Start nowego sezonu Ekstraklasy przynosi nam sporo emocji i rekordów. Najwięcej dyskusji poświęcano czerwonym kartkom i nic dziwnego – w końcu osiem „kierów” w jeden weekend zdarza się raz na wiele lat. Nie jest to jednak jedyny statystyczny fakt wart odnotowania. W pierwszych dwóch kolejkach polskiej ligi padło bowiem aż 11 bramek zza pola karnego. To wynik tak dobry, że możemy po cichu liczyć na pobicie rezultatu z poprzedniego sezonu.
Wiadomo, że z czasem średnia goli zza „szesnastki” na kolejkę będzie pewnie spadać. Obecnie wynosi przecież blisko sześć takich trafień na jedną serię gier, a to sporo. Wystarczy dodać, że w ubiegłym sezonie średnia ta wynosiła 1,86 goli z dystansu na kolejkę – trzykrotnie mniej. W poprzednich rozgrywkach obejrzeliśmy łącznie 56 takich trafień. Według „EkstraStats.pl” najczęściej z dystansu trafiali Jakub Świerczok i Jakub Błaszczykowski – po trzy razy. Dwukrotnie ta sztuka udała się natomiast grupie pięciu zawodników. Są w niej: Yaw Yeboah, Ivi Lopez, Bartłomiej Pawłowski, Krzysztof Mączyński i Łukasz Trałka. Jeśli ten wyczyn podzielimy na kluby, sprawy mają się tak:
- Wisła Kraków – 10
- Piast Gliwice – 7
- Lechia Gdańsk, Śląsk Wrocław – 6
- Wisła Płock, Górnik Zabrze – 4
- Jagiellonia Białystok, Podbeskidzie Bielsko-Biała, Raków Częstochowa – 3
- Cracovia, Legia Warszawa, Pogoń Szczecin, Zagłębie Lubin – 2
Teraz więcej niż jednego gola spoza pola karnego mają na koncie piłkarze Zagłębia Lubin (3) oraz Bruk-Bet Termaliki Nieciecza (2). Blisko tego wyczynu był także Radomiak, ale jednak – uderzenia Karola Angielskiego i Dominika Sokoła to strzały tuż zza linii „szesnastki”. Niemniej jednak zarówno radomianie, jak i reszta ligi ma cały sezon, żeby powalczyć o przebicie wyniku „Białej Gwiazdy” sprzed roku.
11 – bramek zza pola karnego obejrzeliśmy w obecnym sezonie Ekstraklasy
Oczywiście nie dziwi nas to, że zwykle takie bramki to trafienia niezwykłej urody. Sporą część z nich wyróżniliśmy nawet w głosowaniu na najładniejsze trafienie pierwszych dwóch serii spotkań. Niech was jednak nie zmyli częstotliwość takich trafień – strzał z dystansu wciąż nie jest przesadnie skuteczną formą na zdobycie bramki. Weźmy takiego Patryka Szysza. W tym sezonie przylutował dwa razy tak, że bramkarz mógł tylko wstać i bić brawa. Ale w poprzednim? 25 strzałów sprzed pola karnego i zero bramek. Mateusz Wdowiak i Michał Chrapek, autorzy pięknych goli w meczu Piasta z Rakowem? 14 strzałów z dystansu i zero goli w poprzednim sezonie. Podobnie było w przypadku kolejnych gości, którzy teraz stanowią część tego świetnego wyniku.
- Erik Exposito – 20/0
- Sasa Zivec – 7/0
- Taras Romanczuk – 15/0
- Ernest Muci – 2/0
Ciężko więc zgadywać, czy ktoś z tej ekipy pójdzie za ciosem, czy może jednak musimy liczyć na to, że po widłach będzie mierzył Ivi Lopez i to on pociągnie Ekstraklasę do rekordu. Kto jeszcze specjalizuje się w strzałach zza „szesnastki”, ale jeszcze tego nie pokazał? W sezonie 2018/2019 w ten sposób trzy trafienia na koncie zapisał Sergiu Hanca. Dwukrotnie z dystansu potrafili przymierzyć Dominik Furman, Petr Schwarz, Igor Sapała, Jakov Puljić, Jewgienij Baszkirow oraz Dino Stiglec. Każdy z nich nadal gra w lidze, więc może jeszcze przypomni sobie, jak wykorzystać ten atut.
