Reklama

Bartkowski: Walka o europejskie puchary to już obowiązek Pogoni

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

25 lipca 2021, 10:11 • 11 min czytania 34 komentarzy

Jakub Bartkowski większość rundy jesiennej poprzedniego sezonu spędził na ławce Pogoni Szczecin. Pół roku później był kluczowym piłkarzem w drodze „Portowców” po miejsce na podium, przedłużył kontrakt i nawet lekko na wyrost znalazł się w gronie kandydatów Ekstraklasy SA do miana obrońcy sezonu. O tym opowiadał nam poprzednim razem, teraz rozmawialiśmy o rywalizacji z NK Osijek, celach na nowy sezon (większe oczekiwania względem Pogoni i względem niego), lekcji pokory sprzed wielu lat i… przykładzie Igora Lewczuka. Zapraszamy.

Bartkowski: Walka o europejskie puchary to już obowiązek Pogoni
Po 0:0 z NK Osijek czujecie, że jest fajnie czy jednak macie poczucie, że powinniście wycisnąć więcej?

Na pewno byliśmy usatysfakcjonowani naszą grą w defensywie. No ale wiadomo – jeśli chodzi o wynik, czuliśmy lekki niedosyt. Wydawało się, że mogliśmy przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść i pojechać do Chorwacji z jakąś zaliczką. Bezbramkowy remis nie jest zły, ale mogło być lepiej.

Co do postawy w defensywie, gdzieś tak do 75. minuty faktycznie było bardzo dobrze, ale w końcówce zaliczyliście trzy groźne straty po prostych błędach i robiło się gorąco. Brak koncentracji czy zmęczenie?

Po części pewnie jedno i drugie. Koniec końców rywale w tych trzech akcjach nie oddali celnego strzału, ale w rewanżu musimy unikać takich momentów. Być może brały się też one z tego, że chcieliśmy trochę odważniej poszukać gola i więcej ryzykowaliśmy przy rozegraniu. Tyle dobrze, że od razu się organizowaliśmy i Dante Stipica nawet nie został sprawdzony, bo na przykład świetnie wrócił interweniujący wślizgiem Damian Dąbrowski.

Pogoń Szczecin pokona Górnika Zabrze? Kurs 2.10 u Fuksiarza

O ile generalnie w obronie zagraliście dobrze, o tyle mało pokazaliście z przodu. Poza jednym strzałem Sebastiana Kowalczyka z drugiej połowy w zasadzie nie mieliście sytuacji, a czasami wydawało się, że brakuje bardzo niewiele, nieco więcej odwagi.

W tamtym sezonie siłą Osijeku defensywa była chyba jeszcze bardziej niż naszą. Jeśli się nie mylę, mieli więcej czystych kont od nas. Pokazali, że nie jest to przypadek, bo to też nie było tak, że nie próbowaliśmy atakować. Umówmy się: jesteśmy drużyną bazującą przede wszystkim na dobrej obronie, często w Ekstraklasie wygrywaliśmy mecze po 1:0. Konkretów w ataku rzeczywiście nam w czwartek zabrakło, choć uważam, że do trzydziestego metra składnie budowaliśmy akcje. Schody zaczynały się w fazie finalnej. Tutaj musimy szukać poprawy. To bolączka, z którą zmagaliśmy się także w poprzednim sezonie.

Reklama
Tak szczerze, spodziewałeś się trochę więcej po rywalach? To Osijek miał być faworytem dwumeczu.

Dobrze zagraliśmy jako drużyna. Byliśmy blisko siebie w każdej formacji. Osijek miał problem, żeby się przedrzeć przez naszą defensywę. Jak mówiłem, samo budowanie akcji też było w porządku, problemy zaczynały się w trzeciej tercji. W rewanżu Chorwaci nadal będą groźni, mają w składzie reprezentantów kraju, ale jesteśmy świadomi, że mamy mocny zespół, że na dużo nas stać. Chcemy zagrać tak samo i moim zdaniem są duże szanse na awans, aczkolwiek nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że zaczynamy lekceważyć przeciwnika. Osijek będzie gospodarzem, sprawa pozostaje otwarta.

Zaczyna to pachnieć dwumeczem, w którym padnie jeden decydujący gol.

