PZPN pod wodzą Zbigniewa Bońka przeszedł drogę od podejrzanej organizacji specjalizującej się w podróżach i bankietach dziesiątek oddanych działaczy do sprawnie zarządzanej, stabilnej i bogatej firmy o dużej wiarygodności wśrod sponsorów i partnerów. Tego nikt Bońkowi i jego ludziom nie odbierze, to jest coś, czego nie były w stanie zepsuć żadne ich tweety, nietrafione decyzje związane z obsadą stanowiska selekcjonera, czy karczemne awanturki wewnątrz tego środowiska.
Natomiast to jest w głównej mierze dorobek pierwszych pięciu, sześciu lat rządów Zbigniewa Bońka. To miało być nabranie rozpędu, uprzątnięcie stajni Augiasza, po którym można było z czystym sumieniem rozpocząć budowę. I tu właśnie pojawia się najwięcej zarzutów oraz najwięcej wątpliwości. Czy faktycznie udało się coś trwałego zbudować? Czy zrobiono to w optymalny sposób?
Moim zdaniem – jest przestrzeń do poprawy, całkiem spora. I właśnie tutaj widzę wielką misję dla Cezarego Kuleszy, który właśnie rozpoczyna swoje panowanie nad największym z polskich związków sportowych.
Gdybym miał zdefiniować, czego polskiej piłce brakuje najbardziej, to odpowiedź byłaby dość krótka. Ludzi. Czy PZPN ma narzędzia, by ludzi rozmnożyć? Bez głupich żarcików – no ma, a przynajmniej mieć powinien.
TRENERZY
Od tego powinniśmy zacząć. Wielokrotnie już podnoszony był wątek kursów UEFA Pro, gdzie popyt kilkukrotnie przewyższa podaż, jaką może zaproponować Szkoła Trenerów. Jestem świadomy, że ostateczną decyzję podejmuje tutaj i tak UEFA, natomiast nie sądzę, by w interesie europejskiej federacji było blokowanie rozwoju polskich trenerów. Zwłaszcza, że przecież chodzi również o wiedzę. Kursy doszkalające dla posiadaczy dyplomu UEFA A? A dlaczego nie? Dodatkowe zajęcia, wewnęrzne certyfikacje, swoiste “zajęcia wyrównawcze”? Kto może zabronić organizacji tego typu przedsięwzięć. Nawet jeśli nie wiązałyby się ostatecznie ze zdobyciem formalnych uprawnień – zdecydowanie poszerzałyby kompetencje.
Ale już pal licho ten poziom profesjonalny, czy zbliżający się do profesjonalnego. Potrzebujemy trenerów na każdym szczeblu, potrzebujemy ich rozwoju od tych, którzy prowadzą raz w tygodniu hobbystyczne zajęcia dla kilkulatków. Zmniejszenie kosztów i zwiększenie dostępności kursów UEFA C i UEFA B, szersze promowanie programów grassroots, zwiększenie tempa działalności Mobilnej Akademii Młodych Orłów – wydaje się, że to są rzeczy do zrobienia na przedwczoraj. Dla PZPN-u czy okręgowych związków kwoty wpływające od trenerów w ramach opłaty za kursy to kropla przy tym, co otrzymują choćby z transferów klubów Ekstraklasy. Dla samych trenerów to zaś spory wydatek – zrobienie UEFA B to dwa kursy (najpierw UEFA C) i przynajmniej 3,5 tysiąca złotych mniej w kieszeni. A mówimy przecież o ludziach bardzo młodych, często świeżo po studiach, czasem zresztą studiach na AWF-ie.
Dlaczego nie połączyć sił z uczelniami? Z Wydziałami Nauk o Wychowaniu, które kształcą przyszłych wuefistów? Dlaczego nie ruszyć w masowość, dlaczego nie upowszechnić tej wiedzy, która obecnie spoczywa za wysokim murem trenerskich szkół? Osobna kwestia to jakość kształcenia, ale tu znowu powinny zadziałać proste mechanizmy – im więcej chętnych do nauki, tym większa konkurencja wśród nauczających. Zdaje się, że PZPN po to zbierał fundusze, by było go stać na preferencyjne ceny dla uczniów oraz godne stawki dla nauczycieli, w tym ekspertów, być może również zagranicznych.
