Nie ma już prezesa, który rządził twardą ręką. Nie ma trenerów, przynajmniej nie na tym stanowisku, którzy przez cały sezon nie potrafili ustabilizować formy drużyny. Nie ma wielu piłkarzy, którzy w większości okazali się pomyłkami. Jest za to wielki znak zapytania. Roczny zapas Ducha Puszczy dla tego, kto wie, czego dokładnie możemy w nowym sezonie spodziewać się po Jagiellonii Białystok.
W zeszłym roku klub z Podlasia świętował 100-lecie swojego istnienia. Nie udało się przygotować na tę szczególną okazję drużyny, która powalczy o coś fajnego, więc celebra, owszem, odbyła się, ale odpowiednią pompę popsuła pandemia do spółki z pionem sportowym. I o ile pomyłka, którą było zatrudnienie w tym okresie Iwajło Petewa, to jeszcze rzecz do wybaczenia, bowiem pomylić się może każdy, a Bułgar w swoim CV miał przecież poważne wpisy, o tyle kolejne pudło przy obsadzaniu kluczowego stanowiska w klubie (tym razem Bogdanem Zającem, po którym próbował sprzątać Rafał Grzyb), przy jednoczesnym prowadzeniu nieudanej polityce transferowej, spowodowało zdegradowanie Jagiellonii do roli ligowego średniaka.
Był wygodny fotel, w którym swoje litery sadza czołówka (w latach 2014-19 białostoczanie tylko raz kończyli sezon poza piątką, zgarniając po drodze trzy medale), jest surowy stołek, na którym wysiedzieć trudno, gdy można było przyzwyczaić się już do wyższego standardu.
Jaki jest pomysł Jagi na zmianę tego stanu rzeczy? Na razie kibicom puszczono przede wszystkim te melodie, które dobrze znają, i które mają prawo darzyć sentymentem. Pytanie brzmi, jak obszedł się z nimi czas? Czy to wciąż mogą być hity, nawet gdy mówimy o wiejskiej potupaji, szumnie zwanej Ekstraklasą?
Ocena rozdania (1-5): 3
Jakkolwiek patrzeć, Jagiellonia zrobiła porządki. Kilku gości miała na wypożyczeniach i dość klarownie określiła się co do ich przyszłości. Na Zoranie Arseniciu udało się zarobić, w przypadku kilku innych może uda się przynajmniej zminimalizować straty. Gdy popatrzymy na piłkarzy, którzy w zeszłym sezonie reprezentowali barwy klubu z Podlasia, no to zatęsknić będzie można tylko za Jakovem Puljiciem, który był jaki, jaki był (czyli nierówny), ale 12 bramek we wszystkich rozgrywkach sieknął. Nieco zagadkowa wydaje się sprawa Konrada Wrzesińskiego, który w marcu podpisał kontrakt na 2,5 roku, a teraz dostał wolną rękę w poszukiwaniu klubu, ale poza tym nie ma za kim płakać.
Oj, zdecydowanie nie ma. Jeśli już, to można uronić łzę szczęścia. Okej, nie chcemy wrzucać wszystkich do jednego worka, bo Maciej Makuszewski, Ariel Borysiuk czy Damian Węglarz mieliby pełne prawo obrazić się na nas za to, że zestawiamy ich z Krisem Twardkiem, Fernanem Lopezem czy innym Myrosławem Mazurem (tego akurat nie zdążyliśmy za bardzo nawet poznać). Ale – z drugiej strony patrząc – czy sami zrobili wystarczająco wiele, by teraz wspominać ich pobyt na Podlasiu pozytywnie? Wątpliwe. No a pozbycie się z klubu piłkarzy, którzy stali się memami, to z miejsca kilka punktów więcej do powagi organizacji.
Z drugiej strony mamy – Michała Pazdana, Daniego Quintanę, Israela Puertę, Andrzeja Trubehę, młodzieżowców Kacpra Tabisia, Michała Surzyna i Michała Samborskiego, a także wracających z wypożyczeń (również młodzieżowców) Karola Struskiego i Błażeja Niezgodę. Trudno powiedzieć, by ten papierowy bilans strat i zysków wychodził na minus.