No tak pachnie, może jeszcze w dogrywce (śmiech). Nie no, mam nadzieję, że rozstrzygniemy to wcześniej, ale podejrzewam, że możemy zobaczyć podobny mecz do pierwszego. Bylebyśmy tylko więcej pokazali w ataku. Nie możemy liczyć wyłącznie na obronę. Osijek w Szczecinie nie oddał celnego strzału, ale drugi taki mecz może mu się już nie przytrafić. W czwartek zaczęliśmy sezon, może jeszcze brakowało trochę rytmu i z czasem powinno być lepiej.

Fakt, iż w Osijeku było tyle ekstraklasowych akcentów sprawiał, że ten rywal wydawał się bardziej „oswojony”?

Trenera Nenada Bjelicę trudno było oceniać z perspektywy zawodników. Kojarzyliśmy przede wszystkim Damiana Bohara, który do niedawna robił dobrą robotę w Zagłębiu Lubin. Nie wiem jednak, czy to sprawiało, że inaczej podchodziliśmy do Osijeku. Wiedzieliśmy, że to mocny zespół, ale od początku nastawialiśmy się, że jest to rywal do przejścia i z takim celem wyszliśmy na boisko.

Lukas Podolski w Szczecinie zaliczy premierowe trafienie w Ekstraklasie? Fuksiarz płaci po kursie 3.75

Dla ciebie i wielu kolegów był to debiut w europejskich pucharach. Pojawiła się debiutancka trema? Skoro nawet Raków ją odczuwał na Litwie, to chyba jednak ma znaczenie.

Jakieś emocje temu meczowi towarzyszyły, ale możliwe, że bardziej przez to, że chodziło o start sezonu. Zawsze początek jest wielką niewiadomą, nawet jeśli ma się poczucie, że dobrze się przepracowało okres przygotowawczy. Sądzę, że gdyby chodziło o pierwszy mecz ligowy, to stres byłby podobny, związany właśnie z tą zagadką, jak się wypadnie w boju po sparingach. W każdym razie, nie odczuwałem nadmiernej presji z powodu pucharowego debiutu. Nie brakuje u nas zawodników, którzy są tu bardzo doświadczeni. Alex Gorgon, który długo grał w Chorwacji, podkreślał, że Osijek to dobra drużyna, ale nie możemy jej mitologizować i przypisywać jej więcej zalet niż ma w rzeczywistości. Mieliśmy grać jak równy z równym i tak wyszło w praktyce.

Okres przygotowawczy różnił się czymś od poprzednich w związku z rywalizacją na trzech frontach? Piłkarze Rakowa nie ukrywali na przykład, że tak ciężko jak teraz jeszcze u Marka Papszuna nie trenowali.

Przede wszystkim był on bardzo długi, trwał pięć tygodni. Nie pamiętam, kiedy ostatnio mieliśmy latem tyle czasu na przygotowania. Z mojej perspektywy nic wyjątkowego nie robiliśmy, wszystko z głową. Sztab z dnia na dzień dokładnie nas monitorował. Początek tradycyjnie mega ciężki, a tydzień przed pierwszym spotkaniem zaczęliśmy schodzić z obciążeń. Jestem pewny, że sił nam nie zabraknie. A będą potrzebne, bo terminarz od razu jest napięty, w ciągu dwóch tygodni rozegramy cztery mecze.

Reklama

Z jakim nastawieniem wchodzicie w ten sezon? Czujecie się już zobligowani, żeby walczyć o najwyższe cele?

Podium to nasz cel. Do tego dochodzą mecze pucharowe, oby było ich jak najwięcej. Miejsce poniżej trzeciego nie byłoby naszym sukcesem, choć europejskie puchary z czwartej lokaty też byłyby do przełknięcia. Nie chcemy spadać poniżej tego, gdzie byliśmy w ostatnim sezonie, a nawet nie widzę przeszkód, żebyśmy ten wynik poprawili. Sądzę, że zespół latem nam się nie osłabił, a chyba nawet trochę wzmocnił. Ale wiadomo, sezon jest długi, na razie jeśli chodzi o ligę nawet go nie zaczęliśmy.

Czyli doszliście do punktu, w którym walka o puchary to już obowiązek Pogoni?

Tak mi się wydaje. Jak mówiłem, wypadnięcie z podium z perspektywy klubu byłoby rozczarowaniem, a z perspektywy drużyny… idziemy podobnym tokiem myślenia. Piąte miejsce w żaden sposób nie mogłoby nas teraz usatysfakcjonować.

Mówisz, że chyba nawet lekko się wzmocniliście, ale liczebność kadry nie wzrosła. Pytanie, czy wystarczy wam ludzi w kontekście całej rundy.

