Dlaczego dopiero po wygraniu Ligi Mistrzów z Rakowem Częstochowa powiedziałby: „wow, to całkiem niezłe osiągnięcie”? Czy Raków ma szansę stać się krajową potęgą na miarę Legii czy Lecha? Dlaczego woli przekonywać wizją niż pieniędzmi? Czy naprawdę nie wierzy w polskich dyrektorów sportowych i jak to możliwe, że od wielu z nich ma większe kompetencje w wynajdywaniu piłkarzy do klubu? Kiedy akademia Rakowa sprzeda swojego wychowanka za kilka milionów euro i kto jest jego faworytem do takiego transferu? Ile klub zamierza zarobić na odejściu Vladana Kovacevicia? Dlaczego chce, żeby jego rola w klubie niedługo się zmieniła? Na te i na inne pytania w dłuższej rozmowie z nami odpowiedział właściciel Rakowa Częstochowa i X-Komu, Michał Świerczewski. Zapraszamy.
Jest pan bardzo zajętym człowiekiem.
Jest to całkiem możliwe. Używając żargonu piłkarskiego: dość często zdarzają się okresy, kiedy oddycham rękawami.
Umawialiśmy się pięć miesięcy.
Staram się nie udzielać wywiadów. Na co dzień zajmuję się zbyt dużą liczbą tematów, żeby wynajdywać jeszcze czas na aktywności medialne.
W czerwcu mieliście przedstawić kolejny plan pięcioletni. Nic takiego nie ogłosiliście.
Temat jest w trakcie realizacji. Czekamy na wyjaśnienie się paru kwestii i jesienią wszystko przedstawimy. Pewnie jakoś między wrześniem a listopadem.
Zdradził pan kiedyś bardzo ogólny zarys tego planu? Budowa nowego stadionu, kilka awansów do faz grupowych europejskich rozgrywek…
Taki plan zawsze musi być całościowy, przemyślany i zawierać w sobie cały szereg rzeczy związanych z funkcjonowaniem klubu. Za wcześnie na zdradzanie szczegółów. Wyznaczamy sobie nie tylko cele sportowe, ale też cele infrastrukturalne, administracyjne, marketingowe.
Może ciut konkretniej? Zacznijmy od infrastruktury.
Cel to rozwój szeroko rozumianej bazy sportowej.
Współczesny aspirujący klub piłkarski może prężnie działać bez ultra-nowoczesnej bazy, ultra-nowocznesnego stadionu? Raków nie może poszczycić się taką infrastukturą.
Klub bez najnowocześniejszej infrastruktury może istnieć na poziomie Polski, ale jeśli chcemy wskoczyć na wyższy poziom, musimy nadrobić tematy infrastrukturalne. Powinniśmy myśleć o stadionie z prawdziwego zdarzenia.
Nowy stadion w Częstochowie to pewien rodzaj pana marzenia.
Mówimy tutaj o wybudowaniu obiektu mieszczącego od 12 do 15 tysięcy widzów, bo takie są możliwości Częstochowy, ale na dziś to faktycznie leży w sferze moich marzeń.
Najbardziej zadowolony jest pan z funkcjonowania klubu w kwestii czysto sportowej.
Jestem zadowolony z funkcjonowania pierwszej drużyny – z jej wyników, z jej rozwoju, z jej stylu. Mamy za to trochę do poprawienia w szeroko rozumianym skautingu. Dziś funkcjonuje to u nas na solidnym poziomie. Jest tutaj jednak pole na dokonanie optymalizacji. Spore rezerwy widzę w działaniu akademii, ba, w organizacji miejsca, w którym ta akademia miałaby się realizować.
W jakim czasie Raków Częstochowa będzie w stanie wyszkolić zawodnika i sprzedać go za kilka milionów euro? Kamila Piątkowskiego podkradliście z Zagłębia.
Wierzę w Kacpra Trelowskiego, który w ostatnim czasie dość mocno się rozwinął i jeśli jego progres będzie następował w takim tempie, to może pójść w ślady Kamila Piątkowskiego. Na ten moment to mój faworyt wśród zawodników z akademii.
Marek Papszun często narzekał, że brakuje mu dopływu świeżej krwi do pierwszej drużyny z akademii Rakowa.
