanie poprawiony oficjalny rekord świata Kipchoge – 2:01:39 – to już będzie ogromny sukces.

I to jest najbardziej niesamowita zmiana. Dwa lata temu World Athletics jeszcze nie posiadało odpowiednich regulacji wobec tego, jak należy traktować nowe obuwie. Dziś jest ono standardem dla światowej czołówki. Ale na poprawę najlepszych wyników w historii się nie zanosi. Bo ostatecznie to zawodnik musi wykorzystać technologię, a ta wciąż jest dodatkiem – choć bardzo ważnym. Do ewentualnego pobicia rekordu nie wystarczy nawet najlepszy rodzaj obuwia. Potrzeba biegacza o potencjale Eliuda Kipchoge. Mistrza nieprzypadkowego, harmonijnie rozwijającego się od biegów na 5000 metrów oraz przełajowych do maratonu. Kimś takim może stać się Joshua Cheptegei, aktualny rekordzista świata na 5000 i 10000 metrów. Jednak to melodia przyszłości.

Czy zatem możemy powiedzieć, że to, co aktualnie obserwujemy w maratonach, stanowi odzwierciedlenie maksymalnego ludzkiego potencjału? Wydaje się, że tak jest, bo maraton właśnie dorównał swoimi wynikami do krótszych dystansów. Szerzej opowiada nam o tym Marcin Nagórek z portalu magazynbieganie.pl:

– Bez progresu na dystansach krótkich ciężko myśleć o zwiększeniu frakcji prędkości maratonu. Nie da się biec maratonu na przykład na 98% prędkości ośmiuset metrów. A wyniki w biegach średnich od lat siedemdziesiątych przesunęły się stosunkowo niedużo. Zostając przy przykładzie ośmiuset metrów, z 1:44 na 1:40. Wśród trenerów spotkałem się z opinią, że długie dystanse były do pewnego stopnia niedotrenowane i niedoskonałe technologicznie. One dopiero w tej chwili dorównały do poziomu biegów średnich.

Skorzystaliśmy również z programu kalkulującego wyniki biegów, dzięki któremu można porównać siłę rekordów świata na poszczególnych dystansach. Słowa Nagórka znajdują swoje potwierdzenie w liczbach. Rekord świata w biegu na 800 metrów należący do Davida Rudishy (1:40.91) w maratonie odpowiada wynikowi 2:01:18. To zaledwie 21 sekund lepszemu czasowi od obecnego oficjalnego rekordu Kipchoge. Innymi słowy, coraz ciężej jest cokolwiek urwać z obecnego rekordu. Nie mówiąc już o możliwości pokonania maratonu w czasie poniżej dwóch godzin.

Marcin Nagórek, Kuba Pawlak i Marcin Chabowski są ze sobą zgodni, że w kwestii dopracowania obuwia maraton dotarł do ściany. Rozmowa o kolejnych przełomowych rodzajach butów to na obecną chwilę czyste science-fiction i rozmyślanie o butach z materiałów, których jeszcze nie stworzono.

W bieganiu nie będzie takiej sytuacji jak na przykład w kolarstwie, że zawodnik ma ukryty silniczek w ramie roweru – a były takie przypadki. Trudno mi ocenić w jakim kierunku dalej pójdzie technologia, ale wydaje mi się, że jesteśmy już bardzo blisko ściany. Może zmieni się pianka czy materiał z którego buty zostaną wykonane. Ale nie wiem, co technologicznie można jeszcze wymyślić, żeby odbijać się jeszcze bardziej dynamicznie i by podłoże lepiej oddawało energię – komentuje Chabowski.

TECHNOLOGIA POMOŻE KOLEJNY RAZ?

Ale skoro nic nie zapowiada tego, by w najbliższym czasie doszło do kolejnej rewolucji w obuwiu, to być może technologia wspomoże maraton w innych formach? Cóż, w przypadku biegów ulicznych nie jest to takie proste.

Na dystansach rozgrywanych na stadionach zawodnicy podczas mityngów mają do dyspozycji linie świetlne, które wyznaczają optymalne tempo biegu. Podobne rozwiązanie wykorzystano we Wiedniu podczas Ineos 1:59 Challenge. Jednak nie zapominajmy, że to nie był otwarty bieg. O ile można było wypuścić przed Kipchoge samochód dyktujący tempo, o tyle podczas zwykłych maratonów w których udział bierze setki, a czasami tysiące uczestników i panuje o wiele większy chaos, jest to raczej niemożliwe. Jeżeli taki motyw miałby się powtórzyć, to na specjalnie do tego zorganizowanych wydarzeniach.

Z oczywistych względów nie ma mowy również o zmianie nawierzchni, jak w przypadku biegów na stadionie. Jednak można zmieniać profile samej trasy, unikać dużych różnic wysokości, wybierać płaskie odcinki. Lecz trasy również podlegają odpowiednim wytycznym, które muszą spełniać, by potencjalny rekord mógł zostać uznany za oficjalny. Jednak nie mamy wątpliwości, że pomimo wyższej średniej wyników światowej czołówki, o każdy kolejny rekord w maratonie będzie coraz ciężej.

– Dzięki technologii, a także odpowiedniemu planowaniu – czy są to zające, czy osłony przed wiatrem lub samochód dyktujący tempo jak w przypadku Kipchoge –  doprowadziliśmy rekordy do stuprocentowego poziomu. Wydaje się, że kolejny rekord padnie przy dużej dawce szczęścia. Lepiej zawieje lub trafi się super dzień, to urwiemy z dziesięć sekund w maratonie (śmiech). Ale trudno już o prawdziwy przełom. Te rekordy są wyśrubowane na maksa – komentuje Marcin Nagórek.

SZYMON SZCZAPNIK

Fot. Newspix

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

2 komentarze

Loading...