Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

28 lipca 2021, 15:19 • 7 min czytania 15 komentarzy

Ostatnie dni spędziłem na urlopie nad przeuroczym polskim morzem i w pełni korzystałem z przywileju, którego w sezonie nie ma żaden z nas, obecnych na tej stronie, czy to w roli piszących, czy komentujących. Otóż śledziłem piłkę z doskoku. Bez rozpoczynania dnia od lektury Weszło. Bez gorączkowego sprawdzania, czy Zagłębie Sosnowiec w sparingach wygląda na groźnego rywala dla Łódzkiego Klubu Sportowego. Nawet bez sprawdzania niektórych wyników, o oglądaniu już nawet nie wspominam. Tak, włączyłem, jak grali Polacy, no bo grali Polacy. Ale poza tym – domki bez wi-fi, plaża bez telefonu. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Z tej perspektywy polski futbol 2021/22 wygląda… nadspodziewanie dobrze.

Zadajmy sobie bowiem wspólnie pytanie – co się wylewa z tej naszej piłkarskiej banieczki, gdzie każdy wie, kim jest Joao Grzesik, do normalnego świata, który ma problem z rozpoznaniem nawet Joao Felixa? No to tak: Legia już ma zapewniony awans do fazy grupowej europejskich pucharów. Nie jest do końca ważne jakich pucharów, w jaki sposób tam dotarła, ale ma awans do fazy grupowej, a jeszcze nawet nie odpadła z gry o Ligę Mistrzów. Co więcej, Legia wygrała cztery spośród czterech rozegranych w Europie meczów, utrzymując średnią dwóch strzelonych goli na mecz. To się przebija, plus jeszcze pech Bartosza Kapustki, wiadomo, to zdjęcie Piotrka Kuczy znają już wszyscy. W bramce broni Boruc, czyli dla wszystkich postać znana, przez wszystkich szanowana, dla większości kojarząca się z piłkarską jakością, którą zresztą potwierdza podczas europejskiego rajdu Legii.

Ale przecież w pucharach nie gra tylko Legia Warszawa. Śląsk Wrocław wygrał trzy z trzech meczów, w Armenii strzelił cztery gole, co nawiązało do tych bajecznych czasów, gdy ogrywaliśmy różne Sziraki Giumri czy inne Kjapazy Gandża bez większego patrzenia, do jakiego państwa właściwie wysyłamy nasze eksportowe drużyny. Gdzieś daleko, egzotycznie, wygrać i zapomnieć, “miało nazwę bodajże na A, ale już nie pamiętam czy to Albania czy Azerbejdżan”.

Pogoń Szczecin była blisko opędzlowania zespołu z Chorwacji, a przecież wszyscy sobie zdajemy sprawę, że w tamtej lidze grali Modrić i Kovacić. Ale już żeby nie przesadzić z ignorancją – nie trzeba wcale utożsamiać ligi chorwackiej z Modriciem, Subasiciem i Rakiticiem, by ją cenić. Osijek w końcu rzucił rękawice samemu Dinamo Zagrzeb, które z kolei potrafi solidnie sobie zaczerpnąć z naszej ligi – by wspomnieć o Kądziorze chociażby, ale też potrafi ładnie zamieszać w Europie – i tu wypada przypomnieć na przykład Orsicia z Tottenhamem. Osijek to całkiem mocna drużyna z całkiem mocnej ligi. A przecież najżywsze obrazki to i tak ubiegłe Euro – Euro, gdzie Orsić i Petković, piłkarze Dinama, solidnie postraszyli Hiszpanię w fantastycznej 120-minutowej wojnie.

Reklama

No Raków wypadł tak sobie, ale ludzie, to jest Raków, patrząc z perspektywy plaży w Ostrowie: oni ostatni raz coś znaczyli w Ekstraklasie 25 lat temu. A teraz przecież też powinni na luzie przejść dalej.

