Najpierw był przebłysk w meczu z Piastem, gdy gliwiczanie oddali przez 90 minut ledwie trzy celne strzały, a bramkę zdobyli po jednej z ładniejszych akcji całej kolejki. Potem był porządny występ derbowy, gdy jedynego gola Śląsk stracił po niefortunnej interwencji Wojciecha Golli. A teraz wypadł mecz z Legią Warszawa. Mecz z czystym kontem i – co ważniejsze – z czystym sumieniem właściwie wszystkich zawodników odpowiadających za grę obronną Śląska Wrocław.
Tak, wiemy, Golla prawdopodobnie faulował na karnego. To jest spory błąd, dość charakterystyczny zresztą dla Śląska z pierwszych tygodni pracy Jacka Magiery, włączając w to już okres eliminacji do europejskich pucharów. Ale co jeszcze można dobrego napisać o atakach Legii? Jakie błędy wrocławian wyliczyć? Znów ledwie trzy celne strzały na bramkę Szromnika, który przecież też nie jest żadnym kasztanem, jakieś rozpaczliwe dziabnięcie z 40. metra raczej go nie zaskoczy. Możemy narzekać na to, że mistrz Polski wypadł bardzo średnio w ofensywie, ale możemy też odwrócić planszę. I zauważyć, że defensywa Śląska Wrocław robi postępy.
Defensywa Śląska Wrocław. Od zera do zera z tyłu.
Jest jeszcze za wcześnie na szumną deklarację: od zera do bohatera. Ale fakty są takie, że Śląsk defensywnie zaczął ten sezon katastrofalnie. Wrocławionom piłka do siatki wpadała niemal w hurcie, niezależnie, czy ich rywalem był Hapoel, Ararat, czy nasza rodzima Warta Poznań. Już pal licho, że tych goli było mnóstwo – każdy kolejny rywal poza wpakowaniem paru sztuk tworzył sobie jeszcze okazji na drugie tyle. Od spotkania z Araratem wygranego 4:2, aż po mecz z Hapoelem przegrany 0:4, Śląsk zagrał 630 minut. W tym okresie dał sobie strzelić 14 goli. Średnio co 45 minut.
To jest wynik… niezbyt imponujący i nie do końca może Jacka Magierę tłumaczyć postawienie na wesoły, ofensywny futbol. W naszej dłuższej analizie wykazywaliśmy, że tak naprawdę winowajców było wielu – zasypiali obrońcy, odcinało prąd pomocnikom, wreszcie parę sztychów to efekt przesadnie optymistycznej, ofensywnej gry.
Poprawę było widać mniej więcej od bezbramkowego meczu z Górnikiem Łęczna. Po klęsce z Hapoelem Śląsk zagrał w lidze 4 razy, stracił dwa gole. Czyli średnio jeden na 180 minut. Jest różnica w traceniu jednej bramki na jedną połowę, a jednej na cztery pełne połówki? Jest różnica. A przecież trudno napisać, że Legia czy Piast to rywale dużo łatwiejsi niż Warta czy Ararat.
Defensywa Śląska Wrocław. Wyczekana stabilizacja?
Uwaga, zaszalejemy. W ostatniej analizie dopytywaliśmy – czy w Śląśku nie jest trochę tak, że żaden obrońca nie może się czuć pewny występu w kolejnym spotkaniu? Co chwila zmieniają się wahadła, co chwila wymieniają się stoperzy, Jacek Magiera właściwie unika wystawienia dwa razy z rzędu takiej samej formacji defensywnej. Co się dzieje później?
- Hapoel: Janasik, Lewkot, Golla, Tamas, Garcia, w bramce Putnocky
—
- Górnik: Bejger, Lewkot, Golla, Stiglec, Garcia
- Piast: Pawłowski, Lewkot, Golla, Verdasca, Garcia
- Zagłębie: Pawłowski, Lewkot, Golla, Bejger, Garcia
- Legia: Pawłowski, Bejger, Golla, Tamas, Garcia (Lewkot w pomocy)
Nie jest to jeszcze może żelazna obsada, ale Garcia zagrał cztery mecze z rzędu na jednej pozycji, Pawłowski trzy, Lewkot i Golla stworzyli duet na trzy mecze, w czwartym też grali razem od pierwszej minuty. Tak, nadal nie ma dwóch meczów z identyczną obsadą z rzędu. Ale też zamieszanie jest już nieco mniejsze. Zdajemy sobie sprawę, że można tu pomylić skutek z przyczyną – Magiera tracił dużo goli, więc co mecz mieszał nazwiskami, przestał tracić gole, to i rotacje się skończyły. Ale mimo wszystko – na miejscu kibiców Śląska bylibyśmy odrobinę spokojniejsi niż jeszcze miesiąc temu.
Defensywa Śląska Wrocław. Legia w przodzie ma czym żądlić.
Ten mecz z Legią to jest zresztą pewna kropka nad i w tej serii spotkań z dość niewygodnymi rywalami. Możemy sobie lekceważyć naszą ligę do bólu, ale Śląsk musiał kolejno zatrzymać Kądziora z Vidą, potem Szysza ze Starzyńskim czy Danielem, a wreszcie i Legię Warszawa, która straszy Luquinhasem, Pekhartem, Lopesem, Emrelim czy Kastratim.
I tu trzeba zrobić pauzę. Legia naprawdę jest silna w grze do przodu, nawet jeśli założymy, że ma swoje problemy z kontuzjami, kartkami i wdrażaniem nowych nabytków do własnej strategii meczowej. Śląsk nie wykorzystał jednak jej słabości personalnej, wręcz przeciwnie – potrafił wyłączyć z gry zawodników, którzy strzelali gole, zaliczali asysty i świetne rajdy w meczach z o wiele silniejszymi rywalami. Luquinhas zagrał ze trzy poziomy poniżej swojego potencjału, tak samo zresztą Pekhart i Lopes. Jak zwykle pozostaje pytanie – to był ich słabszy dzień, czy tego dnia po prostu Śląsk ich pochował do kieszeni swojego wojskowego munduru?
***
No właśnie, na to ostatnie pytanie odpowiedź poznamy w nadchodzących tygodniach. Zwłaszcza że gdyby ten faul Golli skończył się golem dla Legii – być może stołeczni piłkarze poszliby za ciosem i dziś pisalibyśmy artykuły o zupełnie innym wydźwięku. Na pewno nie jest z tą obroną Śląska tak źle, jak na starcie sezonu. To już coś.
Fot.Newspix