Kojarzycie ten moment, gdy przychodzicie do ziomka na FIFĘ, gość daje wam pada do ręki, pierwsza wasza akcja, klikacie przycisk od strzału i… zamiast tego leci dośrodkowanie? Klasyka gatunku, pomylone sterowanie klasyczne z alternatywnym. No to coś podobnego zdarzyło się dzisiaj Mateuszowi Radeckiemu.
To mogła być zabójcza kontra Radomiaka. Kuriozalna strata Kwekweskiriego na połowie boiska, goście ruszają z kontrą czterech na trzech. Radecki to czuje, on jest przepełniony wiarą. Zbiera w sobie całą energię, by wybrać optymalne rozwiązanie. Przed oczami przelatują mu z góry na dół zielone cyferki jak w “Matrixie”.
Ale kątem oka dostrzega, że van der Hart wyszedł dwa metry przed linię bramkową. Szybka kalkulacja – “mam na lewej, przyceruje mu pod ladę, krótki jest chłop, nie sięgnie”. Decyzja podjęta, armata naładowana, cel – pal.
Miało to sens? Kompletnie nie miało. Ale są takie sytuacje w historii futbolu, gdy przed strzałem krzyczymy “nieeee, nieeee, po co?”, a później wpada z tego kapitalna bramka. Van Basten, van Bronckhorst, Schick ostatnio na Euro.
Ale wstyd byłoby wymieniać “strzał” Radeckiego ze strzałem Schicka. Jeśli tamto uderzenie Schicka byłoby delicjami, to ta rakieta odpalona przez pomocnika Radomiaka byłaby rozgotowaną kaszą wymieszaną z kurzem.
Pomysł zły, wykonanie jeszcze gorsze, bo ten pocisk ziemia-ziemia ledwo doturlał się do band reklamowych. Nie no, co wam będziemy opowiadać, obejrzyjcie sobie to w całości.
Wiemy, że w Ekstraklasie nie ma co przesądzać czegoś przed końcem rundy, bo przecież już w dwóch pierwszych meczach mamy dwie perełki – chwilę wcześniej kapitalną akcją popisał się Hlousek. Ale Radecki bez wątpienia zgłosił bardzo mocną kandydaturę do najgorszego strzału kolejki/rundy/sezonu.
To już naprawdę czasem ciekawsze są te bomby w aut. Bo tam chociaż jest moc. A tutaj mocne było plaśnięcie dłonią w czoło kolegów Radeckiego po tej plasóweczce w reklamę.
screeny: Canal+