Reklama

“Lepiej przegrywać 1:4 w Ekstraklasie niż wygrywać 4:1 w I lidze”

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

05 października 2021, 12:57 • 6 min czytania 21 komentarzy

Czy pozycja Kamila Kieresia na ławce trenerskiej Górnika Łęczna jest niezagrożona? Co musiałoby się stać, żeby trener stracił pracę na Lubelszczyźnie? Dlaczego Ekstraklasa zweryfikowała część zawodników Górnika? Kto zawodzi, a to spełnia oczekiwania? Czy zimą klub czeka rewolucja transferowa? Dlaczego lepiej przegrywać 1:4 w Ekstraklasie niż wygrywać 4:1 w I lidze? Na te i na inne pytania w rozmowie z nami odpowiedział dyrektor sportowy Górnika Łęczna, Veljko Nikitović. Zapraszamy do zapisu tekstowego łączenia w Weszłopolskich. 

“Lepiej przegrywać 1:4 w Ekstraklasie niż wygrywać 4:1 w I lidze”
No i po co był Górnikowi Łęczna awans do Ekstraklasy…

Lepiej jest grać w Ekstraklasie niż w I lidze. Przez lata pracowaliśmy, żeby wrócić do elity. Teraz wpadliśmy w dołek, przeżywamy ciężkie chwile, ale nie poddajemy się.

Czy pozycja Kamila Kieresia jest niezagrożona? 

Kamil Kiereś udowodnił, że potrafi robić w Górniku Łęczna wyniki ponad stan naszych możliwości sportowych i finansowych. Szczególnie w poprzednim sezonie, jeszcze w I lidze. Jesteśmy tego świadomi, więc każda decyzja zwalniająca trenera Kieresia po słabszym starcie w Ekstraklasie, byłaby naszą nieprzemyślaną głupotą. To byłaby kara za coś, za co szkoleniowiec nie ponosi odpowiedzialności.

Takiej cierpliwości wystarczy do końca sezonu?

Jako dyrektor sportowy uważam, że na taką cierpliwość trener Kiereś zasługuje do końca sezonu.

Nawet jeśli wyniki Górnika Łęczna nie ulegną poprawie i do samego końca sezonu będziecie czerwoną latarnią ligi?

Jedyna sytuacja, która mogłaby zmienić nasze postrzeganie pozycji trenera, to taka, kiedy Kamil Kiereś sam przyszedłby do nas i powiedziałby, że nie widzi możliwości dalszego prowadzenia zespołu Górnika. Trener zrobił tu fantastyczną robotę. I choć w piłce nożnej nie ma czegoś takiego jak sprawiedliwość, to nie fair z naszej strony byłyby teraz jakieś pochopne ruchy i mieszanie na ławce trenerskiej. Nie sądzę, żeby jakikolwiek zawodnik X czy Y z naszego składu nagle zaczął wyglądać bardziej przekonująco pod wodzą innego trenera. Cała rozmowa musi toczyć się wokół umiejętności lub braku umiejętności naszych zawodników.

Reklama

Gostomski: – Nie muszę nikomu nic udowadniać 

Jako dyrektor sportowy zrobił pan absolutnie wszystko, żeby Górnik Łęczna był konkurencyjny dla swoich rywali w Ekstraklasie? Czy już widzi pan jakieś niedociągnięcia?

Awans po barażach z I ligi i pierwsze dziesięć kolejek Ekstraklasy sporo mnie nauczyły. Do niektórych rzeczy związanych z piłką nożną nie można podchodzić z sentymentem. A trochę właśnie tak podszedłem do niektórych nazwisk, niektórych piłkarzy. Nie umiałem oddzielić grubą kreską wymagań pierwszoligowych od wymagań ekstraklasowych. W tym miejscu popełniliśmy błąd jako cały klub. Czy to jest maksimum naszych możliwości? Uważam, że na naszą miarę stworzyliśmy zespół, na jaki stać nas było pod względem finansowym. Chcieliśmy jeszcze lepszych piłkarzy, takich o głośniejszych nazwiskach, ale do tanga trzeba dwojga. Górnik Łęczna chciał, ale wielu piłkarzy nie chciało przychodzić do Górnika Łęczna. Taka jest rzeczywistość. Ostatecznie jednak ściągnęliśmy takich zawodników, jakich chcieliśmy. Okazało się, że niektórzy nie spełniają ekstraklasowych wymogów, ale bądźmy spokojni, dajmy im jeszcze czas. Jestem człowiekiem pozytywnie nastawionym do życia. Ta drużyna nie pokazała pełnego wachlarza swoich umiejętności.

Zawodzą liderzy. Chociażby Janusz Gol, po którym spodziewaliśmy się dużo więcej w środku pola. 

