Maciej Korzym w piłkę gra już tylko w okręgówce, za to rozwija się w nowym kierunku. Wkrótce czeka go pierwsza walka w K1. Jego debiut wzbudza spore zainteresowanie.
– Takiego zainteresowania moją osobą nie było od czasów testów w Chelsea. Każdy mnie wtedy zaczepiał, dzwonił, pytał, kiedy podpiszę kontakt, jak było, dlaczego nie zostałem w Londynie. To był rok 2004, wtedy rzadko wyjeżdżało się na testy i to jeszcze do takich klubów. Byłem trochę jak wujek, który przyjechał z Ameryki. Teraz jest podobnie: telefony dzwonią, stałem się fajną atrakcją dla publiki i dziennikarzy – nie ukrywa Korzym w rozmowie ze Sportowymi Faktami.
Ze swojej kariery mniej więcej jest zadowolony. – Prawie 250 meczów w Ekstraklasie, czyli nie było źle, ale zawsze mogło być lepiej. Trochę trapiły mnie kontuzje. Złamałem nogę w Kielcach, w meczu z Jagiellonią. Szkoda, bo mi wtedy fajnie “żarło” w rozgrywkach. Akurat na tym meczu byli ludzie z trzech klubów, którzy obserwowali mnie: dwóch z Bundesligi i jednego z Serie B. Zagraniczny kontakt czekał, było bardzo blisko, ale nie wyszło. Mogło być lepiej, ale też gorzej. Najważniejsze, że jestem zdrowy. Teraz syn gra, może mnie przebije. Ma 9 lat, trenuje w Dunajcu, jak zrobi większą karierę, to będę się cieszył – stwierdził były napastnik m.in. Korony Kielce i Sandecji.
Walka Korzyma odbędzie się 8 października.
Fot. FotoPyK