Mimo porażki i ostatecznie braku awansu do dalszej fazy eliminacji, Legia nie zagrała złego meczu. Zabrakło jej trochę jakości, może też szczęścia, które uśmiechnęło się tydzień temu. Dzisiaj jednak zawiedli ci, po których można było spodziewać się najwięcej. A przynajmniej tyle, żebyśmy po większości ich zagrań nie musieli wstawać z kanapy i krzyczeć “coś ty zrobił?”. Niestety – tak właśnie było. W roli głównej: Juranović, Emreli, Martins. Goście, którzy w ostatnim czasie zaliczyli zauważalny zjazd.
Co prawda Martins ma lepsze i gorsze momenty, potrafi zagrać fajnie w odbiorze, ale suma jego złych decyzji jest zbyt duża. No nie, to tak rzuca się w oczy, że koniecznie trzeba to podkreślić. Gorzej jest jednak dwoma kolejnymi postaciami, co do których poziom oczekiwań jest większy. Portugalski pomocnik przy pełnej kadrze Legii mógłby nawet nie zagrać, natomiast Juranović i Emreli to piłkarze, którzy zawsze rozbudzają apetyty. Były napastnik Qarabagu zrobił to szybko, bo ledwo zadomowił się w nowym klubie, a już okazał się kluczowy. Sęk w tym, że to było kilka tygodni temu. Reprezentant Chorwacji zaś… Ech, gdybyśmy mieli dzisiaj oceniać poszczególnych piłkarzy tak jak w meczach Ekstraklasy, wahadłowy Legii nie dostałby oceny wyższej niż 3.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Emreli przestał strzelać, licznik bije
To już pięć meczów bez bramki. Emreli ostatni raz trafił do siatki w meczu Superpucharu Polski, a wcześniej zaliczył dublet z Bodo/Glimt. Co by nie mówić, to jest problem, który daje się we znaki szczególnie w eliminacjach do europejskich pucharach. Tylko tam azerski napastnik jest posyłany do boju od 1. minuty, co oczywiście może się zmienić, ale taki był plan trenera Michniewicza. Czy trudno się mu dziwić? Nie, na początku ten plan działał. Sami pisaliśmy o tym, że Emreli pięknie przywitał się z kibicami Legii, pokazał fajne umiejętności. Potem jeszcze zabłysnął Muci, swoje też raz zrobił Pekhart. Na papierze wyglądało to naprawdę dobrze, ale niestety dzisiaj nie wystarczyło na pokonanie Dinama.
Emreli tylko w dwumeczu z Bodo/Glimt zagwarantował liczby. Starcia z Florą Tallin i Dinamem Zagrzeb – na zero. Nie będziemy ukrywać, że obiecywaliśmy sobie więcej, choć z drugiej strony nie ma co tworzyć niezdrowej presji i nakładać ciężar oczekiwań na jednego piłkarza. 24-latek na pewno jeszcze nie raz okaże się kluczowy, aczkolwiek w takim klubie jak Legia, kiedy jesteś napastnikiem i przez kilka meczów nie strzelasz gola, musisz liczyć się z krytyką. I to się właśnie dzieje, ten pierwszy raz na polskich ziemiach musiał nastąpić. A przecież Emreli miał dzisiaj sytuacje, w których mógł zachować się trochę lepiej. Nie zrobił tego, tak więc ten, jak i kilka poprzednich występów, trochę zamazuje obraz dobrego początku.
Juranović nie wyglądał jak reprezentant Chorwacji
Dzisiaj błąd przy golu oraz ogółem straty połączone z apatycznością w ofensywie. To nie jest ten Juranović, którego znamy i chcemy widzieć w tak ważnych spotkaniach. Mówiąc wprost, Chorwat nie uciągnął rewanżu z Dinamem. No i już wcześniej zdradzał, że raczej nie jest w optymalnej formie. Znów chce się powiedzieć “szkoda”, bo od wahadłowych w tej formacji wiele zależy. A pojawia się duży problem, kiedy, tak jak dzisiaj, odpuszczasz powrót przy kontrze i właśnie przez to rywale strzelają gola. Strata Martinsa stratą Martinsa, ale musiało się jeszcze sporo wydarzyć, żeby Boruc wyciągnął piłkę z siatki.
Czy dzisiaj Juranović wyglądał jak gość, który grał i prezentował się nieźle na Euro 2020? Totalnie nie. Może tak zadziałała presja kibiców, kto wie. W każdym razie przez dużą część spotkania Chorwat wyglądał jak boczny obrońca Radomiaka, nie Legii, która walczy o Ligę Mistrzów. Poważny dysonans, dotkliwe konsekwencje. Znamienny jest fakt, że trzeba sporego wysiłku, żeby przypomnieć sobie naprawdę świetne dośrodkowanie czy akcję w defensywie tego piłkarza. Musielibśmy sięgnąć do ostatnich fragmentów meczu. Tak jak wspomnieliśmy na początku – na więcej niż 3/10 by nie zasłużył. No i niech się cieszy, że nie dostał w dzisiejszym meczu drugiej żółtej kartki. Bardziej ogarnięty sędzia mógłby się o takową pokusić.
Sam Juranović powiedział po meczu, że jest dumny ze swojej drużyny. Okej, wierzymy, możemy przyjąć tę wersję rzeczywistości. Ale szkoda, że nie padło zdanie “dumny z siebie już nie jestem”. Gdyby Juranović oraz pozostali dwaj zagrali na swoim, wysokim pułapie, być może pojawiłyby się dwie-trzy niezłe okazje na strzelenie gola. No i może nie widzielibyśmy takich wielbłądów, które o ile w Ekstraklasie są wybaczalne, bo rywale na ogół ich nie wykorzystują, o tyle z takim przeciwnikiem ich obecność musiała się tak skończyć.
Ale koniec gdybania, ważne, że są jakiekolwiek europejskie puchary. Tam każdy z nich będzie mógł się jeszcze wykazać. Najgorsze jest to, że pozostanie niedosyt. Dinamo było do ogrania. Szkoda, naprawdę szkoda. Trzeba to przeboleć.
Fot. Newspix