Gdyby stworzyć tabelę Ekstraklasy, zapominając o pierwszych czterech kolejkach, Górnik Zabrze (przed dzisiejszym spotkaniem) byłby w niej ostatni. Kapitalne wejście w sezon ekipy Marcina Brosza, którego ostatnią odsłoną był koncert na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej, później zostało skutecznie przykryte przeciętniactwem i trudnymi do zrozumienia wtopami. Przez to Górnik gra już tylko o honorowe dokończenie sezonu i – ni stąd, ni zowąd – w końcu udało mu się trochę nawiązać do swojej postawy z pierwszych kolejek.
Czy pomogła Jagiellonia Białystok, która też walczy już tylko o to, żeby sezon skończyć w dziesiątce? No nie da się ukryć. Szczególnie uczynny był Błażej Augustyn, który chyba nawet reprezentując barwy zabrzańskiego klubu, nie potrafił w pojedynczym meczu dać drużynie z Górnego Śląska tyle, co w trakcie dzisiejszej potyczki. Zapraszamy na szybką wyliczankę, w której uwzględniliśmy tylko “błędy bramkowe”, co nie oznacza, że innych defensor Jagi nie popełnił.
Oj nie.
29. minuta: zagranie z głębi pola od Manneha do Jimeneza, a Augustyn nie kontroluje ani linii spalonego, ani hiszpańskiego napastnika. W rezultacie piłkarz Górnika z łatwością ucieka stoperowi i sprytnie ładuje piłkę do siatki obok Dziekońskiego.
62. minuta: Augustyn w prostej sytuacji kopie piłkę w aut, choć chciał podać ją do kolegi z zespołu. Zabrzanie szybko wznawiają grę, Sobczyk radzi sobie z Kwietniem i dogrywa do kolegi z zespołu. Augustyn zatrzymuje piłkę ręką, z karnego gola strzela Jimenez.
71. minuta: Jimenez mija Augustyna z taką łatwością, że trudno uwierzyć, że grają w tej samej lidze, stoper próbuje ratować się wślizgiem, ale tylko muska piłkę, która ląduje na głowie Sobczyka, a ten ładuje ją do siatki.
Trzy gole Górnika, przy trzech najwięcej brudów za paznokciami ma ten sam człowiek. Z ręką na sercu musimy wam przyznać, że przeszło nam przez głowę, że przy takiej dyspozycji białostockiej defensywny nawet Boakye coś ukłuje. I niewiele brakło, bo gość zagrał niecałe dwadzieścia minut, a do dwóch świetnych okazji doszedł. Raz przez błąd techniczny zmarnował świetne podanie Manneha, później tylko obił poprzeczkę po wrzutce z lewej strony i rozpaczliwym wyjściu Dziekońskiego.
Tak czy siak Górnik powinien dziś strzelić więcej goli, a tego nie zrobił, nie tylko za sprawą wspomnianego przed chwilą ananasa. Jagiellonia z kolei kompletnie położyła ten mecz w drugiej połowie. Pierwsza była wyrównana i to nawet goście wyszli na prowadzenie. Puljić dobił strzał Kwietnia, a było jeszcze kilka mniej lub bardziej klarownych sytuacji, by gospodarzy ukłuć. Nerwowo grał Chudy, młoda obrona jak zawsze zachęcała do dawania jej lekcji, ale w drugiej połowie Jaga kompletnie z tego nie korzystała. Nawet nie próbowała. Może to kwestia tego, że w pierwszym kwadransie po przerwie straciła nieźle wyglądający środek pola, ale też przesady – nie tak osłabieni rywale dyktowali Górnikowi trudniejsze warunki.
Ekipa Marcina Brosza wygrała po raz pierwszy od połowy marca. W ostatnich siedmiu meczach zabrzanie podnieśli z murawy ledwie dwa punkty, czym ostatecznie przegrali ten sezon. Dzisiaj dali swoim kibicom chusteczkę, którą można spróbować otrzeć łzy.
Fot. FotoPyK