Bruk-Bet Termalica Nieciecza jest już niemal pewny awansu do Ekstraklasy. Już, albo dopiero, bo przed startem rundy wiosennej ciężko było spodziewać się, że „Słonie” zaklepią promocję dopiero na koniec maja. Zresztą nie tyczy się to tylko obecnego sezonu. Bruk-Bet wraca do najwyższej ligi po trzech latach prób, a przecież co roku dysponował czołowym budżetem na zapleczu i był stawiany w roli faworyta rozgrywek. Czy to oznacza, że w 1. lidze pieniądze nie decydują o sukcesie? Cóż, niekoniecznie.
15 milionów złotych. To szacunkowy budżet Bruk-Betu, a musicie wiedzieć, że oszacowanie tego, ile „Słonie” mają w sejfie, to nie jest łatwa sprawa. Państwo Witkowscy nie ujawniają danych dotyczących finansów klubu. Tłumaczą to tym, że nikt im w kieszeń zaglądał nie będzie, bo to przecież ich pieniądze. I rzecz jasna mają do tego prawo. Oczywiście my mamy swoje sposoby na to, żeby tę zagadkę rozwiązać. Ale nawet pytając tu i tam, nie da się w stu procentach „ustrzelić” właściwego wyniku. Powody? Kilka.
- Bruk-Bet może w każdej chwili zwiększyć lub zmniejszyć finansowanie
- Klub z Niecieczy dysponuje własnym obiektem (na tym poziomie tylko Chrobry i Górnik funkcjonują podobnie), a to zmienia podejście do przeliczenia utrzymania stadionu
- Specyfika tzw. pionu administracyjnego, czyli zatrudnienia w samym klubie
Niemniej w środowisku nie jest tajemnicą to, że Bruk-Bet Termalica ma jeden z najwyższych budżetów w lidze i oferuje jedne z najlepszych warunków kontraktowych. Dlatego sukces „Słoni” możemy bezpośrednio wiązać z finansami. Nawet wiedząc, że z czołowym budżetem ligi powrót do Ekstraklasy zabrał dumie gminy Żabno trzy lata, sprawa jest prosta. Bez kasy nie ma sukcesów.
Budżety klubów 1. ligi. Awans „biednej” Warty jednorazowym wyskokiem
Spójrzmy na czołówkę 1. ligi w obecnym sezonie. Poza Bruk-Betem są w niej Radomiak, GKS Tychy, Arka Gdynia, ŁKS Łódź i Górnik Łęczna. Chyba tylko Górnik odstaje finansowo od tego towarzystwa, choć i on nie jest najbiedniejszy – przy letnich transferach potrafił przebijać dwukrotnie oferty innych klubów z tego poziomu rozgrywkowego. Niemniej to szósta siła ligi, może być lekko z tyłu. TOP 5 to czołówka także pod względem finansowym. Radomiak dostaje blisko 1,8 miliona złotych z samych stypendiów miejskich. Grając dla „Zielonych” można zarobić 25-30 tys. miesięcznie. Akurat nie w zielonych, ale i w złotówkach to spore pieniądze. GKS Tychy? Według raportu „Deloitte” w 2019 roku tyszanie mieli trzecie najwyższe przychody w lidze – ponad 8 mln zł. Arka Gdynia? Tylko z miejskich pieniędzy otrzymała w tym sezonie ponad 6 milionów zł. ŁKS? Tomasz Salski przed sezonem:
– Taki budżet między 8, a 9 milionów, to będzie budżet, którym będzie dysponował ŁKS w tym sezonie.
Po czym zimą wyłożono chyba rekordowe w skali ligi pieniądze na Mikkela Rygaarda, więc budżet był zapewne większy. Ale nawet, jeśli był dokładnie taki – to czołówka 1. ligi. Rzecz jasna wśród najlepszych brakuje dwóch innych zespołów, które dysponują dużymi pieniędzmi. Widzew Łódź w raporcie finansowym wykazał, że dysponuje budżetem w wysokości ok. 16 mln zł. Miedź Legnica we wspomnianym raporcie “Deloitte” z 2019 roku, jest najlepsza w lidze – 11,7 mln zł przychodu. Niemniej taka Miedź zaraz może Górnika w szóstce podmienić, a nawet jeśli tego nie zrobi, to będzie wyjątkiem potwierdzającym regułę.
