Cezary Miszta w emocjonalnym tonie wypowiedział się po meczu Legii z Leicester.
– Po końcowym gwizdku zeszkliły mi się oczy, kiedy puściły emocje i nerwy. To, że kibice skandowali moje nazwisko, to dla mnie wielka sprawa. Jestem legionistą od dziecka. Marzyłem, żeby tu grać, właśnie w takich meczach. Teraz marzenia się spełniają. Wygraną dedykuję kibicom. Wiadomo, jakim zespołem jest Leicester. Mogliśmy spodziewać się, że będą mieli sytuacje bramkowe, na szczęście wyszliśmy z tego obronną ręką i wygraliśmy. Ja sam zrobiłem to, co musiałem. Cieszę się, że mogłem pomóc i że trener zaufał mi po nieudanych meczach. Dziś odpłaciłem zaufanie trenera – mówi młody bramkarz cytowany przez oficjalną stronę Legii.
Młody bramkarz wystąpił w zastępstwie Artura Boruca. Jego dwa ostatnie mecze – z Wigrami w pucharze i Rakowe w lidze – nie były najlepsze. Mimo to dał radę, nie wprowadził nerwowości, nie puścił żadnej bramki.
– Przed meczem gdy schodziłem z rozgrzewki złapał mnie Arek Malarz. Powiedział mi, że we mnie wierzy, że dam radę i bardzo cieszę się z tego, że wygraliśmy i udało mi się zachować czyste konto. To spotkanie na pewno mi pomoże. Nie było jakiegoś jednego momentu, który sprawił, że poczułem się pewnie. Przez cały mecz byłem bardzo skoncentrowany, wiedziałem, że będzie on niezwykle ciężki i w każdym momencie coś może się stać. Byłem skupiony przez całe 95 minut – mówi.
Fot. FotoPyK