Mecz ze Słowacją na Euro 2020 jest najgorszym meczem reprezentacji Polski na finałach wielkiej imprezy w XXI wieku. Nie mam co do tego wątpliwości.
Korea to było szesnaście lat oczekiwań, pompka, Jerzy Engel robiący sobie zdjęcie z Pucharem Świata, a potem wielkie lanie. No dobrze. Z tym, że Korea była po prostu niedoceniona. I zapomnieliśmy, że jakieś znaczenie może mieć jednak fakt, że gramy w kraju gospodarza. Nie przez granicę, ale przez – lekko licząc – z dziesięć stref czasowych.
To oczywiście wciąż boleśnie w trąbę. Ale tu będę porównywał same takie trąbienia.
Ekwador był mocnym kandydatem. To nie była żadna rewelacja turnieju. Drużyna przeciętna, drużyna z Ameryki Południowej grająca w Europie – przypomnę, że w ćwierćfinałach było sześć zespołów z Europy i dwa spoza, Argentyna i Brazylia. W półfinałach już mistrzostwa Starego Kontynentu. Sam mecz z Ekwadorem – żenada czysta, jeśli dobrze pamiętam, to była taka historia, że Brożek strzelił w poprzeczkę, a realizator zaliczył to nam za strzał celny, bo inaczej byśmy nie mieli żadnego. Do tego morze polskich kibiców na stadionie. Praktycznie graliśmy u siebie. I taki wpieprz.
Ale jednak, jak się spojrzy na tamten zespół, to była personalnie słaba drużyna. Tak jak dyżurną, wyświechtaną narracją o Włochach jest gadanie o catenaccio, o futbolu brytyjskim że jest twardy, tak o Polakach przede wszystkim per “KOLEKTYW”. Przypomnę, że mówimy o turnieju, gdzie naszym zbawcą miał być Tomek Frankowski, mało grający i niestrzelający praktycznie nic w drugiej lidze angielskiej.
Ten sam przypadek – nawet w jeszcze mocniejszym stopniu – to Austria na Euro 2008, bo tam już nawet Żurawski czy Krzynówek nie byli postaciami, które liczyły się chociaż na średnim poziomie europejskim. Euro 2012 jest dla mnie doświadczeniem najbardziej bolesnym, a meczu z Grecją nie jestem w stanie obejrzeć, bo to jak roztrwoniono ułożony mecz w głowie mi się nie mieści. Dostaliśmy tam trzy punkty na złotym talerzu, a wszystko jak krew w piach. Ale też pamiętam, że tamten skład w porównaniu do obecnej drużyny był składem węgla i papy.
Tym razem mieliśmy wciąż urzędującego po nagrodzie najlepszego piłkarza świata. Mieliśmy poza nim bardzo obiecującą linę pomocy, gdzie:
- Zieliński po sezonie życia
- Klich po sezonie życia
- Krychowiak po najlepszej formie od czasów Sevilli
Jest na czym budować fundament. Inni gracze, nawet jak mieli problemy, by wziąć choćby spadkowicza Glika czy mającego gorszą formę Bednarka: no, to wciąż nie jest Mariusz Jop czy Jacek Bąk z Al-Rayan.
Myślę, że tak pod kątem oglądania, spokojnie były gorsze mecze, ale gdy pomnożyć żenadę przez nasz potencjał i potencjał naszego rywala… To jest wynik najgorszy. Słowaków szanuję, Skriniar to jeden z najlepszych obrońców świata, ale wciąż, mówimy o zespole, który:
- na liście rezerwowej znalazł miejsce dla Samuela Mraza,
- w pierwszym składzie ma defensora Lecha Poznań, a wszyscy wiemy jak grał ostatnio Lech Poznań, ile defensywa z Satką w składzie miała problemów z praktycznie kimkolwiek w Ekstraklasie,
- postanowili dzisiaj w ogóle grać bez napastnika, bo jedyny sensowny kandydat – i tak kandydat na średniaka, nie na gwiazdę – wypadł z przyczyn zdrowotnych, a pozostali są po prostu mierni,
- zagrał dziś Marek Hamsik, legenda, ale ostatnio robiący 449 minut w Allsvenskan,
- Jan Mucha mówił, że Słowakom nie należał się awans na Euro, nie zasłużyli, są za słabi,
- ta drużyna tak jak my dopiero co zmieniła trenera, nawet jeśli na byłego asystenta, to też przeżyli tąpnięcie,
- i po tej zmianie nie tak dawno najpierw zremisowali z Cyprem, a potem z Maltą u siebie.