Na przestrzeni ostatnich lat ciężko bowiem znaleźć wiele przypadków, w których kopciuszek dostawał się do Ekstraklasy. Warta Poznań działa na wyobraźnię, owszem. W Wielkopolsce żartowano, że niektórzy rezerwowi Podbeskidzia zarabiają więcej niż czołowe postaci „Dumy Wildy”. Najlepiej opłacany zawodnik poznańskiej ekipy w ubiegłym sezonie zarabiał 15 tys. zł. Jeszcze w 2019 roku Warta była drugim od końca klubem ligi pod względem przychodów. W sezonie zakończonym awansem klub grał w koszulkach, na których „wystawiał” na sprzedaż miejsce reklamowe. Ich budżet wynosił ok. 4 mln zł.
Ale to naprawdę jednorazowy wyskok.
1. liga. 7-10 mln zł wystarcza, żeby grać o awans
Przy tym pamiętajmy – Warta Poznań była beneficjentem tego, że w 1. lidze wprowadzono baraże. Gdyby nie one, zespół z Wielkopolski oglądałby plecy Podbeskidzia Bielsko-Biała i Stali Mielec. Klubów zdecydowanie bogatszych. Żeby nie być gołosłownym, dowody.
Sport.pl: Budżet Stali wynosił teraz około 8 milionów złotych (chodzi o sezon 2019/2020 – przyp.).
Rozmowa z Bogdanem Kłysem na Weszło: My jesteśmy transparentni. Budżet na rok 2019 wynosił 11,5 miliona zł. Poprzedni to ok. 8 milionów, ale to pewne zakłamanie, bo nie było do niego dopisane 3,5 miliona wynagrodzeń ze stypendiów, wypłacanych bezpośrednio przez miasto. Budżet był więc podobny.
Wcześniejsze lata? Do Ekstraklasy awansowały kluby dysponujące podobnymi finansami.
- Raków Częstochowa (18/19) – ok. 10 mln zł
- ŁKS Łódź (18/19) – ok. 8 mln zł
- Miedź Legnica (17/18) – ok. 10 mln zł
- Zagłębie Sosnowiec (17/18) – ok. 7,5 mln zł
- Sandecja Nowy Sącz (16/17) – ok. 5,5 mln zł
- Arka Gdynia (15/16) – ok. 6 mln zł
Nie udało nam się ustalić danych dotyczących Górnika Zabrze i Wisły Płock, ale ma to niewielkie znaczenie – przez cztery czy pięć lat realia finansowe się zmieniły. Zresztą i tak można zakładać, że obydwa kluby dysponowały ok. 5-6 milionami zł. Wszystko sprowadza się do tego, że w ostatnich trzech sezonach awans do Ekstraklasy wywalczył tylko jeden klub, który miał budżet mniejszy niż 7 mln zł. Sprawa jest więc prosta: jeśli chcesz grać o najwyższe cele w 1. lidze, musisz mieć minimum 7-8 milionów w kieszeni, albo liczyć na dostanie się do baraży i trochę szczęścia w połączeniu z dobrą pracą trenera czy zwyżką formy zespołu.
Zresztą, wróćmy do rozmowy z Bogdanem Kłysem z poprzedniego roku. – Nie wydaje mi się, żeby z budżetem 4-5 milionów złotych można było grać o czołowe miejsca w pierwszej lidze – mówił wtedy prezes Podbeskidzia. I miał rację.
Oczywiście przykład Widzewa z tego roku czy nawet Bruk-Betu i Miedzi z poprzednich rozgrywek, dobitnie pokazuje jeszcze jeden składnik sukcesu. Mówił o nim Wojciech Cygan w rozmowie ze „Sportowymi Faktami”. – Kilka klubów ma porównywalne budżety na płace. Katowice, Tychy, Bielsko-Biała. Po prostu Raków lepiej wydaje.
