Chelsea miała łatwe zadanie na starcie nowego sezonu Ligi Mistrzów. Zenit u siebie – nic, tylko strzelić ze trzy bramki i sprawić radość kibicom. Tak się jednak nie stało, bo goście z Rosji postawili trudne warunki. Ba, sprawiali wrażenie, jakby czytali każde zagranie ekipy trenera Tuchela. Postawili się, ewidentnie grali na remis, ale ostatecznie o wyniku zadecydował piłkarz, którego właśnie z tego powodu ściągnięto do Londynu za 115 mln euro. To trzy punkty zdobyte po trudach, a jeśli już mówimy o pewnych trudnościach, to tych na pewno nie miał Bartosz Frankowski. Polski sędzia bezbłędnie poprowadził zawody, acz nie miał też za bardzo czego zepsuć.
Chelsea – Zenit. Bezpłciowa pierwsza połowa
Tak jak można było się tego spodziewać – Chelsea prowadziła grę na Stamford Bridge. Zenit był w ofensywie bezradny, a doskonałym obrazkiem na potwierdzenie był moment, gdy Malcom wdał się w pojedynek z Rudigerem przy linii bocznej. Brazylijczyk odbił się od Niemca jak od ściany, jego próba dryblingu została brutalnie zduszona w zarodku. Nie dziwcie się zatem, że te relację zdominuje opis poczynań podopiecznych trenera Tuchela. Choć z drugiej strony to też nie było tak, że od 1. minuty Anglicy zaciskali swoim rywalom pętlę na szyi. Ataki były, ale brakowało konkretów. Nawet Lukaku, który w założeniu powinien ładnie urządzić się w polu karnym Zenitu, miał problem, żeby swoją siłę i szybkość przekuć na okazje bramkowe.
Trochę irytował Mount, oj, wychowanek Chelsea chyba za bardzo chciał się dzisiaj pokazać, bo woził piłkę zdecydowanie za długo. Jego próby zdobywania przestrzeni dość szybko przeobrażały się w zwalnianie akcji, a reszta kolegów też niespecjalnie miała pomysł, żeby dobrać się do skóry rosyjskiej ekipie. Pierwsza połowa to taka sztuka dla sztuki i z racji braku ciekawych zagrań po obu stronach boiska połowa raczej do zapomnienia. Brakowało kogoś, kto rozerwałby dobrze postawioną defensywę gości. Co ciekawe, to Zenit oddał jedyny celny strzał w pierwszych 45 minutach. Tuchel mógł czuć się rozczarowany.
Chelsea – Zenit. Jeden gol Lukaku i po sprawie
Drugą połowę Chelsea rozpoczęła od strzału Ziyecha z dystansu, tyle że dalekiego od ideału. To była tzw. mucha, która wolno leci. W tym wypadku oklaski trenera Tuchela były całkiem ciekawym obrazkiem, ale jeszcze ciekawszym był moment, gdy Rudiger postanowił wcielić się w dryblera, którym oczywiście nie jest. Niemiecki obrońca ruszył do przodu ze środka pola, zaczął katować swój silnik diesla, wpadł przed szesnastkę i oddał strzał prawą nogą w maliny. To niejako pokazywało bezradność „The Blues”.
W końcu jednak udało się przełamać szyki obronne Zenitu. Bardziej skomplikowane środki nie działały, a więc Azpilicueta trochę od niechcenia wrzucił piłkę w pole karne na dobrej wysokości. Tam czyhał oczywiście Lukaku, który zrobił, co trzeba. Chelsea dopięła swego, a po wyjściu na prowadzenie spuściła z tonu, postanowiła dograć spotkanie w trybie eco. Czasami trochę bolały oczy od patrzenia na grę londyńczyków, lecz tak już za kadencji Tuchela bywa, że czasami kibic musi spodziewać się czegoś, co przypomina paździerz.
Chelsea – Zenit. Jak wypadł sędzia Frankowski?
Przypomnijmy: arbitrami liniowymi byli w tym meczu Marcin Boniek oraz Jakub Winkler, natomiast sędzią technicznym Krzysztof Jakubik. VAR-em dowodził z kolei sędzia z Niemiec – Marco Fritz. No i oczywiście główną dla nas postacią do obserwacji był Bartosz Frankowski, za którym ciągną się kontrowersje z meczu Legii ze Śląskiem. Ale zostawmy Ekstraklasę, skupmy się na występie polskiego sędziego w Lidze Mistrzów.
No więc – jak wypadł 34-latek? W pierwszej połowie właściwie nie miał żadnej roboty. Piłkarze Chelsea i Zenitu nie podostrzali gry, to spotkanie oglądało się dobrze, bo rzadko kiedy pojawiały się w nim przerwy. Gdy zaś trzeba było zarządzić sytuacją stykową, przy żadnej decyzji polskiego arbitra i jego asystentów nie mieliśmy wrażenia, że coś się nie zgadza. Siedem fauli, jedna żółta i zresztą zasłużona kartka dla Azpilicuety za uderzenie łokciem. Bezbłędna runda pana Frankowskiego.
Po zmianie stron polski arbiter słusznie obdarował kartką Rakitskiego, kiedy ten w nieprzepisowy sposób powstrzymał Mounta urywającego się w pole karne po kierunkowym przyjęciu piłki. I to by było na tyle. Sytuacji trudnych do rozstrzygnięcia brakowało, ot, jednodniowy wypad z Warszawy okazał się łatwą fuchą w Londynie. Najlepszą recenzją niech będzie stwierdzenie, że w dzisiejszym meczu sędzia Frankowski był jak duch.
Chelsea – Zenit 1:0 (0:0)
Lukaku 69′
Fot. Newspix