Cieszyć może fakt, że Jagiellonia nie poszła w kierunków wynalazków z różnych świata stron, bowiem tych na Podlasiu można było mieć po dziurki w nosie. Oczywiście nie chcemy dołączyć do populistycznego chórku, który wymyśla pieśni na temat obcokrajowców będących największym złem polskiej piłki, ale w takie transfery po prostu trzeba umieć. Gdy popatrzymy na skuteczność Jagi w ostatnich latach, można mieć poczucie, że białostoczanie dawali się naciągać. Dlatego zwrot w kierunku piłkarzy znanych i w kierunku naszych niższych lig odbieramy pozytywnie. Andrzej Trubeha w tej chwili prawdopodobnie będzie miał do odegrania konkretną rolę, a przychodzi z III ligi. Strzelał jednak regularnie, a ze względu na dotychczasową przynależność klubową i miejsce urodzenia trudno nie kojarzyć go z Tarasem Romanczukiem, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Ryzyko w przypadku młodzieżowców też wielkie nie jest, a korzyści mogą być spore.
Na dziś największą zagwozdkę stanowi Dani Quintana. Na takie widoki rzecz jasna byśmy się nie napalali…
…ale liczymy, że jego umiejętności nie wyparowały i będzie w stanie coś jeszcze poczarować w wieku 34 lat. Problem polega na tym, że ostatni mecz rozegrał w Chinach w listopadzie, kilka miesięcy pozostawał bez klubu, a wspomnienie o reżimie jego treningów indywidualnych raczej kwitowane jest uśmiechem. Ale poczekać warto.
Wszystko do kupy ma spiąć trener, który w Białymstoku się już sprawdził, ale do tej opowieści jeszcze będziemy wracać. Tu wspomnimy tylko, że gorszy od Petewa, Zająca i niedoświadczonego Grzyba, przy całej masie wątpliwości, raczej nie będzie.
Nowy as w talii: Michał Pazdan
Do byłych ministrów często ludzie zwracają się po tytule nawet wtedy, gdy nie pełnią oni swej funkcji od lat. W przypadku Michała Pazdana, okrzykniętego swego czasu Ministrem Obrony Narodowej, żart stał się już nieco przeterminowany, ale na siłę można próbować nawiązywać do obrazków sprzed pięciu lat. Bo sam Pazdan – w przeciwieństwie do Quintany – nie sprawia wrażenia zawodnika, który już przymierza się do przejścia na drugą stronę rzeki, ale postanowił podjąć jeszcze jedną próbę.
Spróbował sił poza granicami, na co w pewnym momencie miał wielkie ciśnienie, więc jest spokojniejszy o zaspokojoną ciekawość. Ankaragucu to co prawda żadne spełnienie marzeń, ale i trochę zarobił, i skonfrontował się z inną rzeczywistością. Nie tylko na ulicach, ale też na boisku. Przez 1,5 roku był tam pierwszym wyborem, wzbudzał zainteresowanie mocniejszych klubów, w ostatnim sezonie dostawał nawet opaskę na ramię. A potem była kontuzja, następnie czerwona kartka, a to combo, które skończyło się tak, jak można było zakładać – ławką, z której wstał od marca tylko trzy razy. Niemniej jednak – cały ten czas można mu zapisać na plus.
Ma wnieść doświadczenie i spokój, a także zadziorność i ofiarność. Wszystkiego Jadze brakowało. Nie wiemy, jak odnajdzie się w systemie z trójką obrońcą, gdzie ma grać bliżej lewej strony, ale też spokojnie – gdy występował w duecie, też to jemu najczęściej przypadała ta strona.
Blotka: forma na wyjazdach
To nie tak, że „przydałoby się coś poprawić, jeśli Jaga myśli o czymś więcej”. Jagiellonia musi coś poprawić, jeśli ma nadzieję na udany sezon. W poprzednim dół tabeli, jeśli chodzi o spotkania poza własnym terenem, wyglądał tak:
- Podbeskidzie Bielsko-Biała – 0/3/12 – 3 punkty – bilans 12-37
- Stal Mielec – 2/6/7 – 12 punktów – bilans 19-27
- Jagiellonia Białystok – 4/2/9 – 14 punktów – bilans 16-29
Tyle samo oczek co Jaga przywiozła z delegacji też Cracovia, ale trudno nie odnieść wrażenia, że drużyna Michała Probierza prezentowała się na nich jednak trochę godniej. Pasy poszły w remisy i straciły ponad dwa razy mniej bramek. W przypadku białostockiej drużyny wrażenie może robić to, że komplety pochodzą z wyjazdów do Warszawy, Gdańska, Gliwic i Poznania, ale tym bardziej szkoda, że nie udawało się dołożyć do tego kilku zwycięstw ze słabszymi ekipami. No i te udane mecze zostały też skutecznie przykryte przez dość kompromitujące występy w Szczecinie, Mielcu czy przede wszystkim w Lubinie.
Wątpimy, że podanie Aviomarinu wystarczy. Tu trzeba wykonać kawał pracy.
Rozdający: Ireneusz Mamrot
Trudno nie odnieść wrażenia, że Ireneusz Mamrot nie poprowadził swojej kariery w ostatnich kilkunastu miesiącach tak, jak powinien. Do Arki Gdynia wskoczył jeszcze w Ekstraklasie i już w tym momencie pojawiło się pierwsze pęknięcie na linii Kołakowscy-nowy trener. Ci liczyli, że Mamrot jeszcze będzie w stanie tchnąć w zespół ze strefy spadkowej nowego ducha, tymczasem on przejął ekipę z 15. miejsca, a zlecił z nią, będąc tylko jedną pozycję wyżej. Podobno do dziś na klubowych korytarzach można usłyszeć, że gdyby Mamrot bardziej zaryzykował w meczach 30. i 31. kolejki (z Wisłą Płock i Wisłą Kraków), Gdynia nieprzerwanie mogła mieć klub w Ekstraklasie. Oba skończyły się bezbramkowymi remisami.
Związek oczywiście trwał też w pierwszej lidze i początkowo nawet jakoś wyglądał – i wynikowo, i w kontekście współpracy, bowiem przy – delikatnie rzecz ujmując – dość specyficznej polityce transferowej Mamrotowi pozwolono zrobić „swoje” wzmocnienia w postaci Kwietnia i Drewniaka. Do rozstania doszło w momencie, w którym sprawa awansu była otwarta, następca też nie zrobił z Arki maszynki do zwycięstw (w tabeli za 2021 Arka Dariusza Marca była czwarta), więc Mamrot mógł wygrać to rozejście się.
Mógł, ale w Łodzi zaliczył podobny epizod – niby wszystko było sprawą otwartą, niby można było się tłumaczyć (tym razem tym, że przyszedł po okresie przygotowawczym), ale tak naprawdę o awansie jego ŁKS-u nie dało się mówić z przekonaniem, a styl rozstania w samej końcówce sezonu, gdy pojawiła się opcja powrotu Jagiellonii, pozostawił trochę niesmaku.
Chichotem losu jest to, że w Ekstraklasie wylądował trener, a oba prowadzone przez niego kluby dalej muszą się męczyć na zapleczu. Mamrot ma coś do udowodnienia i chyba ma też poczucie, że musi dokonać zmian zarówno w swoim podejściu, jak i w pomyśle na futbol. Pierwszą rzeczą jest przejście na modną grę w systemie z trójką obrońców, ale w tym miejscu nie stawialibyśmy kropki. Znajome kąty, odrobinę większy kredyt zaufania, mogą pomóc. Skoro nawet szczegółowa analiza zewnętrznej firmy wskazała, że pasuje do Jagiellonii (co na początku kwitowano uśmiechem), to warto udowodnić, że coś w tym jest.
Dżoker: Fedor Cernych
Kolejny wielki powrót piłkarza do Jagiellonii, ale też przestroga przed pompowaniem podobnych transferów. No bo sezon 2020/21 był w wykonaniu Litwina słabiutki. Ile razy nawiązał do czasów, w których wystawał ponad poziom Ekstraklasy? Odpaliliśmy archiwum i wyszło nam na to, że raz. W meczu z Lechem Poznań. W 22. kolejce. Dał gola i asystę, błyszczał. Może gdyby później był do dyspozycji trenera, wróciłby na dłużej, no ale wypadł. I wypada blado, gdy popatrzymy na całościowy bilans:
- 16 spotkań, 1 gol, 2 asysty, średnia not u nas 4,00
Rozczarowanie. Ale skreślać 30-latka jeszcze nie należy. Miał w poprzednim sezonie swoje problemy, liczymy na to, że się z nimi uporał. A w ofensywie Jagi jest miejsce, żeby zaistnieć, bowiem z klarownych kandydatów do gry w tercecie, na którym będzie spoczywać największa odpowiedzialność, mamy tylko Jesusa Imaza. Może znów polubi się z liczbami, które od wyjazdu z Jagi w 2018 ma dramatyczne.
Świeżak: Xavier Dziekoński
To bardzo komfortowa sytuacja, gdy twoim młodzieżowcem jest utalentowany bramkarz. Z jednej strony masz spokój z upychaniem młodzieży w jedenastce i stawiasz na nią tylko wtedy, gdy na to zasługuje, z drugiej – w głowie możesz powoli liczyć pieniądze z potencjalnej sprzedaży. No i nie ma wątpliwości, że Xavier Dziekoński komfort daje, bo talent ma, ale jest też gorsza wiadomość – nie ma wątpliwości również co do tego, że trudów poprzedniego sezonu 17-latek nie wytrzymał.
Z czasem przestał pomagać zespołowi, pojawiły się też proste błędy. W końcu do bramki wrócił na końcówkę sezonu Pavels Steinbors, a młodzian usiadł na ławce, ale w tym momencie uśmiechnęło się do niego szczęście. Łotysz już w drugim meczu odniósł kontuzję, więc Dziekoński dograł końcówkę. Średnio. Kluczowy wydaje się dla niego sam początek. Będzie mógł pokazać, że wyrzucił z głowy nieudany czas i wraz z doświadczeniem staje się pewniejszy. W trakcie przygotowań podobno wygląda nieźle. Jeśli znów pojawią się babole, prawdopodobny jest powrót między słupki Steinborsa, bowiem promocja pod sprzedaż promocją pod sprzedaż, a wyniki też trzeba robić.
Kto może się jeszcze pokazać? W Białymstoku ubolewają nad tym, że kontuzji doznał Bartosz Bida, bowiem dał on sygnał w końcówce poprzedniego sezonu i nieźle zaczął przygotowania. Mógł wylądować w jedenastce na pierwszym mecz. Poza tym jest Bartłomiej Wdowik, który może sprawdzić się na wahadle, jest Karol Struski, który rozwinął się na wypożyczeniu do Górnika Łęcznej, jest Kacper Tabiś, który na koncie ma już ponad 120 meczów w klubach pierwszej i drugiej ligi. Na tym nie koniec wyliczanki, ale już teraz widać, że Jaga jest zabezpieczona.
Potencjalny skład
Okiem szatni: Ireneusz Mamrot
Jak samopoczucie tydzień przed startem ligi?
Dobre. Pracowaliśmy mocno i solidnie. Jesteśmy dobrze przygotowani.
Z jednej strony mamy klub, który ma coś do udowodnienia, z drugiej – zatrudnił on trenera, o którym można powiedzieć to samo. Zastanawiam się, co może wyniknąć z takiej mieszanki.
W moim przypadku, jeśli chodzi o wyniki, to nie tak, jak być powinno, wyglądało to w ŁKS-ie. Wiele razy odpowiadałem na to pytanie, ale powtórzę. Uważam trzy punkty straty do drugiego miejsca po rundzie w Arce, gdy zespół był całkowicie nowy, a czasu było mało, to nie był zły wynik. Do tej pory myślę, że gdyby w zespole doszło do 2-3 zmian, była duża szansa na walkę o awans. Tego się już nie dowiemy, ale ktoś to może z boku odbierać inaczej. Całościowo zgodzę się, że coś w tym jest, iż spotkały się ze sobą dwie strony, które ostatniego okresu nie zaliczą do udanych, ale to nie musi o niczym świadczyć.
Łatwiej wejść do drużyny, która w jakimś stopniu jest poukładana i nie miała złego czasu, czy do takiej, w której trzeba wiele zmieniać, bo ewidentnie nie szło?