Publiczne pieniądze pomagają odnieść sukces
Oczywiście bardzo ważne w tym wszystkim jest wsparcie miasta czy spółek skarbu państwa. Podbeskidzie rok temu mogło liczyć na aż 5 mln zł z ratusza – więcej niż budżet niektórych ligowych rywali. Stal Mielec? Miała stypendia i ponad 800 tys. z miejskiego budżetu, do tego sponsora w postaci spółki skarbu państwa. Jedynie Warta Poznań i jej 230 tys. zł dotacji na akademię wyglądały tu jak niepasujący element. W obecnych rozgrywkach także możemy mówić o wpływie publicznych pieniędzy na sukcesy poszczególnych klubów.
- Radomiak – ok. 1,8 mln zł stypendiów
- GKS Tychy – 4,75 mln zł z miasta
- Arka Gdynia – 6,3 mln zł z miasta
W czołówce tylko ŁKS i Górnik Łęczna nie korzystają z miejskiego wsparcia w tak dużym stopniu. Łodzianie otrzymali jedynie 430 tys. zł dotacji plus zwrot kosztów wynajmu stadionu. Górnik wsparcie z ratusza ma symboliczne. Natomiast głównym sponsorem łęcznian jest kontrolowana w większości przez Eneę, czyli spółkę skarbu państwa, kopalnia Bogdanka. Eneę, która jest także jednym z głównych sponsorów Radomiaka. Zresztą, kiedy przejrzymy listę partnerów każdego z klubów, to – poza ŁKS-em – trafimy na sporo „miejskich śladów”. Oczywiście wsparcie z miasta nie tyczy się tylko czołówki ligi. Przykłady z niższych miejsc:
- Chrobry Głogów – 3,9 mln zł dotacji
- Odra Opole – 1,5 mln zł dotacji (2020 rok)
- Sandecja Nowy Sącz – 2,5 mln zł dotacji
- Stomil Olsztyn – 2,7 mln zł dotacji
Rzecz jasna: nie osądzamy. Wiadomo, że w idealnym miejscu piłka jest wolna od publicznych pieniędzy i utrzymuje się sama. Tyle że Polska idealnym miejscem nie jest, zwłaszcza piłkarsko. Dlatego powinniśmy podchodzić do tego na innej zasadzie. Zamiast wytykać, że ktoś dostaje miliony z miasta, patrzeć na to, o czym mówił Wojciech Cygan.
Czyli jak te miliony wydaje.
Bo czy to, że miasto Tychy wspiera m.in. akademie GKS-u, przez którą przewinęli się zawodnicy, którzy teraz zdobywają cenne punkty w walce o awans do Ekstraklasy, jest złe? Niekoniecznie, bo za moment ci ludzie, śladem Jana Biegańskiego, mogą podnosić poziom naszej piłki.
Czy z 1. ligi spadają tylko biedne kluby?
Ok, wiemy już, ile mniej więcej kosztuje w 1. lidze sukces. A jak to wygląda w odwrotną stronę? W tym sezonie spadnie najpewniej GKS Bełchatów, czyli najbiedniejszy zespół ligi. Klub, o którym można było mówić, że zaczynał sezon z ujemnym budżetem. W trakcie rundy bełchatowianie otrzymali 1,5 mln zł wsparcia, ale i to nie poprawiło zbytnio ich sytuacji finansowej. Tylko czy to, że mają zdecydowanie mniej pieniędzy od reszty, jest bezpośrednią przyczyną walki o utrzymanie? Przecież jeszcze kolejkę temu “Brunatni” mogli wyprzedzić Zagłębie Sosnowiec i wpuścić je do strefy spadkowej.
To samo Zagłębie, które niedawno zostało przez miasto dokapitalizowane kwotą 9,5 mln zł.