Nie. Tu nie ma wytłumaczeń. Najgorsza porażka. Tyle dla mnie, że przyjąłem ją ze spokojem, bo poza personaliami, naszym potencjałem i posiadaniem Lewego, tak naprawdę nie widzieliśmy żadnych powodów do tego, by sądzić, że na Euro będzie dobrze.
***
Nie ma żadnego usprawiedliwienia za ten mecz dla Grzegorza Krychowiaka. Żadnego.
Miałem ogromne oczekiwania wobec tego zawodnika. Złapał gaz w Rosji, grał najlepiej od czasu, gdy wymiatał w Sevilli, zapracowując na galaktyczny wówczas transfer do PSG, będąc uznawanym jednym z najlepszych na świecie – tak, to się zdarzyło – na swojej pozycji. Pomyślałem, że może Krychowiak w gazie nada kadrze ten balans. Nawet jak oglądałem mecz z Rosją – niezmierzone pokłady respektu mieli przed Krychowiakiem piłkarze rosyjscy. Widać było, że to szef.
A tutaj Krychowiak, gdyby się uparł, wyleciałby już w pierwszej połowie.
Faul, który mógłby się skończyć żółtą kartką już na początku meczu.
Faul taktyczny, za który dostał pierwszą żółtą.
I faul drugi, klasyczny stempel, gdzie nawet Kazimierz Węgrzyn uznał, że kartka musi być, a wszyscy oglądający Ekstraklasę doskonale wiedzą, jak oporny jest Kazimierz Węgrzyn choćby w uznawaniu, że jest faul. I to w strefie, gdzie absolutnie nie było potrzeby nawet ostrzej zagrywać.
81 mecz w kadrze.
Pierwszy as kier.
Wszystko momencie, kiedy łapaliśmy gaz, podcięte skrzydła.
***
Robert Lewandowski zagrał wczoraj beznadziejny mecz.
Nie wiem, czy nie odbierają obywatelstwa za skrytykowanie Lewego, ale sprawdzimy: Robert Lewandowski zagrał wczoraj beznadziejny mecz.
Nie chcę znowu słuchać tysiąca analiz o tym, jak to koledzy mu zawalili, jak to Sousa nie stworzył systemu specjalnie pod to, żeby Lewandowskiemu grało się lepiej. Robert Lewandowski zagrał wczoraj beznadziejny mecz.
Jakieś wymówki byłyby w pewnym stopniu do przyjęcia w grze z mocniejszymi rywalami, ale Robert Lewandowski grał przeciwko Słowacji. Tu, abstrahując od Skriniara, naprawdę będąc Robertem Lewandowskim jesteś w stanie znaleźć luki. Ale Robert Lewandowski zagrał beznadziejny mecz.
Błędy techniczne, złe decyzje, nawet spowalnianie akcji. I pretensje do kolegów. Z ręką na sercu, na to się przykro patrzyło.
***
35 dośrodkowań. Tyle wykonaliśmy według wyliczeń Michała Treli. Wam zostawię matematykę, a więc:
- ile to dośrodkowań na rzeczywisty czas gry w meczu
- ile to dośrodkowań na liczbę naszych ataków, a więc jak często decydowaliśmy się na to jakże finezyjne rozegranie
- ile realnie niebezpiecznych akcji stworzyliśmy po dośrodkowaniach
Symboliczne nawet, że bramka padła po rozegraniu z całkowicie drugiego bieguna niż dośrodkowanie.
***
Wojciech Szczęsny, w mojej opinii, był jednym z głównych winowajców fatalnego mundialu w 2018. Jego wyjście do piłki tak daleko było kuriozalne. Kompletnie niepotrzebne. Poświęciłem długie analizy, by udowodnić, że nie było tam żadnej potrzeby na tak ryzykowne zagranie. Wojciech Szczęsny to też Grecja 2012, mecz, który – pozwólcie na patos – złamał mi serce. A o tym się pamięta do końca życia.
Ale uważam, że tu, przy pierwszej bramce, Szczęsny obrywa właśnie nieproporcjonalnie mocniej od tego, ile zawinił.