AMATORZY I MŁODZIEŻ
Okej, rozwiązaliśmy problem numer jeden, mamy już setki trenerów gotowych do nauki futbolu. Problem numer dwa, być może poważniejszy, to liczba młodych piłkarzy. Tu znów widzę potężne pole do popisu dla PZPN-u, który ma w rękach narzędzia, a przede wszystkim jest na tyle wpływowy, by faktycznie przyczynić się do popularyzacji piłki nożnej. Maksymalne uproszczenie zasad, ograniczenie biurokracji to podstawa. Ale do tego być może programy partnerskie z Ministerstwem Edukacji? Być może wchodzenie już do przedszkola, na takich zasadach jak robią to prywatne podmioty pokroju Przedszkoliady? Otwarta współpraca i pomoc placówkom edukacyjnym, które chciałyby zrobić coś ponad stan w dziedzinie sport? Szkoły Gortata w pełni pokazały, że jest mnóstwo chętnych, trzeba tylko do nich dotrzeć, trzeba ich zaktywizować.
Pewnym zalążkiem jest Puchar Tymbarku. Często widzimy tylko finał na Narodowym i prychamy, że to działanie z doskoku. Ale tak naprawdę dla wielu wuefistów to jest bodziec do organizacji szkolnej drużyny, do systematycznych treningów, do zaszczepiania w młodzieży futbolowego bakcyla. A gdyby to jeszcze poszerzyć? Amatorskie ligi, turnieje dzikich drużyn, organizowanie gier podwórkowych? Skoro jest Mobilna Akademia Młodych Orłów, gdzie trenerzy-pracownicy PZPN-u edukują trenerów w terenie, to dlaczego nie dorzucić do jej działania aktywizowania lokalnych społeczności?
Musimy – jako środowisko piłkarskie – zrozumieć, że trwa wojna o każdą jedną duszyczkę, o każdego jednego dzieciaka, który wybierze sport zamiast e-sportu chociażby. Musimy podtykać pewne rzeczy pod nos, tak jak robią to na przykład producenci gier komputerowych. To gigantyczne koszty i ogromne wyzwanie, wymagająće również kreatywności. A może specjalna aplikacja treningowa dla wuefistów i ich uczniów, gdzie ćwiczenia demonstrowaliby reprezentanci Polski? A może regularne challange na TikToku i Instagramie? Możliwości jest mnóstwo, z każdym rokiem coraz więcej. Trzeba za nimi nadążać i bezlitośnie je wykorzystywać.
SĘDZIOWIE I INNI OFICJELE
Tu też mamy braki, gigantyczne braki. Lokalne związki narzekają, że na kursy sędziowskie mało kto chce przyjść. A przecież kto wie, czy najbardziej nie brakuje nam kadr zarządzających. Wykwalifikowanych dyrektorów sportowych, z praktyczną wiedzą skautingową i z dziedziny zarządzania. Znów kłaniają się uczelnie, tym razem te posiadające już Wydziały Zarządzania. Coś mi podpowiada jednak, że to jest problem wtórny wobec tych dwóch pierwszych – nie ma z kogo rekrutować sędziów czy dyrektorów, bo niespecjalnie przykładamy się do tworzenia bazy w postaci młodych trenerów, młodych piłkarzy, amatorów futbolowych.
***
Chciałbym wierzyć, że to jest osiągalne. Że przebijemy te szklane sufity, nie da się, nie można, nie damy rady. Wystarczy kupa pieniędzy, którą PZPN powinien być w tanie zarobić (tak jak robił to za kadencji Zbigniewa Bońka) oraz mnóstwo kreatywności i determinacji (na to liczę o nowych ludzi, bo przecież to właśnie popchnęło ich w stronę władz PZPN-u).
Cholernie za to sie boję, że wracamy raczej do walki o stołki, tak jak przed chwilą mieliśmy liczenie szabel i zbieranie poparcia bankiet po bankiecie, stół po stole, flaszka po flaszce. W takich warunkach trudno o determinację, kreatywność i przełamywanie schematów. Natomiast dziś każdy ma czystą kartę. Chciałbym, by z każdym miesiącem zapełniały ją nazwiska setek, a potem tysięcy nowych ludzi w środowisku futbolowym. To od masowości wszystko się zazwsze zaczynało i to o masowość musimy wszyscy wspólnie zawalczyć.
Ja już zresztą sprawdziłem, kiedy najbliższy kurs UEFA C.