Reklama

Nadzieja pomału gaśnie – Podbeskidzie coraz bliżej spadku

redakcja

Autor:redakcja

08 maja 2021, 17:26 • 4 min czytania 14 komentarzy

Starcie Podbeskidzia Bielsko-Biała z Wisłą Płock w 29. kolejce Ekstraklasy zapowiadało się ciekawie ze względu na położenie obu ekip w ligowej tabeli. Bielszczanie to w tej chwili główni kandydaci do spadku. „Nafciarze” przed pierwszym gwizdkiem sędziego również nie mogli być w stu procentach pewni utrzymania. Spodziewaliśmy się zatem, że – biorąc pod uwagę ciężar gatunkowy meczu – piłkarskich fajerwerków gracze Podbeskidzia i Wisły nam raczej nie zaprezentują. No i, co tu kryć, zaskoczenia nie było. Podbeskidzie zremisowało 1:1 z Wisłą po wyjątkowo marnym widowisku.

Nadzieja pomału gaśnie – Podbeskidzie coraz bliżej spadku

Podbeskidzie – Wisła Płock. Zaczęło się pięknie

Trzeba przyznać, że bielszczanie nie mogli sobie wymarzyć lepszego początku dzisiejszego spotkania. Już w piątej minucie Jakub Hora dopadł do piłki dość przypadkowo wstrzelonej przez Petara Mamicia i przepięknym, podkręconym uderzeniem pokonał Krzysztofa Kamińskiego. Gracze Podbeskidzia mieli zatem w garści prowadzenie i zyskali dzięki temu – wydawać się mogło – choć odrobinę wewnętrznego spokoju. Kolejne minuty pokazały jednak, że z tym spokojem to nie do końca prawda. Po podopiecznych Roberta Kasperczyka widać było ogromną spinkę. Popełniali proste błędy w wyprowadzeniu piłki, nie radzili sobie w środkowej strefie boiska. Tak naprawdę akcja bramkowa była jedynym godnym uwagi atakiem gospodarzy w całej pierwszej połowie. Po efektownym trafieniu Hory beniaminkowi nie wyszło już na boisku niemalże nic.

Kontrolę nad spotkaniem przejęła Wisła Płock. Coraz więcej miejsca w centralnej części boiska miał Rafał Wolski, z każdą minutą rozkręcał się także Dawid Kocyła. No i to właśnie akcja tej dwójki przyniosła „Nafciarzom” wyrównanie. Wolski podawał, a Kocyła na dużej szybkości wpadł w pole karne. Tak dużej, że wydawało się, iż z jego akcji nic nie będzie, bo po prostu wyleci z piłką poza boisko, zanim zdąży z niej uczynić jakiś sensowny użytek. Na przykład poprzez dośrodkowanie. Kocyłę uratował jednak rzutem na taśmę Dmytro Baszłaj, bezpardonowo go faulując.

Obrońca Podbeskidzia nawet nie protestował, gdy sędzia wskazał na jedenasty metr. Karnego wykorzystał Mateusz Szwoch. I nagle okazało się, że Podbeskidzie nie tylko nie ma pomysłu na grę w ofensywie, ale i nie ma drogocennego prowadzenia.

Reklama

Niby gospodarze wypracowali sobie jeszcze przed przerwą kilka stałych fragmentów, lecz niewiele z nich wynikało. A właściwie to nie wynikało z nich kompletnie nic. Na ich szczęście – Wisła nie kwapiła się, by iść pazernie po pełną pulę. W ogóle trudno było po pierwszych 45 minutach powiedzieć cokolwiek pozytywnego o postawie obu zespołów. Rzucało się w oczy, że jedni i drudzy są bardzo ostrożni. Kalkulują.

Podbeskidzie – Wisła Płock. „Nafciarze” z utrzymaniem

Na luksus ostrożnego podejścia Podbeskidzie po przerwie pozwolić już sobie nie mogło. Dlatego Robert Kasperczyk szalał ze zmianami, chcąc dać swojej drużynie nowy impuls. I były to zmiany zrozumiałe, uzasadnione – najpierw boisko opuścili beznadziejni Ubbink i Sitek, potem niewiele lepsi Biliński i Mamić. Na kwadrans przed końcem spotkania Tullio wszedł za Rzuchowskiego. Dla porównania – Maciej Bartoszek mniej więcej w tym samym momencie przeprowadzał pierwszą zmianę w swojej ekipie. Co też pokazuje, komu zależało na tym, by mecz dalej był powolny i zamknięty.

Posunięcia Kasperczyka, co tu kryć, wniosły jednak niewiele.

To „Nafciarze” wykreowali sobie jako pierwsi bramkową okazję po przerwie – indywidualna akcja naprawdę nieźle dysponowanego Wolskiego nie przyniosła jednak gola, bo czujność do końca zachował Pesković. Podbeskidzie tymczasem uciekało się do dość chaotycznych rozwiązań – długich piłek, desperackich rajdów, niechlujnych przerzutów. Prawie udała się gospodarzom jedna z niewielu kontr, bo do siatki trafił Wilson, ale w momencie strzału był on na spalonym. To była generalnie największa siła Wisły w dzisiejszym spotkaniu – przyjezdni praktycznie odebrali Podbeskidziu możliwość przeprowadzania szybkich ataków, a w pozycyjnym graniu gospodarze sobie zwyczajnie nie radzili.

Emocje przyniosła dopiero końcówka meczu, gdy „Nafciarze” – pewnie już będący pod prądem z racji tego, że utrzymanie znajdowało się na wyciągnięcie ręki – cofnęli się nieco za głęboko. I bielszczanie naprawdę mieli dwie świetne okazje, by podopiecznych Bartoszka skarcić. Najpierw do piłki wstrzelonej przez Niepsuja nie dotarł jednak Danielak, a później kapitalnej wrzutki Danielaka nie wykorzystał Tullio.

***
Reklama

Skończyło się jednak na wyniku 1:1. Wyniku, który Wiśle Płock gwarantuje utrzymanie. Maciej Bartoszek wypełnił zatem swoją dziwaczną, krótkoterminową misję, choć trzeba powiedzieć, że ten dzisiejszy mecz był mniej więcej tak atrakcyjny dla widzów jak cały sezon w wykonaniu „Nafciarzy”. Podbeskidzie tymczasem jest jeszcze bardziej niż dotąd uzależnione od wyników osiąganych przez Stal Mielec.

Dziś bielszczanie potrzebują kolejnego „cudu pod Klimczokiem”.

fot. FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

14 komentarzy

Loading...