Nasza przygoda pucharowa wygląda więc świetnie, a może nawet doskonale. Co więcej – wpisuje się w szerszy trend. Uwierzcie, na urlopie dało się zobaczyć rajd i strzał Kozłowskiego, bo to ten młody z Euro, brylancik. Pamiętamy go z meczów reprezentacji Polski, chłopak jeszcze Specjala w przyplażowym namiocie sobie nie kupi, a już “miesza jak stary”. Kozłowski był na Euro. Grał w ubiegłym sezonie Ekstraklasy. A nadal jest w Pogoni, nadal miesza. Zapala się lampeczka – jak to możliwe, skoro przecież mocniejsze kluby z zagranicy wykupują od nas wszystko, co się rusza, ma dwie nogi i jedną z nich umie prosto kopnąć. Może jednak udało się zatrzymać drenaż talentu z ligi?

Zresztą tutaj idzie drugie koło ratunkowe. Juranović czy Pekhart ledwo wrócili z Mistrzostw Europy, a już pykają dla Legii. Nie dla Karabachu Agdam, gdzie poszli za 500 tysięcy euro, nie dla Dinama Zagrzeb, ale dla mistrza Polski. Być może udało się zatrzymać nie tylko drenaż talentu, ale nawet drenaż jakości? No tak, odeszli Świerczok i Baku, dwie niekwestionowane gwiazdy ligi, ale oni odeszli z Piasta i Warty Poznań, dwóch zespołów poza strefą pucharową, plus Warta to przecież beniaminek. Poza tym gwiazdy ligi w większości pozostały w kraju, z takich naprawdę istotnych postaci można by wymienić Tijanicia, ale kto to właściwie jest Tijanić z perspektywy stolika w smażalni “Pod bocianami”?

Nie jestem przyzwyczajony nawet do najdrobniejszych zwycięstw – jako kibic ŁKS-u, jako kibic reprezentacji Polski, jako sympatyk Ekstraklasy. W teorii powinienem skakać pod niebo, bo przecież nie jest tragicznie, nie jest fatalnie, nie jest nawet źle – wręcz przeciwnie, obecną sytuację określiłbym mianem “przyzwoitej”. Natomiast coś mi nadal nie pozwala przekonać się do pełnego optymizmu, jeden szczegół z tyłu głowy nie daje mi spokoju.

Czy te obecne sukcesy – faza grupowa Ligi Konferencji dla Legii Warszawa, trzy zwycięstwa Śląska Wrocław, utrzymanie Kacpra Kozłowskiego a nawet brak sprzedaży Josipa Juranovicia, to nie jest czasem efekt… sięgnięcia dna w poprzednich kilkunastu miesiącach czy nawet latach? Spróbujmy od końca – byłem bliski ucieszenia się, że gwiazdy ligi nie wyjechały, a przynajmniej nie doszło do masowego exodusu. Ale kurczę, kto by niby miał stąd wyjechać, jakie ten poprzedni sezon miał gwiazdy? Przypomnijmy – w naszej redakcyjnej klasyfikacji na najlepszego młodzieżowca sezonu trzecie miejsce zajął Rafał Strączek, bramkarz Stali Mielec. Nominację do nagrody pomocnika sezonu na oficjalnej gali Ekstraklasy otrzymał Mateusz Szwoch z Wisły Płock. Wśród pięciu wyróżnionych nominacjami napastników znalazło się miejsce dla Kamila Bilińskiego z Podbeskidzia Bielsko-Biała, obecnie już pierwszoligowego.

Nie chcę deprecjonować Szwocha, Bilińskiego czy Strączka, ale kogo tak naprawdę mogli nam wyjąć z ligi, byśmy to na serio odczuli? Luquinhasa? Mladenovicia? Do tego Świerczoka i Piątkowskiego, to na pewno. Drenaż jakości nie miał miejsca, bo jakości było jak na lekarstwo. Drenaż talentu nie miał miejsca, bo w dziesiątce najlepszych młodzieżowców musieliśmy umieścić Jana Biegańskiego, a do piętnastki zmieścił się Dominik Steczyk.

