Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

06 października 2021, 10:12 • 7 min czytania 23 komentarzy

Przez media w ostatnich dniach przetoczyła się spora dyskusja dotycząca Kacpra Kozłowskiego. Głos zabierali ci, którzy mają okazję śledzić jego mental od lat, i ci, których uwagę przykuł niedawno. Głos zabrał klub, lokalni i ogólnopolscy dziennikarze, Super Express, któremu zarzucono manipulację słowami piłkarza, opublikował nawet wersję audio wypowiedzi Kozłowskiego. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Szum jest oczywiście zrozumiały, to pierwszy zawodnik od dawna, wokół którego tyle się dzieje w tak młodym wieku. Mieliśmy mnóstwo młodych, zdolnych, ale Kozłowski to ewenement pod każdym względem. Ma 17 lat, a już regularnie gra i strzela w ekstraklasowym klubie. Głosy o jego niesamowitym talencie słychać już czwarty czy piąty sezon, a po drodze ani nie odbiła mu sodówka, ani nie zaciął się na żadnej fazie dojrzewania młodego człowieka. Co więcej – mimo groźnej kontuzji, jego rozwój praktycznie się nie zatrzymał, być może co najwyżej spowolnił.

Szybkie porównanie z kilkoma kolegami z reprezentacji w jego wieku. Lewandowski właśnie rozważał rzucenie wszystkiego w diabły, to było na długo przed tym, gdy dostrzeżono jego talent, wciąż był skryty dla Polski na pruszkowskim II-ligowym boisku. Zielińskiego ściągało młode Udinese, jako jednego z wielu młodych, zdolnych, do rozwinięcia. Jakub Moder jeszcze nawet nie miał w planach późniejszego wypożyczenia do Odry Opole.

Oczywiście, można sobie teraz strzelić przykładami z drugiej strony, to znaczy młodymi zawodnikami, którzy mieli porównywalne osiągnięcia i porównywalny hype w równie młodym wieku. Dawid Kownacki, może wcześniej Dawid Janczyk, nawet Krystian Bielik czy Ariel Borysiuk. Ale mam wrażenie, że to byłoby jednak trochę na siłę – w Kozłowskim potencjał widzą dosłownie wszyscy, a w dodatku od dłuższego czasu jego rozwój jest pilnie śledzony – i nawet to nie spowodowało żadnych negatywnych reakcji samego piłkarza.

Niezłe wejście do kadry, ugruntowanie swojej pozycji w mocnej ekstraklasowej drużynie, sprawia oczywiście, że teraz jego wypowiedzi będą analizowane już nie przez setki, ale tysiące osób. To naturalny proces, nie ma co się obrażać, z czegoś musimy my, durne pismaki, żyć. Natomiast moją uwagę przykuwa mimo wszystko łatwość, z jaką przychodzą nam kategoryczne sądy.

Reklama

Jeśli dobrze zrozumiałem ostatnią dramę wokół Kozłowskiego, miała trzy fazy. Najpierw delikatne oburzenie, że co ten małolat znowu wygaduje. Potem refleksja, że w sumie mógł zostać źle zrozumiany i jest tylko pewny siebie, a nie arogancko bezczelny. Następnie trzeci etap, gdy już mieliśmy plik dźwiękowy – wielka debata, czy takie zachowanie Kozłowskiemu pomoże, czy też zaszkodzi.

Tego typu rozważania są zresztą coraz częstsze. Dostajemy jakiś skrawek rzeczywistości, zazwyczaj bardzo drobny, i z gracją prezentujemy od razu niemalże naukową teorię w danym temacie. Anglicy zdejmują srebrne medale z szyi? To wyraz wielkiej ambicji, nieprawdopodobnego ukierunkowania na sukces, to znak, że każdy z nich zrobi gigantyczną karierę, bo ma niezbędny do tego mental. Jeśli dobrze widziałem – Raheem Sterling pozostawił medal na szyi. Na pewno zrobił to też Jordan Henderson, no i oczywiście Gareht Southgate. Czy to oznacza, że Jordan Henderson ma słabszy mental niż Aaron Ramsdale, który medal zdjął? Że człowiek, który wygrał wszystko, ma mniejsze parcie na sukces niż Harry Kane, zakopany od 24 lat w niespecjalnie utytułowanym Tottenhamie?

To były jakieś żarty, zwłaszcza, że mieliśmy tutaj kompletnie różne postawy w obrębie jednej drużyny. Ani ci którzy zdjęli nie mają większych predyspozycji do osiągania sukcesów piłkarskich, ani ci, którzy medale sobie pozostawili nie są jakimiś tytanami pokory, którzy mają już zagwarantowane złoto za trzy lata. To tak nie działa, bo piłka nożna to nie jest zadanie matematyczne, z jednym rozwiązaniem, jednym „iksem”. Nie zdziwię się, jeśli obsesja doskonałości, jaką rzekomo zaprezentował wtedy Bukayo Saka, zaprowadzi go do tytułu mistrza świata i wielu triumfów w Premier League. Ale nie zdziwię się też, jeśli za dziesięć lat Bukayo Saka będzie jednym z wielu przeciętnych zawodników, dla którego największym sukcesem w życiu pozostanie srebro na Euro 2020, które zdjął sobie z szyi sekundę po otrzymaniu.