Ale kiedy spojrzymy na sprawę szerzej, okaże się, że faktycznie z ligi lecą głównie ci, którzy zbyt wielkich zapasów złota nie mają.
- Olimpia Grudziądz (19/20) – wg Deloitte 1,66 mln zł przychodu. Najmniej w lidze
- Chojniczanka Chojnice (19/20) – 5,5 mln zł przychodu
- Wigry Suwałki (19/20) – 5,5 mln zł przychodu (w dużej mierze dzięki PJS i sukces w Pucharze Polski)
- Bytovia Bytów (18/19) – 4,6 mln zł przychodu (ale i spore problemy spowodowane wycofaniem się Druteksu)
- GKS Katowice (18/19) – 10,8 mln zł przychodu
- Garbarnia Kraków (18/19) – 1,63 mln zł przychodu
Przy większości przypadków bylibyśmy w stanie stwierdzić: tak, oni finansowo są w ogonie tej ligi. W zasadzie wyróżnia się tylko GKS Katowice, który miał ogromny budżet oraz Chojniczanka, która była po prostu stabilna i poukładana, ale źle dobrała trenera na starcie sezonu. Oni i Zagłębie Sosnowiec stanowią więc ciekawy dowód w sprawie. Widać, że w 1. lidze łatwiej jest coś zawalić, mając sporo pieniędzy niż wplątać się w grę o awans, pieniędzy nie mając.
***
Na powyższe dane można spojrzeć na dwa sposoby. Z jednej strony – to wciąż duże pieniądze. Według „Deloitte” średnie przychody pierwszoligowca w 2019 roku wynosiły 6 mln zł. W 2020 roku te dane – na które i tak trzeba brać poprawkę – pójdą w górę, bo do ligi dołączył Widzew, a i spadkowicze trochę grosza mają. Ale nawet biorąc pod uwagę to, że do Ekstraklasy często wchodzą zespoły, które w klubowej kasie mają „10” z przodu, nie możemy mówić o tym, że są one bogate. Wręcz przeciwnie: gdy wchodzą wyżej, zderzają się ze ścianą. W przypadku każdego z beniaminków z ostatnich lat, mówiliśmy o podwojeniu budżetu z czasów gry 1. lidze. Najbiedniejsze kluby Ekstraklasy mają dwukrotnie wyższe budżety niż czołówka 1. ligi.
To po prostu przepaść.
Właśnie dlatego tak często w najwyższej lidze obserwujemy zjawisko „zastawiania się” w walce o utrzymanie. A w 1. lidze – „zastawiania się” w walce o awans, czego przykładem jest choćby Stal Mielec z zeszłego sezonu. Niedawno Michał Brański tłumaczył nam, że pierwszoligowiec bez pomocy prywatnego inwestora lub miasta nie jest w stanie wytrzymać finansowo sezonu – czego w Ekstraklasie nie obserwujemy. – Pamiętajcie, że kluby pierwszoligowe muszą patrzeć na każdą złotówkę. I jeśli taka złotówka na horyzoncie się pojawia, trzeba o nią walczyć, bo byłoby to niegospodarnością. Jako przewodniczący rady nadzorczej muszą dbać o to, żebyśmy mieli co włożyć do garnka. Nie tylko w tym sezonie, bo teraz mamy wszystko pokryte z zapasem, ale żebyśmy mieli mocny następny sezon.
Pytanie: czy da się z tym rozwarstwieniem coś zrobić? Zapewne nie. Bez mocnego kontraktu telewizyjnego 1. liga już zawsze będzie w dużej mierze wyścigiem o to, kto „wychodzi” więcej pieniędzy. Nawet mimo kilku przypadków zespołów, które z takiego wsparcia korzystają jedynie w niewielkim stopniu. Dlatego w kolejnym sezonie jednym z faworytów będzie Podbeskidzie z budżetem w wysokości ok. 10 mln zł.
Krótka jest droga od ekstraklasowego biedaka do pierwszoligowego bogacza ze złotym zegarkiem i cygarem w ustach.
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix