Lindsay Rose dostał ważne zadanie w meczu ze Slavią Praga – zastąpić Artura Jędrzejczyka. „Jędza” ma w swojej karierze różne momenty. Czasami gorsze, czasami lepsze, ma też przecież swoje lata. Ale tego lata w pucharach dawał radę, więc francuski stoper po prostu musiał wejść w pełni w jego buty. Efekt występu był jednak taki, że po 45 minutach zjechał do bazy z żółtą kartką. I niestety nie był to pierwszy raz, gdy Rose nie był pewnym punktem defensywy Legii.
Czesław Michniewicz po meczu starał się usprawiedliwiać swojego stopera. – Nie oceniam go tak krytycznie. Dzisiaj dostał kartkę, dlatego go zdjąłem, bo wiele ataków szło jego stroną i nie chcieliśmy ryzykować gry w dziesiątkę – mówił w „Kanale Sportowym”. Ale przecież nie jest to pierwszy przypadek w historii, w którym stoper dostaje „żółtko” w 36. minucie gry. Niektórzy łapali kartki już na starcie spotkania, a potem schodzili z boiska równo z ostatnim gwizdkiem.
Problem był więc głębszy. Tkwił w tym, że Rose po prostu zagrał słabo i nie dawał pewności, że za moment znów czegoś nie wywinie.
Slavia Praga – Legia Warszawa. Nieudany występ Rose
Legia Warszawa w Pradze zagrała dobrze w ofensywie. Ok, może nie wzorowo, bo jednak wielu sytuacji sobie nie stworzyła, ale jeśli grasz z lepszym rywalem i wykorzystujesz to, co masz, to możesz być zadowolony. Niestety w tyłach tak dobrze to już nie wyglądało. Na starcie pomylił się Maik Nawrocki, który źle wyprowadził piłkę. Przy rzucie rożnym przysnął Kacper Skibicki. Linię spalonego przy akcji Nicolae Stanciu złamał Filip Mladenović, potem Rumun łatwo ograł Nawrockiego. Ale i tak najsłabiej w pierwszej połowie wypadł Lindsay Rose.
- 10. minuta gry – źle krył rywala, który miał „patelnię” z pięciu metrów, ale spudłował
- 26. minuta gry – Rose wybija piłkę z pola karnego, ta spada pod nogi Stanciu, który oddaje strzał
- 32. minuta gry – Rose traci w okolicach linii środkowej, kontrę Slavii zatrzymuje Wieteska
- 36. minuta gry – wspomniana kartka
- 44. minuta gry – bierna postawa przy strzale Schranza z pola karnego
- 45+4′. minuta gry – Sima przekłada Rose w polu karnym, Slavia wyrównuje
Nawrocki swoje pomyłki nadrobił asystami. Rose pozytywów nie dał, jego dobre zachowania można było policzyć na palcach jednej ręki. Jeszcze gorzej jego występ oceniać można przez pryzmat gry zmiennika, czyli Mateusza Hołowni. Polak zagrał dobrze, wyjaśnił kilka sytuacji, wygrywał pojedynki z rywalami – niezależnie od tego, kogo mamy na myśli. W dodatku, zamiast samemu zgarnąć żółtą kartkę, zapracował na „żółtko” dla rywala.
Oczekiwania były dokładnie odwrotne. Hołownia ma 23 lata i wciąż nie dorobił się 50. gier w Ekstraklasie na koncie. Lindsay Rose kosztował ok. 600 tys. euro, grał we francuskich młodzieżówkach, był podstawowym piłkarzem Arisu Saloniki. W pucharach też już grywał, więc miał wnieść spokój i doświadczenie.
Nie udało się.
Słabe wejście Lindsaya Rose do Legii
Problem Francuza, który reprezentuje Mauritius, jest taki, że nie był to jednorazowy wyskok. Bo wiadomo, każdy czasem się spali, zagra gorszy mecz. Tyle że Rose – po tym co widzieliśmy do tej pory – wypada po prostu przeciętnie.
- Superpuchar Polski? Błąd przy bramce, wytknął mu to nawet trener
- Wisła Płock? Na starcie porobił go Patryk Tuszyński, to jego ograno, gdy Radosław Cielemęcki trafił w poprzeczkę
- Radomiak? Przy pierwszym golu nie zatrzymał Abramowicza. Drugi to wina Slisza, ALE to przed nosem Rose rozegrały się ostatnie sceny tej akcji. Poza tym przy innych sytuacjach też można się do niego przyczepić – w doliczonym czasie gry wybił piłkę pod nogi Leandro i został w miejscu, a ten zagrywając mu ją za plecy stworzył groźną okazję
Dobre momenty Rose wskazać jest więc ciężko. W dodatku na jednym z treningów doszło do starcia między nim i Bartoszem Sliszem, co zakończyło się kontuzją tego drugiego. Wiadomo – stoper Legii nie wyciął kolegi z zespołu, to bardziej nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Ale jak mawia klasyk: mogło zdarzyć się każdemu, a zdarzyło się jemu. Nawet tak pechowa sytuacja przypałętała się akurat do Francuza, a że wiadomo, jaki jest stan kadrowy legionistów w drugiej linii, było to wyjątkowo bolesne osłabienie drużyny.
EARLY PAYOUT W EUROPEJSKICH PUCHARACH I EKSTRAKLASIE – TYLKO W FUKSIARZ.PL!
Pozytywy? To sympatyczny typ
Jeśli chcemy doszukać się jakichś pozytywów z tego transferu, to na dziś będzie nimi szybka aklimatyzacja zawodnika. Sympatyczny filmik, na którym mówi „ziemia jest twarda” i chwali się, że uczy się polskiego. Nie pojedynczych słów, tylko języka, żeby normalnie rozmawiać z kolegami z szatni. Taką postawę możemy docenić. Lindsay Rose jest też mocno aktywny w roli ambasadora, parę razy widzieliśmy go już przy różnych wydarzeniach, gdzie spotykał się z kibicami.
Ogółem możemy odnieść wrażenie, że tak najzwyczajniej w świecie – sympatyczna z niego mordeczka.
Tyle że Legia Warszawa na dziś bardziej potrzebuje jego umiejętności na boisku. Oczywiście nie zamierzamy mówić, że już pobite gary, z chłopa nic nie będzie i mistrzowie Polski wyrzucili kasę w błoto. Zdarza się przecież, i to nie raz, że nowe transfery stołecznego klubu odpalają po czasie. Na pewno wspomniana nauka języka czy ogółem proces aklimatyzacji, pomogą Rose w tym, żeby ten wystrzał formy w końcu nastąpił. Natomiast na dziś ciężko rozpatrywać go w kategorii piłkarza kandydującego do gry w wyjściowym składzie.
Przynajmniej na miejscu Czesława Michniewicza nie podejmowalibyśmy takiego ryzyka.
SZYMON JANCZYK
fot. FotoPyK