To są różne perspektywy. Mamy odbiór medialny i tutaj być może łatwiej jest wtedy, gdy drużynie nie szło, bowiem wszystkie pozytywy w grze są wtedy odbierane na plus. Z perspektywy sportowej lepsza jest oczywiście sytuacja, w której nie zastajemy spalonej ziemi. W Białymstoku zespół będzie układany inaczej, dlatego cieszę się, że mi zaufano. Tutaj nie będzie wymówek – przy gorszych wynikach nie będę mógł na nikogo zwalać, ale przy lepszych nikt nie będzie mógł mówić, że ktoś inny miał na to wpływ.
Mówi pan głównie grze trójką obrońców, którą szlifujecie w okresie przygotowawczym?
Pracujemy też nad czwórką. Mamy alternatywne ustawienie, ale nie ukrywamy, że najwięcej czasu poświęciliśmy na zmianę, o której pan powiedział. Myślę, że tak będziemy grali.
Dani Quintana jest gotowy?
Nie, nie. Trzeba stawiać sprawę uczciwie. Potrzebuje czasu. Nie grał kilka miesięcy. Widać różnicę między nim a choćby Michałem Pazdanem.
Gdy patrzy pan na swoją kadrę, co pana najmocniej martwi? Napastnik?
Nie, nie wiem, dlaczego jest tak się mówi. W sparingach tych bramek za bardzo nie ma i mamy z przodu stosunkowo niedoświadczonych zawodników, ale tam może grać i Cernych, i Imaz, więc spokojnie. Ubolewam na pewno nad kontuzją Bartka Bidy, który straci 6-7 kolejek, a przez pierwsze dwa tygodnie przygotowań wyglądał naprawdę bardzo dobrze. Ale do zamknięcia kadry brakuje nam teraz głównie drugiej „szóstki” – albo do gry w drugiej linii, albo w zastępstwie dla Tarasa, gdyby ten takiego potrzebował.
Zmiana w klubie na pozycji prezesa jest odczuwalna?
Jest trochę inaczej. Prezes Kulesza jest osobą, która wiele decyzji podejmuje samodzielnie, a teraz omawiane są one w szerszym gronie. Choćby transfery. Ale tak wcześniej, jak i teraz klub jest na dobrym poziomie organizacyjnym.
Okiem eksperta: Paweł Gołaszewski („Piłka Nożna”)
Co w przypadku Jagiellonii przeważa po nieudanym sezonie – entuzjazm związany ze zmianami na każdym poziomie czy niepewność wynikająca z tego samego powodu?
Agnieszka Syczewska była naturalną kandydatką do objęcia stanowiska prezesa po Cezarym Kuleszy i dobrze się stało, że to ona stanęła na czele klubu. Zna Jagę od podszewki, potrafi otoczyć się odpowiednimi ludźmi i ma wszelkie kompetencje do tego, aby przywrócić klubowi należyty blask. W Białymstoku nie było euforii, kiedy Jaga ogłaszała ponowne zatrudnienie Ireneusza Mamrota. Kibice wielokrotnie podkreślali, że to niezły trener, ale jest zbyt miękki dla piłkarzy. Ja uważam, ze trener Mamrot doprowadzi Jagiellonię do lepszych wyników, niż zrobili to Iwajło Petew czy Bogdan Zając. Transfery? „Solidne” łamane na „trudno powiedzieć”.
Jest sporo znaków zapytania przed tym sezonem, entuzjazmu próżno szukać, ale wydaje się, że na Podlasiu zaczęło się delikatnie wychylać słońce zza chmur i wózek może w końcu ruszyć w dobra stronę. Jeśli mam wskazać liczbowo, to na dzisiaj 65 do 35 na korzyść niepewności. Kibice nie są zbytnio zadowoleni z wyników sparingów i próby przestawienia drużyny na trzech obrońców, ale trener Mamrot wielokrotnie potwierdzał, że dla niego wyniki w meczach towarzyskich będą ważne dopiero w końcówce okresu przygotowawczego. W Kępie drużyna dostała mocno w kość, efekty mają przyjść na ligę.
