Dzisiejsze spotkanie z Chelsea było niewątpliwie ważne zarówno dla Pepa Guardioli, jak i dla piłkarzy Manchesteru City. Nie wierzymy bowiem, by udało im się już zapomnieć o porażce z The Blues w finale Ligi Mistrzów. No i można powiedzieć, że udało się wziąć mały rewanż za tamto niepowodzenie. „Obywatele” zwyciężyli dziś w Londynie i to zwyciężyli zasłużenie.
Chelsea – Manchester City. Nuda do przerwy
Ależ pierwsza połowa była męcząca dla widza.
Nie chcemy napisać, że zupełnie nic się nie działo. Było kilka groźnie wyglądających uderzeń z dystansu w wykonaniu zawodników Manchesteru City, były ze dwie-trzy z pozoru niebezpieczne kontry wyprowadzane przez graczy Chelsea. Ale doprawdy trudno mówić o jakichkolwiek konkretnych sytuacjach strzeleckich. „Obywatele” niewątpliwie mieli inicjatywę po swojej stronie, dominowali jeśli chodzi o posiadanie piłki, lecz kompletnie brakowało im pomysłu, by rozerwać dobrze ustawioną defensywę The Blues. Przedostawali się pod pole karne ze sporą swobodą, jednak tam gwałtownie kończyła im się koncepcja i nie było żadnego elementu zaskoczenia. Z kolei gospodarzom atak pozycyjny zupełnie się nie kleił. Thomas Tuchel srożył się przy linii bocznej, próbował wprowadzać korekty w ustawieniu, jednak na niewiele się to zdało. Londyńczycy nie umieli zepchnąć Manchesteru do defensywy.
Romelu Lukaku na przerwę schodził mając na koncie osiem kontaktów z piłką i trzy celne podania. Statystyki godne Sebastiana Musiolika. Ale to dobrze pokazuje, jak niewiele w ofensywie pokazała Chelsea. Gościom, jako się rzekło, brakowało konkretów. Gospodarzom brakowało właściwie wszystkiego.
Chelsea – Manchester City. Złoty gol Jesusa
O tego typu spotkaniach często mówi się, że rozkręcić je może dopiero pierwszy gol. I rzeczywiście – dokładnie tak było dzisiaj. W 53. minucie Gabriel Jesus – po serii dość szczęśliwych rykoszetów – wyprowadził „Obywateli” na prowadzenie i trzeba raz jeszcze podkreślić, że było to prowadzenie zasłużone. Na Chelsea stracony gol zadziałał jednak niczym zimny prysznic. The Blues wreszcie wynurzyli się zza podwójnej gardy i mecz przybrał znacznie bardziej otwarty charakter. Zrobiło się dużo więcej przestrzeni w środku pola, akcje obu ekip nabrały dynamiki.
Kolejne gole jednak nie padły.
Głównie z uwagi na nieskuteczność gości. Bo trzeba powiedzieć, że to podopieczni Pepa Guardioli tworzyli sobie znacznie dogodniejsze sytuacje strzeleckie. Bardzo blisko zdobycia gola byli między innymi Kevin de Bruyne czy Jack Grealish. Po stronie Chelsea było sporo chaosu, lecz wszelkie próby odnalezienia Lukaku dośrodkowaniami czy podaniami na wolne pole spaliły na panewce. Dość powiedzieć, że The Blues nie oddali ani jednego celnego strzału.
Summa summarum – udał się Manchesterowi rewanż za przegrany finał Ligi Mistrzów. The Citizens byli dzisiaj po prostu lepsi. Szczelniejsi w obronie, bardziej kreatywni w ataku. W tym taktycznym pojedynku Guardiola wyraźnie przyćmił Tuchela.
CHELSEA – MANCHESTER CITY 0:1 (0:0)
(Gabriel Jesus 53′)
fot. NewsPix.pl