W ogóle jeśli chodzi o sezon 2019/2020, był on zdecydowanie lepszy niż poprzednie rozgrywki. Wiadomo, także dlatego, że rozegrano o siedem kolejek więcej, ale jednak padło wtedy 91 bramek z dystansu. Różnica jest ogromna, także gdy porównamy średnią – 1,86 rok ostatnio i 2,46 w sezonie 19/20. Jest więc nad czym pracować, ale jeśli lubicie oglądać wiele trafień zza „szesnastki” to mamy dla was pewną radę. Oglądajcie 1. ligę!
8 – goli zza pola karnego padło w pierwszej kolejce 1. ligi
Dlaczego? Wystarczy spojrzeć na liczby z poprzednich lat, które obfitowały w trafienia z dystansu na zapleczu Ekstraklasy.
- 2018/2019 – 112
- 2019/2020 – 108
- 2020/2021 – 109
Średnia niezmienna od lat – sześć goli na zespół, ponad trzy gole na kolejkę sprzed „szesnastki”. W poprzednich rozgrywkach zobaczyliśmy też aż 24 trafienia bezpośrednio z rzutów wolnych. Specjalistami w tym zakresie byli:
- Adam Deja – 3 gole z rzutów wolnych
- Bartosz Jaroch – 2
- Pirulo – 2
- Maksymilian Banaszewski – 2
- Mariusz Magiera – 2
W tym roku wiemy już, że średnia powinna zostać utrzymana. W pierwszej kolejce zobaczyliśmy bowiem aż osiem trafień z dystansu. Co ciekawe Miedź Legnica powtórzyła wyczyn Zagłębia Lubin z Ekstraklasy i załadowała trzy taki bramki w jednym meczu (Maxime Dominguez, Krzysztof Drzazga oraz Kamil Zapolnik). Nieźle wyglądało to także w starciu z GKS-u Katowice z Resovią, gdzie zobaczyliśmy dwa trafienia zza pola karnego (Filip Szymczak i Bartosz Jaroch). A przecież piłkarze z Rzeszowa mogli kończyć mecz nawet z czterema lub pięcioma golami sprzed „szesnastki”, bo brakowało im centymetrów, żeby nie pozostawić żadnych szans bramkarzowi GieKSy.
Pierwszoligowcy mogą wyrównać wynik z poprzedniego sezonu także dlatego, że w lidze zostały kluby, które strzeliły w ten sposób najwięcej bramek. Były to Arka Gdynia (13), ŁKS Łódź (11) i Resovia Rzeszów (10). Do tego musimy dorzucić GKS Katowice, bo posiadanie Rafała Figla w składzie zwiększa szansę na soczyste trafienie z dystansu.
Czyli co – zmieniamy kanał i oglądamy 1. ligę!
5 – zwycięstw w europejskich pucharach przeciwko chorwackim klubom zaliczyły drużyny z Polski
Chorwacja? Wymarzony kierunek dla turystów, ale nie dla polskich klubów w europejskich pucharach. Niedawno przekonała się o tym Pogoń Szczecin, którą wyeliminował NK Osijek. Nie był to jedyny przypadek porażki naszych przedstawicieli z ekipami z Bałkanów. Co prawda długo nie graliśmy z chorwackimi klubami (poprzednie mecze odbyły się ok. 20 lat temu), ale historia w tym przypadku nie jest naszą chlubą. Awans był tylko jeden na cztery możliwe przypadki. Z kolei w grupach – tak się składa, że zawsze Pucharu Intertoto – ugraliśmy 12 punktów. Zwycięstwa po polskiej stronie to:
- Wisła Kraków – Hajduk Split 1:0 (01/02)
- Ruch Chorzów – NK Rijeka 1:0 (1977)
- Szombierki Bytom – NK Rijeka 3:0 (65/66)
- Odra Opole – Hajduk Split 1:0 (63/64)
Do tego możemy doliczyć cztery remisy. Poza ostatnim, czyli tym z meczu Pogoni Szczecin z NK Osijek (0:0), chodzi także o spotkania Zagłębie Lubin ze Slavenem Balupo (0:0 i 1:1). Porażek było niestety najwięcej – 7. W blisko połowie spotkań musieliśmy uznać wyższość rywali i nie jest to powód do dumy. Także bilans bramkowy jest dla Polaków niekorzystny – 14:17. Pocieszenie? W najnowszej historii jedynie Osijek ograł polską drużynę, a z Dinamem Zagrzeb nigdy nie graliśmy. Możemy więc otworzyć kartę tych starć w bardzo dobry sposób.
SZYMON JANCZYK