Na pewno spodziewaliśmy się więcej, ale czy to Janusz Gol jest aż takim rozczarowaniem? Nie wiem. Jeśli zespół w dziesięciu meczach traci dwadzieścia sześć goli, zdobywa pięć punktów, to nie można żadnego zawodnika wyróżniać. Janusz Gol nie weźmie sam piłki, nie wygra sam meczu, bo to nie jest Leo Messi. To jest jednostka w tym zespole. Zawodzimy wszyscy.

A nie było tak, że Bartosza Śpiączkę trzeba było posadzić w innej części autokaru niż całą resztę? W przerwie meczu aż kipiał negatywnymi emocjami wobec gry defensywy, aż zaczęliśmy bać się o zdrowie Pajnowskiego, Szcześniaka i całą resztę. 

Mówiąc żartobliwie: nie mówmy tutaj o autokarze, bo do Szczecina polecieliśmy samolotem.

Czyli trzeba było usadzić go w kabinie pilota.  

Bartek Śpiączka spełnia oczekiwania. To jego piłkarskie miejsce na ziemi. On się tutaj dobrze czuje. Potwierdza to już w kolejnym sezonie, jest naszym najlepszym strzelcem. Robi swoje, strzela gole, więc trochę rozumiem jego bezradność, kiedy przygląda się, jak tracimy bramki.

Wcześniej – wcale nie między wierszami – wspomniał pan, że część piłkarzy Górnika została zweryfikowana przez Ekstraklasę. Mamy spodziewać się jakiegoś większego zimowego przebudowania?

Musimy być szczerzy wobec samych siebie. Taka jest prawda. Dla nas, dla klubu, dla części zawodników ta liga jest brutalną weryfikacją. To pokazuje tabela, to pokazują pojedyncze mecze. Jeśli przegrywalibyśmy 0:2, 1:2, 2:3, to nie mielibyśmy do siebie jakichś większych zarzutów. Ale te mecze przegrywamy dosyć wysoko. Tak, niech to wybrzmi: na chwilę obecną zweryfikowała nas Ekstraklasa. Wiemy, gdzie jesteśmy, jakie mamy braki. Ale też chcę powiedzieć: to nie będzie zimą tak, że z Górnika Łęczna odejdzie piętnastu zawodników i przyjdzie piętnastu nowych piłkarzy. Już kiedyś ten klub popełnił taki błąd i pamiętam, z czym borykaliśmy się przez kolejne lata. Nie będziemy przepłacać. Zobaczymy, w jakim miejscu będziemy po jesieni i jeśli trzeba będzie przebranżowić ten zespół na I ligę, to tak właśnie zrobimy. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że skonsolidujemy nasze szyki, będziemy trzymać niedaleki dystans do bezpiecznej strefy i wiosną powalczymy o utrzymanie.

Reklama
Trochę zabrzmiał pan ja człowiek pogodzony z losem.

Rozmawiamy po dotkliwej porażce z Pogonią Szczecin. Sytuacja w tabeli jest jaka jest. Nie jestem pogodzony z losem, ale lubię realnie spojrzeć na stan rzeczy. Nie będę cukrował i lukrował rzeczywistości. Nie jest super. Zweryfikowała nas Ekstraklasa. Teraz naszym celem jest jednak ciężka praca i udowodnienie, że jesteśmy w stanie w tej lidze wygrywać. W mojej opinii Górnikowi Łęczna bardzo trudno będzie konkurować z drużynami z czołówki tabeli, bo między nami jest przepaść, ale w tej chwili w Ekstraklasie jest też parę zespołów, które wcale nie są mocniejsze od Górnika Łęczna.

Obstawiaj Ekstraklasę na Fuksiarz.pl

O jakich zespołach mowa?

Wiem, że mamy pięć punktów, ale nie tylko my mamy problemy. Warta Poznań pokonała nas 4:0, ale teraz wpadła w dołek i wcale nie uważam, że jest od nas silniejsza. Tak samo jest z Termaliką, tak samo jest z Wisłą Płock. Wszyscy są od nas wyżej, ale żadna z tych drużyn nam nie odjechała.

A gdzie pan widzi nadzieje na poprawę w samym Górniku Łęczna?

Mamy dwa tygodnie w czasie przerwy reprezentacyjnej na gruntowne przygotowanie się na kolejną część sezonu. Latem tego czasu naturalnie zabrakło. Obserwujemy rynek wolnych piłkarzy. Może podejmiemy jeszcze jakieś ruchy, może ktoś jeszcze wzmocni naszą linię obrony. Czas będzie działał na naszą korzyść. Jeszcze niejednemu możemy utrzeć nosa, choć teraz to nie brzmi zbyt przekonująco. I powiem tak: wolę przegrywać 1:4 w Ekstraklasie niż wygrywać 4:1 w I lidze.

ROZMAWIALI WESZŁOPOLSCY

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

21 komentarzy

Loading...