W Ekstraklasie od wielu lat panują trendy. Dobrze wiemy, jak to było, kiedy odpalił Maor Melikson – nagle zaczęto szukać szczęścia, ściągając jego rodaków. Nie był to odosobniony przypadek, prawo „a nuż się trafi drugi taki” działało też po innych udanych transferach z krajów, na które wcześniej nie zwracano uwagi. Parę lat temu trendem dla klubów z Polski stał się Półwysep Iberyjski. Szczególnie Hiszpania, szczególnie tamtejszy trzeci szczebel rozgrywkowy. Jak po latach wyglądają zakupy naszych drużyn na tym rynku? Temat wciąż jest aktualny.
Tylko tego lata na szczebel centralny w Polsce trafiło 28 zawodników z Hiszpanii oraz Portugalii. Coraz częściej zawodnicy z Półwyspu Iberyjskiego znajdują też zatrudnienie w klubach trzecioligowych, ale skupmy się tylko na szeroko rozumianym „mainstreamie”. W porównaniu z latem 2020 roku nad Wisłą doszło do sporego wzrostu. Rok temu kluby z trzech lig sięgnęły po 16 zawodników ze wspomnianych kierunków, czyli obecnie liczba ta jest bliska podwojenia. Przyczyny? Pierwsza jest oczywista – przed rokiem ligowcy próbowali działać oszczędniej, obawiając się skutków pandemii. Ale nie chodzi tylko o to, bo coraz mocniej eksplorowany jest rynek portugalski. Wystarczy spojrzeć na liczbę piłkarzy z tego kraju w naszych ligach w ostatnich latach.
- 2021 – 22
- 2020 – 15
- 2019 – 17
Przede wszystkim po Portugalczyków zaczęły chętniej sięgać kluby pierwszoligowe. Latem na zaplecze Ekstraklasy trafiło czterech piłkarzy z tego kraju, zimą dołączyła do nich trójka rodaków. W pewnym momencie 1. liga dorobiła się tylu zawodników z tego kraju, że poświęciliśmy duży tekst temu, żeby wyjaśnić, skąd wziął się ten pomysł i co się z nim wiąże. W dużym skrócie: polski klub może zaoferować takiemu zawodnikowi niezłe pieniądze, a on wnieść odpowiednią jakość. Zawodnicy balansujący na krawędzi 1. i 2. ligi portugalskiej na naszym drugim szczeblu rozgrywkowym mogą już robić różnicę. Piłkarze ze średnich lub słabych drużyn Ligi BBVA (ekstraklasa w Portugalii) dostaną w Polsce lepsze lub takie same pieniądze jak w ojczyźnie.
28 – transferów Portugalczyków i Hiszpanów dokonały kluby Ekstraklasy, 1. i 2. ligi latem 2021 roku
Oczywiście nie sprowadzajmy wszystkiego tylko do pieniędzy. Polskim klubom zależy na tym, żeby zagraniczni piłkarze wnosili do gry trochę polotu. Hiszpan i Portugalczyk przeważnie będą na boisku myśleli – a co z tym idzie działali – nieco szybciej. A to właśnie szybkość podejmowania decyzji robi dziś największą różnicę. Oczywiście szybciej mogą też myśleć Brazylijczycy, Argentyńczycy czy nawet Włosi. Tyle że to Hiszpanie i Portugalczycy najlepiej pasują do klimatu naszej kopanej pod względem mentalnym. Zawodnicy z Półwyspu Apenińskiego rzadko kiedy pakują bagaże, żeby wyjechać z kraju, nawet w przypadku nieco lepszej oferty finansowej. Ich nie za bardzo kusi perspektywa bycia gwiazdą, za to wspomniane na wstępie nacje jak najbardziej pragną sławy. Czemu być jednym z wielu, skoro można być idolem tłumów?
Przy tym punkcie trzeba też wspomnieć o starej, dobrej poczcie pantoflowej. Dobrą reklamę polskim klubom robią ci, którzy przyjechali nad Wisłę i im się tu spodobało. Wiadomo przecież, że nie każdy będzie „zajarany” przeprowadzką, gdy porówna prognozę pogody i krajobraz z przykładowej Costa del Sol do przykładowego Wrocławia. Ale kiedy kumpel powie, że w Polsce zimą da się przeżyć, to od razu robi się cieplej. Przynajmniej na serduszku. A jeszcze przyjemniej robi się, gdy kumpel nie tylko poleci nam dany kierunek, ale też usiądzie obok w szatni, czy wpadnie w odwiedziny w dniu wolnym. Czyli gdy, jak to się mówi, jest do kogo gębę otworzyć. Widzimy, że w wielu klubach tworzą się mini grupki Hiszpanów czy Portugalczyków, a obecność bratniej duszy też jest dodatkowym plusem przy ewentualnym transferze.
Warto jednak zwrócić uwagę na to, że trend hiszpańsko-portugalski idzie w naszych ligach w coraz lepszym kierunku. Nie jest już tak, że do naszego kraju trafia każdy, kto parę razy kopnął piłkę i ma daną flagę w paszporcie. Wystarczy spojrzeć na CV ludzi, którzy trafiali do naszych lig w ostatnim czasie:
- Josue – były reprezentant Portugalii
- Pedro Vieira – młody chłopak prosto z akademii Porto
- Goncalo Silva – kapitan solidnej drużyny z portugalskiej ekstraklasy
- Caye Quintana – podstawowy piłkarz z 2. ligi hiszpańskiej
- Victor Garcia – jak wyżej
Czyli powoli przestajemy się zadowalać tym, że ktoś grał na trzecim poziomie w kraju i jest stosunkowo tani. Rośnie liczba przybyszów z Półwyspu Iberyjskiego, ale rośnie też ich jakość. I bardzo dobre, bo właśnie tak powinno to wyglądać.
