Reklama

Świat wewnętrznego dziecka runął

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

05 sierpnia 2021, 22:47 • 6 min czytania 103 komentarzy

Najtrudniejszy w takich chwilach jest początek. Pierwsze zdania, które trzeba sklecić mimo lawiny myśli. O tyle dobrze, że na klawiaturze jest nieco łatwiej. Gdyby chodziło o list, zapewne kilogram makulatury wylądowałby w koszu, zanim udałoby mi się zgrabnie przelać emocje na papier. To trudne. Cholernie trudne. Słowo „oficjalnie” przy informacji o odejściu Messiego z Barcelony jest jak pocisk z karabinu maszynowego. Tylko że zamiast płynącej po ciele krwi – czuję łzy. I pustkę.

Świat wewnętrznego dziecka runął

To sprawa osobista. Nieważne, czy ma się 20, 40 czy 60 lat. Jeśli jesteś kibicem Barcelony, a twoim idolem jest właśnie Argentyńczyk, powinieneś zrozumieć ten stan. Ja mam 23, swój pierwszy mecz w telewizji obejrzałem w czasach, kiedy kończyłem trzecią klasę podstawówki. W roli głównej Messi, drugoplanowej Barcelona. To był moment zwrotny w życiu dzieciaka, których my, mężczyźni, mamy w głębi duszy przez całe życie. Teraz ten dzieciak się odezwał, tak jak co roku. Pyta, gdzie jest Messi. Jest mi przykro. Nie byłem gotowy na to, że nie mogę odpowiedzieć tak, jak przez ostatnie 14 lat.

***

Widok 20-letniego Messi na ekranie. Niewiarygodna rzecz, która potem zawsze zachwycała tak samo. Ale najważniejszy jest ten pierwszy raz, to pierwsze wrażenie. Ono mnie zmieniło, dosłownie. Odłożyłem trochę na bok gry komputerowe i, cóż, zakochałem się w piłce nożnej. Z tego powstał nierozerwalny związek, to było coś więcej. Mam świadomość, że dla wielu brzmię teraz jak baran, ale wiecie co? Dzięki takim emocjom życie smakuje lepiej. Jest bardziej kolorowo. Polecam. To tak na marginesie.

Bo wiecie, tu nie chodzi o stawianie ołtarzyka jakiemuś „piłkarzykowi”. Dobra, takowy też mam, bo kiedy to piszę, siedząc przy biurku, za moimi plecami uśmiecha się Messi zawieszony na ścianie. Gdzieś niżej, w jednej z półek, leży jego koszulka. Gdzie indziej buty sygnowane jego nazwiskiem, ale, żeby nie było, korki z CR7 też gdzieś leżą. Okej, może jednak jestem nienormalny, bo kiedyś nawet nagrałem film na YouTube, w którym wypowiadam się w podobnym tonie o Argentyńczyku, co tutaj. Miałem wtedy 16 lat. Czas zatem płynie, a pewne rzeczy się nie zmieniają…

Pierwszy przystanek – 9 lat. Drugi – 16. Trzeci – 23. Ach, te liczby.

Reklama

***

Messi, Barcelona. Ja i sport, w którym 22 ludzi biega za okrągłym plackiem przez 90 minut, czasami dłużej. Tu trzeba było czegoś wyjątkowego, żeby stworzyło się połączenie wypierające wszystko inne. Bo dlaczego nie koszykówka? Dlaczego nie siatkówka, skoki narciarskie czy piłka ręczna? Sympatie wśród moich rówieśników były zróżnicowane, często uwarunkowane aktualnymi sukcesami reprezentacji Polski. Aha, no i ręczę głową, patrząc z perspektywy czasu, że moja sympatia była najsilniejsza. Bo trwa w całej swojej okazałości do dziś, jest czystą emocją, która nie wynika z bycia sezonowcem. Nie chodziło o to, że Messi z Barceloną wygrywali mecze, byli wielcy w skali Europy. Wytłumaczę wam, to bardzo proste. 14 lat temu ten niesamowity mikrus stał się dla mnie uosobieniem tego, co czuję na boisku z piłką przy nodze. Czuję szczęście. Każdemu czegoś takiego życzę.

Ktoś powie, że to przesada. Dziecinne biadolenie kibica Barcelony, które z miejsca trzeba wyjaśnić. Lubię to. Lubię, gdy ktoś tak mówi. Bo to oznacza, że nie potrafi wejść w buty drugiego człowieka, nie próbuje go zrozumieć. A ja wiem, że potrafię, to cenne. Swego czasu próbowałem pomyśleć jak kibic, któremu niebo spadło na głowę w chwili odejścia Ronaldo z Realu. Może nie jest to identyczny kaliber, to nie był wychowanek klubu z takim statusem, ale motyw podobny. Mówimy o wielkiej stracie, naprawdę wielkiej. Tylko najbardziej zagorzali kibice danego piłkarza i klubu zrozumieją, z czym trzeba się wtedy zmierzyć. Jasne, że to totalnie nieistotna rzecz dla losów świata. To, że jakiś Kamil Warzocha rozpacza nad Messim z Barcelony. Kogo to interesuje? Będę pierwszą osobą, która powie, że nikogo. Powie, że ludzie mają większe problemy.

Ale nie po to jest ten tekst.

No i spójrzcie na to z innej strony. Właśnie naprzeciw tym problemom – codziennym, życiowym, zawodowym – wychodzi nasz idol. Potrafi osłodzić gorszy czas, dać radość. Istnieją tacy goście w sporcie, dla których włączasz mecz, bo wiesz, że zobaczysz coś magicznego. Nie chcesz tego przegapić, wspierasz, cieszysz się tą chwilą. Potem decydujesz, że chcesz zobaczyć tę osobę na żywo. Zbierasz oszczędności na droższy wyjazd niż do Niecieczy, jeśli mowa akurat o Messim i Barcelonie. Tym samym wzmacniasz więź z człowiekiem, którego nawet nie znasz i pewnie nigdy nie poznasz.

My, niezależnie od tego, jakimi zawodami się paramy, mamy swoje hobby. Jesteśmy czyimiś kibicami, okazujemy to bardziej lub mniej. Jedni mają – za przeproszeniem – wyjebane, inni smakują futbol przy każdym pięknym zagraniu, są ekspresywni. Tak jak przy Messim, którego oczywiście można nie lubić za wiele rzeczy. Ale przy tych wszystkich dyskusjach (wiem, że to walka z wiatrakami) nie zabierajmy takim osobom jak ja pola do tego, żeby być wrażliwym, żeby się emocjonować. Bo, tak jak napisałem wcześniej, akurat w moim przypadku postać Messiego i jego związek z Barceloną to rzecz w życiu bardzo ważna. I jestem pewien, że nie tylko moim. Tak jak dziadek przebrany za Mikołaja i jego prezenty pod choinkę. Tak jak wartościowa kobieta, która wywiera na ciebie pozytywny wpływ. Tak jak bogowie w różnych religiach, którzy wielu ludzkim istnieniom mogą nadać jakiś sens. Szanujmy takie rzeczy, nawet jeśli ktoś zachowuje się przy tym jak wariat. Tym bardziej, gdy to nie jest szkodliwe dla innych.

Właśnie, pozytywny wpływ. Swoją drogą zawsze chciałem być na boisku jak Messi, mimo że od urodzenia byłem grubaskiem bez talentu. Nie Ronaldinho, nie jak piłkarze, którzy używali wszelkiego rodzaju sztuczek. Balans ciałem w roli dryblingu, piłka krótko przy nodze i tak dalej. To się udało. Z czasem, kiedy człowiek dorastał, doszły kolejne fazy „naśladownictwa”. Zacząłem rozumieć, jaki Messi jest poza boiskiem. Jakim jest człowiekiem, jak przedstawiają go ludzie, którzy przebywają z nim na co dzień. Jako nastolatek powiedziałem sobie pewnego dnia: bądź kiedyś taki jak on. Skromny, ułożony w życiu prywatnym, nie szukający kontrowersji. Dobry dla ludzi wokół, niebywale ambitny, zarażający swoim pędem do zwycięstw. Wzór sportowca, wzór człowieka. Tak więc kiedy w ten sposób patrzysz na Messiego, tak jak robię to ja, czyli przez naprawdę dziwne soczewki, zrozumiesz, jak wiele znaczy dzisiejszy dzień. 5 sierpnia, 2021 roku. Nie uciekniemy od tego, że Messi to Barcelona, a Barcelona to Messi. Przynajmniej przez okres jego kariery.

Reklama

***

Ten sam tekst napisałbym, gdyby Leo karierę zakończył. I taki też zapewne w przyszłości poczynię. Teraz jednak to musi wystarczyć. Wiem, że pojawią się argumenty w stylu „chłopie, po prostu oglądaj go w innym klubie”. Hmm, musiałbym chyba biadolić przez kolejny tysiąc słów, żeby wytłumaczyć, w czym rzecz. Dlaczego brak widoku Messiego w koszulce Barcelony będzie czymś, co wywołuje smutek. A tego nie chcecie, tego wam oszczędzę, tego też nie ma sensu robić. Tak jak wtedy, gdy wydarłem się późno w nocy po słynnym golu Sergiego Roberto, a chwilę później do pokoju wparowała mama z wyzwiskami na ustach. Nie wytłumaczysz, no nie wytłumaczysz.

Aha, na koniec: jestem przegrywem. Jestem cholernym przegrywem. Zawsze obiecywałem sobie przez tyle lat, że pojadę na Camp Nou, żeby zobaczyć Messiego na żywo w tej koszulce, którą kupiłem z okazji 18. urodzin. Wcześniej nie było mnie stać, tak samo jak na wyjazd. A kiedy już mogę to zrobić, chciałem w tym roku, bo pozwalają na to finanse i sytuacja pandemiczna w Hiszpanii – los zabrał mi marzenie. Jedno z największych, jeśli nie największe. Dlatego teraz chce mi się płakać jak dziecko. Dlatego to tak boli. Jest już za późno.

PS: Nie wierzę w wersję, według której Barcelona gra pod publiczkę, wywiera presję na Tebasie. Ale jeśli ona okaże się prawdą, poczuję wielką ulgę jak miliony fanów na całym świecie. Jasne, coś w tej sprawie śmierdzi. To lakoniczne pożegnanie piłkarza w mediach społecznościowych i brak reakcji piłkarzy. Ale tu i teraz to się stało, jest faktem.

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

103 komentarzy

Loading...