To jest jakiś problem, że nie widać jeszcze efektów pracy naszej akademii na skalę tych, jakie występują w szkółkach Lecha Poznań czy Zagłębia Lubin. Gdybyśmy mieli takich młodych zawodników, jakich tam mają, byłoby nam dużo łatwiej, ale wierzę w to, że na tym polu też będziemy z czasem nadrabiać dystans do najlepszych i to tylko kwestia czasu, kiedy akademia Rakowa Częstochowa stanie się najprężniejszą akademią piłkarską w Polsce.
RAKÓW CZĘSTOCHOWA WYGRA PUCHAR POLSKI – KURS 12.00 NA FUKSIARZ.PL
Naprawdę, aż tak? Jesteście w stanie konkurować z akademią Lecha czy Legii? Zagłębia czy Pogoni nie wspominam, bo tutaj łatwiej zniwelować ten dystans, ale akurat w Poznaniu i Warszawie mają większe pieniądze, większe możliwości i lepsze ośrodki.
Oczywiście, że tak, ale to ludzie są najważniejszym kapitałem każdej organizacji. Legia ma najnowocześniejszy ośrodek w Polsce, ale jeśli nie będzie zatrudniała odpowiednich osób, to same obiekty niewiele dadzą w kwestiach szkoleniowych.
Dużo pieniędzy trzeba w to zainwestować?
Tak, ale pieniądze nie są największym problemem. Wszystko sprowadza się do wynalezienia odpowiednich ludzi, którzy będą mądrze rozwijać naszą akademię.
W Polsce są tacy ludzie? Mówił pan kiedyś, że polski futbol cierpi na brak kompetentnych fachowców.
Akurat jeśli chodzi o szkolenie dzieci i młodzieży, to nie wygląda to tak źle. Jest wielu młodych, ambitnych, chcących się rozwijać trenerów i w perspektywie czasu uważam, że to zaowocuje, a nasza piłka nożna będzie wyglądała lepiej niż aktualnie wygląda.
Jak wielki wpływ ma pan na skautowanie i dobieranie zawodników do pierwszej drużyny? Słyszałem, że pana wpływ na podejmowanie decyzji jest bardzo duży.
Na samym końcu podpisuję się pod każdym dokonanym transferem. Nigdy nic nie dzieje się bez mojej wiedzy, choć nie jestem w tym zaborczy i autorytarny, bo zdarza się nawet, że przystaję na wzmocnienia, które wcale nie wydają mi się zasadne.
Żałował pan kiedyś tego, że nie został przy swoim?
Tak, podpisałem się i potem żałowałem, ale ten piłkarz już u nas nie gra. Czasami trzeba jednak pozwolić się pomylić innym osobom, żeby się czegoś nauczyły. Dość często trzeba iść na jakieś kompromisy, bo nie zawsze mamy pod ręką lepszego zawodnika od tego akurat kontraktowanego.
Czyli potwierdza pan swój decydujący udział przy ruchach transferowych Rakowa.
Każdy transfer, w mniejszy lub większy sposób, staram się monitorować, analizować, żeby potem móc wyrazić na niego ewentualną zgodę.
Nabył pan już taką wiedzę o piłce nożnej, że jest pan w stanie brać na siebie pełnię odpowiedzialności w kwestiach czysto sportowych?
Przez te kilka lat sporo się nauczyłem. Nieskromnie powiem, że pewnie mam większe kompetencje niż kilka osób zatrudnianych w polskich klubach na stanowiskach dyrektorów sportowych. I niekoniecznie świadczy to o jakiejś mojej niesamowitej wiedzy. Miarodajna ocena wymaga mocnego zaangażowania, zagłębienia się w temat. Każdemu transferowanemu zawodnikowi trzeba poświęcić przynajmniej kilka godzin, aby w miarę miarodajnie ocenić jego umiejętności i potencjał. Aby odrzucić zawodnika czasami wystarczy kilka minut, np. na pozycję, gdzie wymagana jest szybkość lokomocyjna.
Pewnie łatwiej wybrać skrzydłowego lub ofensywnego pomocnika niż szóstkę czy stopera.
