Lechia Gdańsk strzeliła w Łęcznej sześć bramek, mogła z osiem, uznali jej cztery. Dominacja gdańszczan od pierwszej do ostatniej minuty nie podlegała żadnej dyskusji. To wyglądało jak sparing Lechii z ekipą testowanych bezrobotnych, którzy marzą o załapaniu się u Kaczmarka choćby na ławę. Załapałby się wyłącznie Krykun.
Górnik Łęczna miał ostatnio chwilę oddechu, wygrał efektownie z Wisłą Płock, przyzwoicie wypadł z Legią, ale Paixao, Zwoliński, Gajos i reszta brutalnie sprowadzili ich na ziemię.
GÓRNIK ŁĘCZNA – LECHIA GDAŃSK: DNO I METR MUŁU GOSPODARZY
Tak naprawdę cały ten mecz przypominał dzisiejszy występ Janusza Gola. Otóż Gol na pewno chciał. Nie powiemy, że po boisku człapał, dłubał w nosie i myślał już, czy to dzisiaj wieczorem do obejrzenia jest Megahit na Polsacie, czy w poniedziałek. Ale Gol był zawsze o pół tempo spóźniony. Tak wyłapał w 35 minut dwie bezdyskusyjne żółte kartki – nie były złośliwe, nie były faulami taktycznymi. Ale Gol był za późno tam, gdzie być powinien, z czego brały się stemple.
I trzeba powiedzieć jasno – choć Gol schodził przy stanie 0:0, choć pchnął głowy swoich kolegów pod topór, tak już z Golem wyglądało to źle. Lechia była dużo lepsza, mogła prowadzić, a Górnik… No właśnie, co w tym meczu stworzył Górnik?
- – niby mógł otworzyć wynik w tym meczu Wędrychowski po wrzutce Lokilo, ale też nie powiemy, że to jakaś super czysta sytuacja, Lechia miała już wtedy lepsze
- – niby była wkrętka bezpośrednio z rzutu rożnego tuż po zmianie stron, ale to raczej ciekawostka
- – był Krykun, który dzisiaj sam pokazał więcej, niż wszyscy koledzy razem wzięci, wyczarowując choćby z niczego na początku drugiej połowy sytuację Makowi (na piątym metrze odebrał piłkę Nalepie i od razu odegrał w tempo), prokurując kartkę dla Nalepy czy walcząc o honorową bramkę w końcówce, ale z całym szacunkiem dla Ukraińca, który po tym meczu jest mu w pełni należny: jeśli Krykun jest alfą i omegą w twojej drużynie, to masz problem.
Poza szarżami Krykuna zapamiętamy po stronie Łęcznej głównie to, jak w drugiej połowy przez milczące trybuny przedzierał się wrzask Kieresia na Kalinkowskiego. No i ta hokejowa zagrywka w przerwie. Kiereś dokonał CZTERECH ZMIAN. Ktoś coś podobnego pamięta? Odkąd wprowadzono pięć zmian, ktoś dokonał czterech w przerwie? A piątą Kiereś wykorzystał w 58 minucie. To mówi wszystko o występie łęcznian.
GÓRNIK ŁĘCZNA – LECHIA GDAŃSK: NIEZNOŚNA LEKKOŚĆ GRY
A Lechia na drugim biegunie. Lekko, szybko, przyjemnie, na jeden kontakt. To Gajos rozrzucił na prawo, to na lewo. To Kubicki się podłączył. Paixao piętką do Zwolaka? A czemu nie. Conrado wykorzystujący pas startowy na lewej stronie? No pewnie.
Przyjemnie się patrzyło na Lechię, jej niektóre akcje miały – uwaga, mocne słowo, ale uzasadnione – rozmach. Gdy po zejściu Gola dostali więcej miejsca, wiedzieli jak zrobić z tego użytek. To też w tej lidze nie jest taką oczywistością.
Inna sprawa, że na Górnika wcale nie trzeba było dzisiaj wrzucać jakiejś nadgwiezdnej szybkości – przecież gospodarze mieli problemy z byle wrzutką. Tak padł pierwszy gol dla Lechii – tuż przed przerwą wrzutka z rzutu rożnego Gajosa, Zwolińskim nikt się nie interesuje, no to sobie strzelił głową. Tak samo nikt się nie interesował po wrztuce w drugiej połowie Malocą. Łęczna miała tę powtarzalność.
Lechia wyczuła krew przed zmianą stron, zdezorientowany Górnik ledwo co przyjął gola, a już przyjął drugiego. Tym razem Gajos z celnym przerzutem do Conrado, ten ze świetną wrzutką, a Paixao z główką, którą wypada docenić. Uderzenie kontrujące, nabiegał na piłkę, a posłał ją tak, że Gostomski nawet nie zareagował. Sama klasa, jak to u Flavio.
Górnik tuż po przerwie spróbował szarpnąć i szanujemy, ale prawda jest taka, że cały czas Lechia bawiła się na boisku. Trzecie trafienie to już akcja stadiony świata: wszystko na jeden kontakt, piętka Paixao do Zwolińskiego, ten w tempo zagrywa klepkę zwrotną, Paixao z pierwszej idealnie dogrywa do wpadającego w pole karne Sezonienki, a młodzieżowiec nie daje szans Gostomskiego. Klękajcie narody. Szanujemy, jak do bramki kolejki zgłaszana jest petarda z 40 metrów, ale jednak przeprowadzić taką akcję, z tym poziomem synchronizacji wszystkich zagrań, jest nieporównywalnie trudniej.
Reszta meczu to już dożynki, wesołe dla Lechii, smutne dla Górnika. To sobie Zwoliński strzelił dwa gole ze spalonego na przestrzeni 120 sekund. To bramkę najlżejszym strzałem w życiu strzelił Paixao, dobijając uderzenie Durmusa, które fatalnie wypluł przed siebie Gostomski. Diabate bawił się dryblingiem, ośmieszając parę stoperów Górnika w jednej z akcji tak, że jednym zakosem zarówno Pajnowskim jak i Baranowskim wytarł murawę.
Cóż, na swój sposób kibice w Łęcznej mogą być usatysfakcjonowani – przyszli dziś na stadion i zobaczyli naprawdę dobry, ekstraklasowy futbol. A że nie w wykonaniu swoich piłkarzy? Nie można mieć wszystkiego.
Lechia? Za wcześnie by mówić, że już widać rękę Kaczmarka, bo i Warta wygrała 4:0 w Łęcznej, a poza tym nie wygrała w tym sezonie ligowym ani jednego meczu. Wyprawy na Lubelszczyznę nie muszą być więc wiążące. Ale na pewno widzieliśmy gorsze wejścia na ławkę trenerską. Mecz z Legią w kolejnej kolejce zapowiada się tylko bardziej ekscytująco.
Fot. NewsPix