Oby wystarczyło. Sądzę, że na każdej pozycji mamy rywalizację między zawodnikami na wyrównanym poziomie. Jestem przekonany, że ci, którzy dziś są na ławce, mogą w razie czego szybko wskoczyć do składu i nie obniżą jakości zespołu. Wiadomo, dochodzą czynniki losowe typu kontuzje, ale chociażby teraz przy odejściu Adriana Benedyczaka i szybkim sprowadzeniu w jego miejsce Piotra Parzyszka klub pokazał, że trzyma rękę na pulsie. Sprzedaż Adriana nie do końca była zaplanowana, a mimo to gdy już do niej doszło, sprawnie zareagowano i pozyskano następcę.

Kurs 3.25 na Fuksiarz.pl na to, że każda drużyna w meczu Pogoń – Górnik Zabrze będzie miała powyżej 1 rzutu rożnego w obu połowach

Mówiliśmy, że wzrósł status Pogoni i oczekiwania wobec niej, ale to samo można powiedzieć o tobie. W ostatniej rundzie wyszedłeś ze strefy ligowego dżemiku i zakładam, że już nie chciałbyś do niej wrócić.

Oczywiście. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Nie planuję schodzić nigdy poniżej poziomu, który chciałbym utrzymywać. Chcę zaznaczać swoją obecność w statystykach ofensywnych. Jeśli chodzi o grę defensywną, to wydaje mi się, że zawsze byłem dosyć solidny. Takiego określenia użyję, żeby za bardzo siebie nie pompować (śmiech). Fajnie jest mocniej uczestniczyć w atakach i mam nadzieję, że w tym sezonie też tak będzie.

Krótko mówiąc, w twojej grze zmieniło się jedynie to, że masz konkrety z przodu, a reszta jest po staremu?

Tak bym to ocenił. W samej defensywie pewnie poprawiłem jakieś szczegóły dzięki doświadczeniu. Staram się rozwijać poprzez analizy taktyczne i może to też ma jakieś przełożenie na moją grę. Wydaje mi się, że w tyłach jest ona w miarę skuteczna.

Wspominałeś o przejściu Adriana Benedyczaka do Parmy, a to de facto nawet nie był podstawowy napastnik Pogoni. Myślisz sobie czasem, że gdyby takie były realia dziesięć lat temu, to pewnie wyjechałbyś już w drugim sezonie w Widzewie?

Nie wiem, wtedy też chłopaki wyjeżdżali. Chociaż nie, w sumie tylko Mariusz Stępiński wyjechał w takim wieku… Tak to teraz wygląda. Włosi dostrzegli w „Benku” duży potencjał, który niewątpliwie posiada, a patrząc na Pogoń, to za chwilę pojawią się kolejni kandydaci do wyjazdu.

Nietrudno zgadnąć, kto w pierwszej kolejności.

Już nawet nie mówię o tym jednym, ale o całej reszcie. To kwestia czasu i któryś z młodych chłopaków może wystrzelić w Ekstraklasie. A że gdzieniegdzie jest już chyba trend na ściąganie młodych Polaków, mogą potem z tego skorzystac.

Do Kacpra Kozłowskiego mówicie już „panie kadrowiczu”?

Jeśli już, to dla żartu. „Kozioł” twardo stąpa po ziemi, można z nim normalnie porozmawiać. Nie zauważyłem, żeby po EURO zaszła w nim mocniejsza przemiana jeśli chodzi o sposób bycia.

Ty chyba nie masz problemów z twardym stąpaniem po ziemi, bo przeżyłeś w karierze gwałtowny zjazd. Na przełomie 2013 i 2014 roku odszedłeś z ekstraklasowego Widzewa, kilka miesięcy leczyłeś kontuzję, a potem wylądowałeś w drugoligowych Wigrach Suwałki.

No tak, doświadczyłem na własnej skórze, jak szybko sytuacja potrafi się zmienić. W grudniu złamałem nogę w meczu z Górnikiem Zabrze, a kilka tygodni później skończył mi się kontrakt z Widzewem. Mimo wstępnych ustaleń, ostatecznie go nie przedłużyliśmy i zostałem bez klubu. Nie chcę już do tego wracać, nie były to mile chwile. Wyleczyłem się, zszedłem do II ligi i na szczęście od razu w tej samej rundzie wywalczyliśmy awans do I ligi. Od tego czasu cały czas grałem. Cóż, różnie się te kariery układają. Trzeba mieć też szczęście i przede wszystkim zdrowie. Niejednemu kontuzje mocno zatrzymały rozwój.