Zdecydowanie, ofensywnych piłkarzy ocenia się szybciej, na podstawie konkretnych parametrów, nawet boiskowych momentów czy poszczególnych zachowań. W przypadku zawodnika o profilu defensywnym sprawa jest bardziej złożona, bo też ilość materiału wymagającego prześledzenia jest znacznie większa.
Sprowadzacie niespecjalnie ekskluzywnych defensorów. Milan Rundić, Zoran Arsenić…
Nie odnosi się to do tej dwójki, ale czasami drużyna wymaga transferów stanowiących uzupełnienie składu. Sprowadzamy zawodników w różnych momentach sezonu i czasami postronni obserwatorzy nie mają świadomości, jaka rola przewidywana jest dla danego zawodnika. Ale na tym też właśnie polega dobry skauting, żeby sięgać po piłkarzy nieoczywistych, żeby wybierać tych, którzy nie są akurat w optymalnej dyspozycji, ale mają potencjał do rozwoju. Najprościej jest, gdy kupuje się wyróżniającego się gracza, który dobrze gra i notuje dobre liczby.
Raków Częstochowa będzie mógł sobie kiedyś pozwolić na rynkową konkurencyjność wobec większych od siebie? Zacznie sprowadzać zawodników w formie, w gazie, po dobrych sezonach?
Wszystko zależy od ligi, z jakiej będziemy sprowadzać takiego piłkarza. Dobrym przykładem zawodnika w formie, po dobrym sezonie, którego ściągnęliśmy do siebie jest Vladan Kovacević. Pozyskaliśmy go za bardzo rozsądne pieniądze, jeśli chodzi o współczynnik wydanych pieniędzy do jego umiejętności i potencjału. Myślę, że za wcale niedługo będziemy mogli w stanie zaproponować warunki podobne do tych oferowanych przez Legię czy Lecha.
Marek Papszun twierdzi, że za Vladana Kovacevicia nie zapłaciliśmy 500 tysięcy, że to za duża, nieco rozdmuchana medialnie kwota.
To mniejsza kwota, ale nie jakoś znacznie. Umowa zawiera bonusy, które mogą ją zwiększyć. Wykazaliśmy się dobrymi umiejętnościami negocjacyjnymi. Wykorzystaliśmy odpowiedni moment.
I pewnie Raków chce na nim zarobić.
Oczywiście, że tak. Wierzę, że to będzie jeden z trzech najwyższych transferów z Ekstraklasy w jej historii.
Takich transferów ma być więcej?
Taki jest cel, to mądry kierunek, ale nie jest łatwo pozyskać takich piłkarzy jak Vladan Kovacević. Cały ten proces jest skomplikowany, bo nie jesteśmy jedynym klubem, który dostrzega ich potencjał.
Powątpiewa pan trochę w umiejętności polskich dyrektorów sportowych. W umiejętności Roberta Grafa pewnie pan wierzy, ale już o jego poprzedniku, Pawle Tomczyku, mówił pan, że to dopiero „potencjał na dobrego dyrektora sportowego”.
Nie powiem, że na sto procent Robert Graf będzie idealnym dyrektorem sportowym dla Rakowa, ale jego wcześniejsza praca i nasze rozmowy wskazują, że z dużą dozą prawdopodobieństwa tak właśnie będzie. Przekonamy się po dwóch-trzech oknach transferowych. Paweł Tomczyk też dużo się u nas nauczył i mocno rozwinął. Uważam, że bardzo dobrze poprowadził negocjacje przy sprowadzaniu Vladana Kovacevicia, gdzie ja go jedynie wspierałem w zakresie strategii. Pawłowi Tomczykowi trzeba również oddać to, że kiedy Vladan miał słabszy okres na obozie przygotowawczym, nawet przez chwilę nie przestał w niego wierzyć.
Jest w Rakowie miejsce na silnego i decyzyjnego dyrektora sportowego między panem a Markiem Papszunem?
Oczywiście, że tak, bardzo bym sobie tego życzył, bo nie chciałbym angażować się w tematy transferowe w takim stopniu, jak wyglądało to do tej pory. Zależałoby mi na tym, żeby ktoś inny realizował to na oczekiwanym przez nas poziomie. Im mniej będę musiał ingerować w takie tematy, tym lepiej będzie to świadczyło o profesjonalizmie i umiejętnościach osób zajmujących stanowisko dyrektora sportowego. Liczę, że będę miał więcej czasu na inne obowiązki.
