Wydawało się, że walka Tysona Fury’ego z Anthonym Joshuą musi odbyć się na Wembley. Cudownie byłoby zobaczyć dziewięćdziesiąt tysięcy fanów rozgrzanych do czerwoności, dopingujących swojego faworyta. A uwierzcie, brytyjscy fani boksu na największych galach potrafią zrobić atmosferę – zwłaszcza, kiedy walczy ze sobą ich dwóch reprezentantów. Ale nie tym razem. Dziś Eddie Hearn potwierdził, że walka odbędzie się w Arabii Saudyjskiej. Tym samym promotorzy rozbili bank, prawdopodobnie kasując za organizację walki okrągłe 150 milionów dolarów!
Czy można dziwić się takiemu obrotowi spraw? Patrząc na sumę, jaką zaproponowali Arabowie – niespecjalnie. Zwłaszcza, że cały czas funkcjonujemy w czasach pandemii. Stadion Wembley mógłby nie zagwarantować takich zysków nawet w przypadku niebotycznych cen biletów i stuprocentowej frekwencji. Nie mówiąc już o sytuacji, w której organizatorzy musieliby dostosować się do ograniczonej frekwencji.
Promotor Antonego Joshuy – Eddie Hearn – wybrał opcję zarówno bezpieczniejszą, jak i bardziej dochodową. Nieco więcej wątpliwości co do organizacji walki w Arabii Saudyjskiej mieli promotorzy Tysona Fury’ego – Frank Warren i Bob Arum. Ten pierwszy miał obiekcje do samych organizatorów. A dokładnie do ich wiarygodności finansowej. Jeszcze wczoraj domagał się gwarancji bankowych dla swojego zawodnika. Na nic zdawały się zapewnienia Hearna, że walkę zorganizują ci sami ludzie, którzy odpowiadali za rewanż Joshuy z Andym Ruizem. Walkę, która okazała się gigantycznym sukcesem finansowym.
Cóż, widocznie Tyson Fury takowe gwarancje otrzymał lub był to tylko kolejny element przeciągania liny negocjacji pomiędzy promotorami. Przecież kilka dni temu Bob Arum twierdził, że negocjacje utkwiły w martwym punkcie. A dziś Eddie Hearn potwierdził lokalizację walki. Choć dodajmy, że nie dokładną.
Wiadome i niewiadome
Właśnie, ustalmy to, co na ten moment jest wiadome, a co nie. Walka odbędzie się w Arabii Saudyjskiej – to wiemy na pewno. W grę wchodzą dwie daty, 7 lub 14 sierpnia. Bardziej prawdopodobny jest ten drugi termin, aby hitowe starcie nie pokrywało się z igrzyskami olimpijskimi. Na te pojedzie trener Joshuy, Rob McCracken. Trudno wyobrazić sobie, aby trener największej gwiazdy zawodowego boksu nie stanął w jej narożniku.
Dokładne miejsce nie jest znane z prostej przyczyny – walka na otwartym stadionie oczywiście kusi pod względem sum uzyskanych ze sprzedaży biletów. Ale o ile w przypadku pojedynku Joshua-Ruiz nie było to problemem, bo ten miał miejsce w grudniu, o tyle walka rozgrywana na Półwyspie Arabskim w sierpniu nie jest najlepszym pomysłem. Zatem promotorzy muszą znaleźć odpowiednią halę.
Wiemy również o podstawowej gaży oraz planach na przyszłość. Fury i Joshua podzielą się zyskami po połowie. To oznacza, że oba zespoły zainkasują po 75 milionów dolarów, plus pieniądze ze sprzedaży transmisji PPV. W przypadku rewanżu – a biorąc pod uwagę kasę, jaka leży na stole, do takiego na pewno dojdzie – podział zysków wyniesie 60:40 na korzyść zwycięzcy pierwszego starcia.
Na koniec, rzecz najważniejsza z perspektywy nas, kibiców – obaj bokserzy wniosą do ringu pasy WBA, WBO, IBF, IBO i WBC wagi ciężkiej. Zatem prawdopodobnie w sierpniu poznamy bezsprzecznego mistrza królewskiej kategorii. Czy będzie to szalony i do tej pory niepokonany na zawodowych ringach „Król Cyganów”, czy może popularny „AJ”, który do momentu pierwszej walki z Ruizem wydawał się bokserem wręcz modelowym?
Odpowiedź na to pytanie poznamy w sierpniu. Pewne jest natomiast jedno – Arabia Saudyjska powinna szykować się na wielkie grzmoty.
Fot. Newspix