Z tą kontuzją grałeś przeciwko Górnikowi przez ponad godzinę i wyszedł ci pełny występ.

Złamałem kość łódkowatą w stopie i chyba przez 70 minut grałem w takim stanie. Nie wiedziałem, że doszło do złamania, sądziłem, że stopa jest mocno obita. W przerwie raczej nie siadałem w szatni, żeby nic nie zastygło i jakoś dograłem drugą połowę. Po meczu nie za bardzo mogłem stawać na tę nogę. Później miałem problemy z właściwą diagnozą lekarzy, wszystko się przeciągało. Straciłem kilka miesięcy.

Uważałeś się kiedyś za zdrowotnego pechowca? Dawniej kontuzji miałeś sporo.

Z perspektywy całej kariery jestem zadowolony ze stanu swojego zdrowia. Zdarzają się jakieś dolegliwości bólowe, ale rzadko mnie one wykluczają z gry. Chociaż jak rozmawiam z rodzicami, to oni zawsze mówią, że gdyby nie kontuzje, to mógłbym być gdzieś indziej. Być może tak, ale w naszej branży większość spotykają problemy tego typu. W moim przypadku poważnych kontuzji miałem jedną czy dwie i to w młodym wieku. Przez ostatnie lata, odpukać, jest z tym dobrze i oby tak zostało. Nie czuję się jakimś pechowcem.

Masz poczucie, że w ostatnich miesiącach los trochę ci oddał to, co wtedy zabrał?

Nie, nie podchodzę tak do tego. Działo się to tak dawno, że w ogóle tego nie rozpamiętuję. Szybko awansowałem z Wigrami i oczywiście będąc już z nimi w I lidze liczyłem na powrót do Ekstraklasy, tyle że raczej poprzez awans z jakimś zespołem. Chciałem się w Wigrach wypromować do klubu, który będzie celował w awans. Wyszło tak, że przesz fiasko rozmów z Alanem Czerwińskim w przerwie między rundami zgłosiła się do mnie Wisła Kraków. Był to niespodziewany obrót wydarzeń. Rozegrałem solidną jesień, ale takie transfery jak mój zdarzają się rzadko w trakcie rozgrywek. W tym przypadku miałem trochę szczęścia, pomógł korzystny dla mnie zbieg okoliczności i od tej pory utrzymuję się na poziomie Ekstraklasy. Sądzę, że z każdym rokiem wygląda to coraz lepiej, choć nie od początku tak było. W Wiśle po długim okresie na ławce zacząłem sobie mówić, że pora pójść na jakieś wypożyczenie. A skoro wypożyczenie, to siłą rzeczy oznaczałoby sportowy krok w tył. Udało się ten czas przetrwać i odkąd zacząłem grać w Wiśle, moja wartość na rynku sukcesywnie wzrasta.

Dziś rodzice również ci mówią, że mógłbyś być gdzieś wyżej?

Bardziej mówili z perspektywy tej końcówki w Widzewie, że gdyby nie ona, mógłbym potem trafić lepiej. Ale to już tylko gdybanie. Prawie każdy piłkarz na świecie mógłby to robić w jakimś kontekście. Generalnie jestem zadowolony. Wieku nie oszukam, raczej nikt mnie już nie ściągnie do dobrej ligi zachodniej, ale z drugiej strony, sam siebie nie ograniczam metryką. Wiem, że mogę grać jeszcze lepiej, nadal mam rezerwy.

Ale to nie myślisz już o zagranicznym transferze jako takim czy tylko tym w kontekście lig top5?

Różnie bywa, niczego nie wolno wykluczać. Przykład Igora Lewczuka pokazuje, że nawet po trzydziestce można wyjechać z Polski do topowej ligi europejskiej. Idąc tym tropem, mam jeszcze przynajmniej rok, bo w listopadzie kończę trzydziestkę (śmiech). Nie jest to jednak cel, który sobie stawiam, bo generalne trendy są jednoznaczne, kluby przeważnie biorą znacznie młodszych piłkarzy. Skupiam się na teraźniejszości i wyciskaniu z niej stu procent. Z czasem samo wyjdzie, co mi to w karierze przyniesie. W Pogoni też jest bardzo fajny projekt i zależy mi na tym, żeby się do niego jak najmocniej dołożyć.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
1
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
4
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
1
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
Ekstraklasa

Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Bartosz Lodko
3
Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Komentarze

34 komentarzy

Loading...