3,6 – miliona euro zarobiła już w Europie Legia Warszawa
Ponad 1400 dni bez gry w fazie grupowej europejskich pucharów. Kupa czasu, a także fura pieniędzy, która przeszła koło nosa warszawskiej Legii. Ekipa prowadzona przez Czesława Michniewicza dziś jest już pewna gry w Lidze Konferencji, dzięki czemu księgowa w Warszawie może powoli zacząć liczyć pieniążki. Na dziś Legia zarobiła już ponad 16 mln zł. Wszystko dzięki premiom od UEFA.
- 66o tys. za zwycięstwa w el. Ligi Mistrzów
- 2,94 mln euro za awans do grupy Ligi Konferencji
Nie musi to jednak oznaczać, że Legia więcej niż już wyciśnie. Wręcz przeciwnie. Zostając w Lidze Konferencji może zarobić jeszcze 0,5 mln euro za każdą grupową wygraną i ok. 160 tys. euro za remis. Do tego na zwycięzcę grupy czeka 650 tys. euro, a drugi zespół, który na wiosnę zagra w pucharach, otrzyma 350 tys. euro. Zakładając więc, że Legia zostanie w Lidze Konferencji i zajmie drugie miejsce w grupie po – dajmy na to – dwóch wygranych i dwóch remisach, może zakończyć sezon z ponad 5 milionami euro w klubowej kasie (minimum). Gdyby w grupie nie poszło jej tak dobrze, to i tak powinna wycisnąć ponad 4 „bańki” z nagród od europejskiej federacji.
Jeśli jednak Legii powiedzie się nieco bardziej, ścieżki finansowego zastrzyku są dwie.
- przejście 3. rundy el. LM i odpadnięcie w 4. (faza grupowa LE) – 660 tys. + ok. 4,1 mln euro gwarantowanej podstawy
- odpadnięcie z Dinamem i awans do grupy LE – 660 tys. + ok. 3,6 mln euro podstawy
Czyli, tak czy siak, te cztery bańki można do excela wrzucić. Oczywiście w Lidze Europy wygrane wycenia się drożej – na 630 tysięcy euro – podobnie jak remisy – na 210 tysięcy euro. Krótko mówiąc: Legia zarobiła już tyle, ile zarobiłaby robiąc jakiś niezły transfer wychodzący. Teraz od niej samej zależy to, ile jeszcze takich ekstra „transferów” zrobi – cztery, trzy, dwa, jeden czy może zero.
73 – tygodnie kariery stracił przez kontuzje kolana Bartosz Kapustka
Dawid Kownacki, Arkadiusz Milik, Bartosz Kapustka. Polscy piłkarze mają pecha do poważnych kontuzji, które stopują ich kariery. Nie traktujcie tego jak zrównanie potencjału tej trójki, bo wiadomo, że to zawodnicy z trzech różnych półek. Faktem jest jednak to, że każdy z nich przynajmniej ocierał się o reprezentację Polski. Tak samo jak i to, że ich karty pacjenta wyglądają dość podobnie.
- Kapustka – 2x poważna kontuzja kolana, szacowane 73 tygodnie przerwy
- Milik – 2x poważna kontuzja kolana, 40 tygodni przerwy
- Kownacki – 2x poważna kontuzja kolana, 23 tygodnie przerwy
Wiadomo, poszczególne urazy były inne, tak samo jak i inny jest organizm każdego z wymienionych, stąd okres bez gry nie jest identyczny dla całego tercetu. Poza tym jeśli chodzi o Kapustkę, jego – odkupać – na szczęście nie trzymały się inne urazy. Bo dla przykładu Kownacki problemy miał nie tylko z kolanami i z powodu urazów stracił łącznie minimum 58 tygodni. Niemniej każdemu z nich problemy zdrowotne mocno pokrzyżowały kariery. Przykład pomocnika Legii to wciąż trochę wróżenie z fusów: być może w kwietniu, kiedy ma wrócić do gry, z miejsca odzyska formę i będzie czołową postacią drużyny. Ale czasu nie cofnie, a fakty są takie, że:
- Za moment będzie miał 25 lat
- Z powodu kontuzji straci ponad rok swojej kariery
Przed nim kolejne wyjście z zakrętu, bo zdawało się, że po powrocie do Polski ofensywny pomocnik odbudował swoją formę. Być może przymierzano go do kadry na wyrost, ale jednak potrafił się wyróżnić w naszej lidze. Próg wyjściowy do kolejnego wyjazdu miał już niezły. Pytanie: co będzie w kwietniu? Spójrzmy na to, jak wspomniana wcześniej dwójka radziła sobie po wyleczeniu urazów.
- Milik – wrócił na początku marca, zagrał 348 minut w Serie A i strzelił 4 gole
- Kownacki – wrócił na początku czerwca (pandemia), rozegrał nieco ponad 30 minut
Cóż, jednego schematu nie ma. Kapustkę zapewne zobaczymy jeszcze na boisku w tym sezonie Ekstraklasy, ale niekoniecznie musi to oznaczać, że z miejsca odzyska formę. Jeśli jednak otrzyma nowy kontrakt od aktualnego mistrza Polski, Legia wcale nie musi tej decyzji żałować. Sezon po drugim zerwaniu więzadeł Milik zapakował przecież 20 bramek, a i Kownacki, gdy już podniósł się po ostatnim poważnym urazie, zdołał wykręcić dwucyfrówkę w 2. Bundeslidze.
SZYMON JANCZYK