Podobnie dzieje się z Kozłowskim. Część już prorokuje – odbije się na zachodzie, tam nie lubią takich cwaniaczków, nauczą go pokory, a najpewniej wróci z podkulonym ogonem. Druga część koryguje – gdzie tam, ludzie kochani, na zachodzie, to właśnie mental jest najważniejszy. Przyjdzie, zaraz sobie poustawia w Liverpoolu tych Kloppów, innych Hendersonów i sam będzie rządzić. Z taką głową to będzie drugi Lewandowski, jak nie lepiej. Pierwsza część jeszcze ripostuje, że Kownacki, Grabara, że Wojciech Pawłowski i Bartłomiej Drągowski, ale generalnie każdy zostaje przy swoim. Już dzisiaj, po jednym wywiadzie, wiadomo doskonale, co się zdarzy za pięć, osiem i dziesięć lat.

To jest o tyle ciekawe, że przecież historia dała nam przywilej śledzenia całego rozwoju, całego przebiegu karier dwóch największych piłkarzy w dziejach tego sportu. Ile byśmy punktów stycznych wskazali między Leo Messim, życiem Leo Messiego, wypowiedziami Leo Messiego i jego zachowaniem po gwizdku oraz Cristiano Ronaldo, życiem Cristiano Ronaldo, jego wypowiedziami i zachowaniem. Przecież to ogień i woda. Tsubasa i Kodżiro. Ahura Mazda i Angra Mainju. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że część różnic wykreowano na potrzeby marketingowo-medialne. To nie jest tak, że zawsze skromny Messi po treningu wsiada na rower i pedałuje do szkoły pod Barceloną, w której dorabia jako nauczyciel WF-u. Nie jest też tak, że Cristiano Ronaldo wjeżdża swoim wypasionym Lamorghini prosto na murawę, a gdy się zapomni, to jeszcze przy stałych fragmentach stara się przestawić furę jak najbliżej pola karnego.

To nie jest i nigdy nie było tak, że Leo Messi dostał talent od Boga, a Ronaldo do wszystkiego doszedł wyłącznie ciężką pracą. Obaj mają za sobą lata katorżniczych treningów, obaj nie osiągnęliby tego, co im się udało, gdyby nie jakaś cząstka naturalnego talentu. Natomiast są różnice. Istotne, widoczne na pierwszy rzut oka, wypływające z każdego reportażu, który próbuje zdradzić nieco szatni. Już pal licho sytuację rodzinną, wiek, w którym wypłynęli w świat, moment, w którym wszyscy zdali sobie sprawę, że mamy do czynienia z wyjątkowymi piłkarzami. Chodzi nawet o ekspresję boiskową, o kontakty z kolegami z drużyny, o sposób, w jaki zachowują się po ważnych golach.

Reklama

Nie ma możliwości, by świat bardziej dosadnie nam udowodnił, ile są warte te analizy charakteru. By do wielkości i nieprawdopodobnych osiągnięć doprowadził pyskatego i aroganckiego Ibrahimovicia, a jednocześnie nieco milczkowatego Pirlo czy tam innego introwertyka o duszy artysty. To przecież w futbolu jest najpiękniejsze, już od amatorskich lig, już od orlika. Na co dzień możesz być brutalnym chamem, który trąbi na każdym skrzyżowaniu, ale na boisku pełnić rolę skupionego i wyciszonego stopera o eleganckim przechwycie. Możesz mieć całą szafę pełną demonów, a na boisku uchodzić za wcielenie dżentelmena, serdecznie pozdrawiam mojego pierwszego wielkiego zagranicznego idola z Walii.

Możesz być zagadującym każdą chwilę ciszy Tomaszem Hajtą, a możesz być stonowanym Tomaszem Wałdochem, możesz nawet stworzyć taki kompletnie niedobrany charakterologicznie duet.

Możesz absolutnie wszystko, pewne rzeczy pewnie czasem będą pomocne, inne mogą momentami nieco utrudniać ścieżkę. Ale finalnie liczy się to, jak kopiesz piłkę.

Pamiętam, jak zestawiałem sobie skrajnie nieśmiałego Karola Linettego, który najchętniej przeprosiłby dziennikarkę, przeprowadzającą wywiad w przerwie, za to, że nie ma nic ciekawego do powiedzenia. Po drugiej stronie był pyskaty Ondrej Duda, który ofukiwał jedną z naszych koleżanek z Weszło. Wtedy byłem przekonany, że Duda gdzieś wyrżnie w bandę, a Linetty będzie kozakiem.

Obaj spotkali się na Euro 2020, obaj w sumie niewiele zdziałali, obaj odpadli w fazie grupowej, w klubach też radzą sobie podobnie, ze zmiennym szczęściem, ale całościowo – z podobną wartością dla kolejnych pracodawców.

Intuicja mi podpowiada, że Kozłowski będzie nieprawdopodobnym kozakiem. Niezależnie od tego, czy utrzyma pozę, albo faktycznie pozostanie po prostu mega twardzielem, którzy lekceważy wszystko i wszystkich, czy też z czasem spokornieje i zacznie odgrywać rolę grzecznego dzieciaka. Będzie kozakiem, bo dobrze gra w piłkę. A jeśli dobrze grasz w piłkę, wszystko pozostałe to didaskalia, z których potem możemy sobie wywróżyć dowolne tezy.

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Piłka nożna

Polacy szaleją w USA. Slisz wyeliminował Messiego. Frankowski wraca do składu i strzela [STRANIERI]

Patryk Stec
6
Polacy szaleją w USA. Slisz wyeliminował Messiego. Frankowski wraca do składu i strzela [STRANIERI]

Komentarze

23 komentarzy

Loading...