Odpaliliśmy ostatnio w Lidze Minus cykl, w którym zadajemy graniczne pytanie – czy Cracovia spadnie z ligi? To wciąż byłoby spore zaskoczenie, ale grając tak, jak w pierwszych czterech kolejkach, ekipa Probierza sama prosiła się o kłopoty. Krytykujemy, kiedy trzeba krytykować, natomiast gdy trzeba pochwalić – nie ma problemu. I dzisiaj Cracovię pochwalimy, bo w końcu wyglądała, jak drużyna z krwi i kości, a nie zbieranina ludzi z przystanku autobusowego. W efekcie: są pierwsze trzy punkty w tym sezonie.
CRACOVIA – JAGIELLONIA. INNE „PASY”
Oczywiście to wciąż nie jest futbol, który sprawiałby, że dzieci rzucają konsolą i mówią „mama, nie teraz, Cracovia gra”, jednak jak wspomnieliśmy: miało to ręce i nogi. Sporo walki, zęba, ale też po prostu trochę jakości. Symbolem tej postawy był Alvarez. Facet, którego nie kojarzymy z biegania wte i wewte, starał się dzisiaj być wszędzie. Odbierał, przepychał, ścigał się, próbował wrzucać krzyżakiem (i nawet się nie połamał).
Tak jak cała Cracovia, walczył ze swoimi słabościami. Miał idealną sytuację, kiedy poślizgnął się Kwiecień. Autostrada do bramki Steinborsa, wystarczy pobiec, strzelić i zaprezentować jakąś sympatyczną cieszynkę. Niestety Alvarez skończył na pierwszym punkcie, bo uderzył źle – bez żadnego zwodu, prosto w Steinborsa.
Ale właśnie – Cracovii to jakoś specjalnie nie podłamało, Alvareza też nie i swoje konkrety facet dostał. Najpierw wywalczył rzut karny, kiedy wpadł przed Puerto i skorzystał z kontaktu. Tak, to chyba będzie dobre określenie, bo mieliśmy tutaj jedenastkę 50/50. Jakby Kwiatkowski jej nie dał, nikt nie mógłby się obrazić, ale skoro dał – też trudno mieć wielkie pretensje. Dynamiczna sytuacja, doszło do kontaktu, napastnik Cracovii swoje dołożył, ale cóż, można się na to sformułowanie obrażać, lecz teraz pasuje jak ulał. Sędzia się obroni. Z wapna pewnie strzelił van Amersfoort i Cracovia objęła prowadzenie.
Z kolei w drugiej połowie bramkowa akcja Pasów nie zostawiała już pola do wątpliwości. Ładnie to chłopaki wykonali. Szybkie i celne podanie w pole karne do Alvareza, ten odgrywka do Hanki, a Rumun nie miał już problemu z łotewskiego bramkarza, załadował mu po długim.
CRACOVIA – JAGIELLONIA. KŁOPOTY GOŚCI
Jagiellonia miała z taką Cracovią problem. Szczególnie na początku spotkania, kiedy trudno było jej wejść w mecz – gra się nie kleiła, brakowało błysku i większego pomysłu. Potem to się nieco normowało, ale widać było, że różnica jakości między poszczególnymi piłkarzami w tej drużynie okazywała się momentami zbyt duża. W ataku na jednego Imaza przypadał Trubeha. Gość dzisiaj dostał piłkę na tacy w odległości dwóch metrów od pustej bramki, ale nawet się nie pofatygował, żeby dostawić nogę. Po prostu stał i patrzył, a gdyby był pazerny – miałby swoją sztukę.
Z kolei w obronie na jednego Augustyna w obronie przypadał Kwiecień. Już pal licho to poślizgnięcie, ale chłop był zakręcony jak słoiki na zimę. Zwróćcie uwagę na jego postawę przy drugiej bramce Cracovii. Właściwie to trudno powiedzieć, co on robi. Krzątał się po polu karnym, w pewnym momencie wręcz zasłaniał Steinborsowi widok… No tak się nie da bronić.
Co trzeba oddać Jadze – cały czas chciała do tego meczu wrócić. Musiała już ryzykować, była bliska straty kolejnego gola (słupek Pestki), ale walczyła o swoje, głównie za sprawą Imaza. To on napędzał kolejne ataki, to on strzelił na 1:2, kiedy dobił uderzenie z najbliższej odległości. Natomiast to też on zmarnował dobrą okazję w końcówce, kiedy z bliska po zgraniu nie trafił nawet w bramkę.
Ważne: Jaga wróciłaby do tego meczu, gdyby Cracovia była taka jak choćby w Gdańsku. Czyli apatyczna i bez większej wiary. A tutaj piłkarze Pasów naprawdę chcieli się pokazać, udowodnić, że niekoniecznie muszą być pośmiewiskiem. Jeździli na dupie, przyjmowali kolejne strzały na siebie. Walczyli. A że dołożyli choć trochę jakości z przodu – patrzcie, można strzelać gole inaczej niż po dośrodkowaniach – to sięgnęli po trzy punkty.
Nie powiemy, że to jest przełom czy coś w tym guście. Za wcześnie, zdecydowanie za wcześnie. Natomiast niech ten mecz będzie dla Cracovii drogowskazem. Tak grając, cykl z Ligi Minus szybko zostanie schowany do szafy.
Fot. FotoPyk