Jaki jest pana właścicielski ideał? Czym chciałby się pan docelowo zajmować, na co chciałby mieć pan czas?
Chciałbym skupić się na rozwijaniu wizji i strategii.
Wizja i strategia mają uczynić Raków konkurencyjnym dla największych? Chcecie stać się równorzędnym rywalem dla Legii i Lecha na wiele lat?
Dopóki nie ogłosimy strategii na kolejne pięć lat, nie za wiele w tej kwestii będę zdradzał.
Ale to w ogóle możliwe, prawdopodobne, żeby w ciągu najbliższych dwudziestu czy trzydziestu lat stać się taką marką jak Legia czy Lech?
Tak, jest to możliwe, jeśli był w stanie to zrobić chociażby taki Łudogorec Razgrad, skoro Atalanta Bergamo jest w stanie rywalizować z największymi klubami Serie A, to dlaczego nie miałby tego zrobić Raków Częstochowa.
Co według pana jest niezbędne, żeby wizja zamieniła się w rzeczywistość?
Odpowiedni ludzie na odpowiednich stanowiskach.
I tylko tyle?
Tylko i aż.
Gdzie tych ludzi brakuje?
W polskiej piłce, proszę mi uwierzyć, wszędzie. Brakuje specjalistów w wielu dziedzinach funkcjonowania klubu piłkarskiego i nie dotyczy to tylko Rakowa Częstochowa, ale praktycznie każdego klubu piłkarskiego w tym kraju i mamy w tej kwestii bardzo dużo do naprawienia.
Co ma pan na myśli?
Polskie kluby cierpią na wielu poziomach. Poczynając od funkcjonowania działów sportowych i admiracyjnych, przez akademie i marketing, po ticketing i organizowanie samego wydarzenia piłkarskiego. Multum jest tych rzeczy do poprawy, do zmiany, do rozwinięcia, naprawdę. Oczywiście, nie znam na tyle dobrze działania wszystkich klubów w Polsce od środka, żeby jednoznacznie stwierdzić, co gdzie i jak zawodzi, ale widzę, że wszędzie jest przestrzeń do autorefleksji i sensownego naprawiania błędów.
EARLY PAYOUT W EUROPEJSKICH PUCHARACH I EKSTRAKLASIE – TYLKO W FUKSIARZ.PL!
Raków Częstochowa może być klubem, któremu na dłuższą metę będą kibicować fani w całej Polsce?
Już budzimy pozytywne emocje, pozytywne skojarzenia. W wielu przypadkach jesteśmy klubem drugiego wyboru dla kibiców, którzy mają swoje ukochane drużyny od lat, bo akurat pochodzą z jakiegoś regionu, z jakiegoś miasta. Raków nie jest nielubiany, bo osiąga przyzwoite wyniki i pokazuje, że nawet w przeciętnym mieście można zbudować klub, który relatywnie szybko pójdzie w górę. Nie przynosimy wstydu polskiej piłce. Jeśli dalej będziemy wygrywać, naturalnie będziemy pozyskiwać kibiców z całego kraju, ale musimy zrobić jeszcze bardzo, bardzo dużo w działce marketingowej, żeby łatwiej było budować nam pozytywną narrację wokół klubu.
Od kilku lat mówi się o Rakowie tylko dobrze. Co jak przyjdzie kryzys?
Będziemy musieli sobie z nim poradzić. A przede wszystkim przygotować sobie wszystko tak, żeby nie doprowadzić do takiego kryzysu.
Łatwo tak powiedzieć.
Bo mądrzej jest zajmować się prowadzeniem klubowych sterów tak, żeby nie doprowadzić do kolizji niż cały czas zastanawiać się, co poczynić w przypadku dołka.
Jak to się robi?
To codzienna praca, codzienne pilnowanie pewnych tematów.
Trudno jest sprawiać, żeby klub rokrocznie wychodził na plus w sprawozdaniach finansowych?
