Nie był to mecz, o którym będzie tworzyć się pieśni. Nie miał wysokiej temperatury, czasami wręcz było za spokojnie. Śląsk nie musiał włączać najwyższego biegu, Paide przez większość spotkania było jedynie tłem. Czy ekipa trenera Magiery mogla zaprezentować się lepiej? Na pewno, ale nie będziemy sądzić zwycięzców. Śląsk zrobił swoje, nie potknął się, kontrolował wynik od początku do końca. Na przestrzeni 180 minut nie zawsze przekonywał, acz dopiero okaże się, jaki jest pełen potencjał WKS-u. W następnej fazie kwalifikacji Conference League rywal na pewno będzie bardziej wymagający. To był dopiero przedsmak prawdziwej walki o Europę.
Śląsk – Paide. Exposito kołem zamachowym
Dobrym podsumowaniem początku tego meczu był fakt, że coś zaczęło się rozkręcać po tym, jak Praszelik dostał kopa w krocze. Faul na kartkę, tuż przed polem karnym, szansa dla Exposito. Szansa, którą w 10. minucie Hiszpan zmarnował. Niedługo później Makowski postraszył z dystansu, ale strzelał za słabo. Potem Garcia – niecelnie. Generalnie Śląsk sprawiał wrażenie zespołu, który z minuty na minutę stawał się coraz lepszy. Paide coś tam próbowało, lecz widać było jak na dłoni, kto tutaj jest przedstawicielem ligi estońskiej. Jego jedyny pomysł – laga na napastnika.
Śląsk natomiast stworzył sobie pierwszą stuprocentową okazję. Praszelik rzucił ładne prostopadłe podanie w pole karne, gdzie wbiegał Exposito. Miał patelnię, mógł wybrać każdy róg, ale strzelił w środek bramki. Słabiutko. Kilka minut później mógł się zrehabilitować, ale, cóż, VAR w tej lidze nie funkcjonuje. Estoński obrońca umyślnie wygarnął mu ręką w twarz, kiedy w tę strefę zostało posłane dośrodkowanie.
W końcu Śląsk dopiął swego. Fajnie pokręcił obrońcami Exposito, który ciągle był w centrum uwagi. Najpierw zgasił futbolówkę do ziemi, zrobił przekładankę tyłem do bramki, zdobył przestrzeń i, raczej przypadkowo, wysunął piłkę Janasikowi. Ten z siódmego metra załadował płaskie uderzenie na długi słupek. Piłka sytuacyjna, świetna decyzja. Wahadłowy WKS-u był w odpowiednim miejscu i czasie. Śląsk miał spokój, Śląsk mógł bez presji wyjść na drugą połowę.
Śląsk – Paide. Druga połowa dopełnieniem formalności
Po przerwie obraz gry się nie zmienił. Śląsk kontrolował mecz, acz nie działo się specjalnie nic ciekawego. Ani podopieczni trenera Magiery nie zabijali się o kolejną bramkę, ani Paide nie ruszyło do odrabiania strat. W sumie to – nie mogło, nie miało jakości. Gdyby dzisiaj we Wrocławiu to Legia mierzyła się z Estończykami, wynik na pewno byłby wyższy. Rywale Śląska niekiedy bardziej statystowali, niż grali w piłkę. Śląsk nie potrafił jednak tego wykorzystać, brakowało mu wykończenia pod polem karnym. Dobrze zapowiadające się akcje były marnowane, a do pewnego momentu największym zagrożeniem stworzonym przez gospodarzy był strzał z dalekiego rzutu wolnego Garcii w słupek. A, no i jeden z pierdyliarda strzałów Makowskiego. Efekt – żaden.
W końcu Śląsk wcisnął drugiego gola, tutaj już Garcia miał więcej szczęścia. Dośrodkowanie z prawej strony pola karnego rzucił Sobota, na piłkę dobrze nabiegł hiszpański wahadłowy. Piłka odbiła się od jego uda z bliskiej odległości, ot, widzieliśmy zdecydowanie ładniejsze trafienia. Ale liczy się efekt, spokój, który zyskał polski zespół. 3:0 w dwumeczu w 66. minucie, tzw. luźne gacie. Awans był już pewny, można było włączyć tryb ekonomiczny. Takim właśnie ekipa z Wrocławia dopłynęła do końca i nikt nie powinien mieć pretensji, że kilka osób zdecydowało się przełączyć kanał na inny. Fajerwerki skończyły się wraz z drugą bramką.
Warto zadać sobie pytanie, czy ten Śląsk nas przekonuje. Cóż, tutaj można mieć mieszane uczucia. Z jednej strony rywal nie postawił właściwie żadnych warunków, był słaby. Paide oddało jeden celny strzał, w ofensywie nie istniało. W defensywie zaś – trochę mizeria, choć lepiej. Mimo wszystko WKS nie miał wielu klarownych sytuacji, współczynnik xG nie może być wysoki. Dlatego też, tutaj druga strona, pojawia się wątpliwość, czy Śląsk aby nie zrobi wtopy z silniejszym zespołem. Lepszym pod względem organizacji, groźniejszym w ataku. Okej, Śląsk nie musiał się specjalnie wysilać, ale widać czasami po jakiejś drużynie, kiedy sobie lekko odpuszcza, a kiedy nie wszystko funkcjonuje w nim jak należy. Ważne jednak, że zostało odrobione zadanie domowe. Ten pierwszy etap wrocławianie po prostu musieli przejść z zamkniętymi oczami. No i fajnie, bo mamy za sobą wstępne etapy kwalifikacji do europejskich pucharów, a żaden polski klub się jeszcze nie wyłożył. Jest szansa, że dociągniemy z tym do sierpnia.
Śląsk Wrocław – Paide 2:0 (1:0)
Janasik 41′, Garcia 66′
Fot. FotoPyk