- Jóźwiak w tej akcji nie asekurował Bereszyńskiego, choć mógł to zrobić
- W zasadzie dał się zgubić, zrzucił odpowiedzialność za tę akcję na Beresia
- Bereszyński dał się w podwórkowy sposób ograć zawodnikowi, który wiosną był rezerwowym Ferencvarosu
Czytałem analizę na Twitterze, według której Szczęsny zachował się podręcznikowo. Odpowiedni kąt, odpowiednie wszystko. Nie wiem. Uważam, że jak bramkarz dostaje strzał na krótki słupek, to zamieszany w gola zawsze będzie. Czytałem też drugą, według której Szczęsny obroniłby to, gdyby postanowił odbijać piłkę nogą, a nie ręką. I to mnie przekonuje. Niemniej widzę, że:
- Koledzy wrzucili go na konia, dopuszczając piłkarza rywala na jakiś siódmy metr
- Mak uderza bardzo mocno
- Jest RYKOSZET od nogi Glika, który wyraźnie zmienia tor lotu
Nie usprawiedliwiam, ale proporcje pojazdu po Szczęsnym, a krytyki Bereszyńskiego i Jóźwiaka za tę akcję, gdy ewidentnie wina w 85% leży w rękach tych drugich, mnie zastanawiają. I mówię to jako ktoś, kto do Wojtka w kadrze od lat podchodzi ze sceptycyzmem.
***
Mam dla was komiks autorstwa nieocenionego FotoPyKa, czyli Piotra Kuczy. Tuż po golu Skriniara:
Niestety, nie ma z tego zdjęcia, bo sytuacja była dynamiczna, ale to mogłoby być sportowe zdjęcie roku w Polsce. My do strzału Skriniara wyskoczyliśmy w siódemkę.
To siedmiu mogło po fakcie doskoczyć do Skriniara, a w trakcie stałego fragmentu nikt. Choć wszyscy w Europie wiedzą, że Skriniar to mistrz gry przy ofensywnych stałych fragmentach i najlepszy piłkarz Słowacji. I tu znowu nie da się nie wrzucić kamyczka do ogródka Paulo Sousy – przecież krycie strefowe to nie wynalazek piłkarzy. W tej akcji byliśmy w dziewięciu na pięciu w polu karnym. Całym zespołem. Gdyby się uprzeć, mogliby ich pokryć prawie wszystkich we dwójkę.
Pewnie krycie strefowe ma wiele plusów, których nie znam.
Ale coś mi podpowiada, że jest znacznie trudniejsze do wyegzekwowania niż krycie jeden na jeden. Wprowadzenie tego na takim poziomie, by działało przeciw mocnym rywalom, wymaga znacznie większego nakładu czasu. Może w klubie to jest do wprowadzenia w parę tygodni – choć pewnie też byłoby okupione błędami – ale w kadrze?
To ryzyko się nie opłaciło.
Nawet w tej sytuacji jednak – kurczę, futbol to nie teatr lalek. Masz kilkadziesiąt meczów, widzisz Skriniara – no niech ktoś tam będzie jego plastrem. Było komu to zrobić, naprawdę. Wyślij kogoś, sam pójdź. Nic z tego nie zrobiono.
***
A jeszcze Sousa na konferencji prasowej mówi, że Skriniar akurat miał krycie indywidualne wyznaczone. To co? Zapomnieli?
Często przy takich porażkach przerzuca się winą: tu piłkarze, tu trener, zwykle trener jest zresztą łatwiejszym celem. I zgadzam się, że to, ile kombinował na ostatnich sparingach Sousa, było zaskakujące. Jeszcze Rosję rozumiem – chciał poznać piłkarzy. Ale na Islandię spodziewałem się próby generalnej, a nie dalszego testowania, sprawdzania. Myślałem nawet o tym – może gdzieś robią gierki treningowe, tam cały czas piłują pierwszy skład? Może w tym szaleństwie jest taka metoda?
Nie.
W szaleństwie znacznie częściej jest tylko szaleństwo, a nie metoda.
Ale chciałbym, żeby piłkarze nie schowali się teraz za złym Paulo Sousą, który tak im zawalił mecz. Panowie, nic z tych rzeczy, przegraliście też sami z sobą.
***
Tęsknię za Jackiem Góralskim. Chyba jak się skończy Euro obejrzę jakiś mecz Kajratu Ałmaty.
***
Na razie polscy wygrani turnieju wyglądają tak:
Leszek Milewski
Fot. FotoPyK