Reklama

Co gorsza – podobne wątpliwości zaczynam mieć w stosunku do europejskich pucharów. Legia faktycznie ładnie się podniosła, Bodo/Glimt to rywal, który pewnie sezon, dwa czy trzy sezony temu zakończyłby udział warszawiaków w walce o cokolwiek. Natomiast czy na pewno warto fetować zwycięstwa Śląska Wrocław czy twardą walkę Pogoni Szczecin z Osijekiem? Zerkam sobie na sezon 2017/18 – czyli już po występach Legii w Lidze Mistrzów. Wówczas Arka i Lech odpadły na poziomie III rundy kwalifikacyjnej Ligi Europy, Legia w IV rundzie, co zostało odebrane jako gigantyczna porażka. Obecnie jesteśmy dopiero na etapie II rundy kwalifikacji Ligi Konferencji. Miejsce, gdzie zaczynała się pucharowa przygoda Arki Gdynia? Dziś jeszcze nawet nie poznaliśmy uczestników tej rundy.

To nie jest żadna manipulacja – w ostatnich pięciu latach Zagłębie potrafiło przejść Sławię Sofia i Partizan, zanim odpadło z Sonderjyske w III rundzie eliminacji LE, Lech powalczył w III rundzie z Utrechtem, w ubiegłym sezonie zaś do tej Ligi Europy po prostu awansował. Nawet Piast ogolił Austriaków z Hartberga, Wcześniej Jaga odprawiła z kwitkiem Rio Ave.

Wszyscy naskoczyli na mojego serdecznego kolegę, Wojtka Kowalczyka, który nazwał Ligę Konferencji pucharem pasztetowej. Oczywiście nie jestem aż tak radykalny, zwłaszcza, gdy widzę, kto tam może w fazie grupowej wyskoczyć. Natomiast zgadzam się z Kowalem, że jeszcze niczego spektakularnego nie osiągnęliśmy. Na razie wszyscy, może poza wspomnianą Legią z Norwegami, po prostu zrobili swoje. Tak mocno przyzwyczailiśmy się do wszelakich kompromitacji, że w miarę bezpieczne przejście Flory Tallinn czy Pajdy urasta do rangi sukcesu. Zostaliśmy zagonieni do takiego punktu, że wszystko, co nie jest spektakularną wywrotką na pysk postrzegamy jako pozytywną niespodziankę.

Ba, nawet to okno transferowe. Być może te nieliczne gwiazdy ligi, które faktycznie u nas pozostały, jeszcze ruszą w wielki świat? Ten prawdziwy futbol przecież dopiero leniwie zbiera się z wyra. Zaraz Manchester United rzuci się na różne gwiazdeczki z Ligue 1, zaraz różne kluby z Ligue 1 poszukają zastępców swoich gwiazdeczek w Eredivisie, za moment więc i Eredivisie spojrzy łaskawszym okiem na naszych bohaterów z Ekstraklasy. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że do końca wakacji tracimy jeszcze kilku talenciaków (w lidze, gdzie jest ich czterech na krzyż), tracimy jeszcze kilku jakościowych piłkarzy (w lidze, gdzie jest ich czterech na krzyż), a finalnie do pucharów dopychamy tylko Legię – i jest to właśnie faza grupowa Ligi Konferencji. Jak wówczas będziemy patrzeć na te lipcowe wiktorie, na te lipcowe sukcesiki?

Natomiast chciałbym wierzyć, że jest inaczej. Że to po prostu początek podnoszenia się z dna, początek odzyskiwania godności, początek wstawania z kolan. Nie będę ukrywał – interesowanie się futbolem z doskoku mocno rozbudziło apetyty w moim domu. Jutro poważny sprawdzian, pierwsze mecze pucharowe w erze post-urlopowej.

Jeśli koniec europejskiej przygody 75% naszych pucharowiczów zbiegnie się z moim dzisiejszym powrotem znad morza – za rok zamieszkam nad Bałtykiem na pełne dwa miesiące.

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Bartosz Lodko
0
Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Felietony i blogi

Komentarze

15 komentarzy

Loading...