Czy wierzysz, że drugi pobyt Ireneusza Mamrota w Białymstoku może być przynajmniej tak samo udany jak pierwszy?
Poprzeczka jest zawieszona bardzo wysoko. Na dzisiaj nie wierzę, aby Jaga powtórzyła pierwszy sezon kadencji Mamrota, czyli wicemistrzostwo Polski. Wejście do pierwszej piątki, może nawet szóstki będzie już sporym osiągnięciem. Sam trener przywołuje analogię do swojej pracy w Polonii Trzebnica, kiedy jego drugie podejście okazało się lepsze i jego zespół awansował niespodziewanie do trzeciej ligi. W Jagiellonii słowo „lepiej” oznacza mistrzostwo Polski… Trudno się spodziewać, aby Jaga mogła rzucić rękawice Legii czy Rakowowi i nagle włączyć się do walki o podium. Wynik jest oczywiście najważniejszy, ale jeśli Mamrot nie wywalczy nawet miejsca w europejskich pucharach, ale w grze zespołu będzie widać wyraźny postęp, a dodatkowo w Ekstraklasie błyśnie kilku juniorów, na których będzie można w przyszłości zarobić, to na Podlasiu wszyscy powinni być zadowoleni.
Po którym letnim transferze obiecujesz sobie najwięcej?
Zdecydowanie po Michale Pazdanie. To doświadczony obrońca, który wraca do miejsca, z którego wypłynął na szerokie wody. Sam podkreśla, ze zależało mu na stabilizacji, a Jaga mu to zagwarantowała. W systemie z trójka z tyłu ma pełnić rolę półlewego środkowego obrońcy. W sparingach czuł bardzo dużą odpowiedzialność na grę i kolegów, ciągle podpowiadał, ustawiał i to nie tylko zawodników defensywnych, ale udzielał wielu wskazówek także piłkarzom ofensywnym. Na dobrą formę Quintany kibice Jagi muszą poczekać. Puerto to solidność, ale nic więcej nie należy się spodziewać – po powrocie Runje pewnie straci miejsce w składzie. Trubeha to wielka niewiadoma, ale ten transfer nie ma słabych stron – odpali to dobrze, przepadnie, to trudno. Będzie grał pewnie więcej niż pierwotnie zakładano, ponieważ z klubem pożegnał się Puljić.
Gdzie w tej chwili widzisz największe braki w drużynie?
Jagiellonia ma największe problemy z obsadzeniem pozycji napastnika i obu skrzydeł, stąd próba przejścia na grę z wahadłowymi. Z racji tego, że nie będzie w tym systemie miejsca dla skrzydłowych, to stawiam na atak. Odszedł Puljić, przyszedł Trubeha, na horyzoncie pojawia się Toporkiewicz, ale wydaje się, że największy ciężar gry ofensywnej będzie spoczywał znowu na Jesusie Imazie, który sam wielokrotnie mówił, że czuje się ofensywnym pomocnikiem, a nie napastnikiem. Trudno jednak oczekiwać, aby Hiszpan grał dzisiaj za plecami Trubehy i Toporkiewicza – raczej trener będzie szukał mu partnera w pierwszej linii…
Poudawajmy, że jesteś wróżką. Miejsce Jagi w sezonie 21/22, najlepszy piłkarz, najlepszy strzelec, największe odkrycie.
Miejsce piąte, MVP – Imaz, tak samo najlepszy strzelec, a odkrycie – Karol Struski.
Okiem ankietowanych
Gdyby rozdanie było gifem
W tym sezonie wieszczymy im…
Więcej przygód niż w poprzednich rozgrywkach, bowiem powtórzenie tak bezbarwnego sezonu byłoby pewną sztuką. Ciekawi jesteśmy, czy obroni się Ireneusz Mamrot, czy i jak zatrybi nowe ustawienie, czy uda się coś wykrzesać ze starych wyjadaczy, czy Quintana dojdzie do formy i znajdzie wspólny język chociażby z Imazem czy Cernychem. Na papierze kilka rzeczy w tej układance się zgadza. Czy „więcej przygód” jest równoznaczne z wyższym miejscem w tabeli (było 9. w sezonie 20/21)? Raczej tak, ale niewiele wyższym.