Wymaga to bardzo dobrego skautingu i bardzo dobrego funkcjonowania akademii. Najłatwiej osiągać to klubom w stylu Zagłębia Lubin czy Lecha Poznań, bo są one najsprawniejsze w szkoleniu, w promowaniu i spieniężaniu produktów własnej akademii. Raków od niedawna gra w Ekstraklasie i bardzo trudno jest sprawić, żeby wychodzić rokrocznie na plus bez wygrywania Pucharu Polski, zajmowania drugiego miejsc w Ekstraklasie czy sprzedawania kogoś za kilka milionów euro w każdym okienku. Musimy uciekać zatem do przodu.
Wymienił pan Zagłębie i Lecha, a to kluby, gdzie Excel świeci się na zielono, ale wyniki od lat są rozczarowujące.
Lech i Zagłębie nie potrafią połączyć wyników finansowych z satysfakcjonującymi wynikami sportowymi. Tak już jest, że wprowadzania młodych piłkarzy często wiąże się z tym, że czasami się przegra, czasami się zremisuje, zamiast wygrać i zdobyć komplet punktów. Tak już bywa. Sztuką jest wszystko połączyć.
Dalej Raków chce przekonywać bardziej wizją niż pieniędzmi?
Tak, choć zdarzają nam się przypadki, kiedy walczymy również pieniędzmi, ale to nie jest najlepsze rozwiązanie. Zawodnicy, którzy decydują się na jakiś klub ze względów finansowych dosyć często nie sprawdzają się, dlatego też lepszą opcją jest stawianie na piłkarzy, dla których ważniejsza jest wizja sportowa.
Wspominał pan kiedyś, że sporą satysfakcję sprawiło panu odrzucenie trzymilionowej oferty Udinese za Kamila Piątkowskiego. Nie chcieliście też odrzucić takiej propozycji za Davida Tijanicia?
Nie będę zdradzać kwoty, za jaką sprzedaliśmy Davida Tijanicia.
Porządnie ponad milion, to wystarczy, niemała kwota.
Tak, tak, nie chcemy blokować naszych zawodników w drodze do rozwoju swoich karier, bo kolejni piłkarze nie będą chcieli do nas dołączać. Potrzebujemy sprzedaży, żeby uwiarygodnić się jako klub, który jest w stanie promować graczy. Oczywiście, że jesteśmy w stanie odrzucić ofertę za jednego czy drugiego zawodnika, ale to też nie tędy droga.
Czasami trzeba kogoś sprzedać.
Trzeba sprzedawać, żeby ambitni zawodnicy chcieli do nas przychodzić.
To prawda, że tego sezonu boi się pan najbardziej, odkąd zarządza pan Rakowem?
Najbardziej obawiałem się pierwszego sezonu w Ekstraklasie. Brakowało mi doświadczenia, nie do końca wiedziałem, na co nas będzie stać, ale po wszystkim uświadomiłem sobie, zresztą zgodnie ze wcześniejszymi przypuszczeniami, że nie taki wilk straszny, jak go malują. To samo udowodniła Warta Poznań. Czy boję się tego sezonu? Nieszczególnie, bo wiem, jakie są nasze możliwości i na co nas stać. Sam jestem ciekawy, jakie zajmiemy miejsce w tabeli na koniec.
Ale czuje pan pewnie wewnętrzną presję powtarzania lub przebijania sukcesów z minionego sezonu, kiedy zdobyliście Puchar Polski, Superpuchar Polski i wicemistrzostwo Polski.
Jest taka wewnętrzna presja, takie oczekiwanie, oczywiście.
Lubi pan to środowisko?
Wyzwania sportowe sprawiają mi radość. Lubię patrzeć, jak nasi kibice cieszą się z tempa naszego rozwoju. A samo środowisko jest jak każde inne, trzeba się w nim odnaleźć.
Co by się musiało stać, żeby powiedział pan, że odniósł pan wielki sukces w piłce nożnej? Czy to dla pana, prężnego biznesmena, jednak po prostu emocjonalna zabawa na zawsze bez jakiegoś konkretnego jednego happy endu?
Nie wiem, czy to zabawa na zawsze, ale myślę, że spełniony byłbym po wygraniu Ligi Mistrzów, bo nic więcej w piłce klubowej nie da się zdobyć, to jest sam szczyt i to dopiero byłoby coś, po czym powiedziałbym: „wow, to całkiem niezłe osiągnięcie”.
To sfera marzeń.
Na razie Ligą Mistrzów jest dla nas Liga Konferencji.
ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK
Fot. Newspix/400mm.pl