Pierwszy maja nie był spokojnym dniem dla zawodników The Citizens i Les Parisiens. Oba kluby stanęły do rywalizacji w lidze, walcząc ze sobą korespondencyjnie. I chociaż oba wygrały, to nastroje przed nadchodzącym starciem są kompletnie różne. Manchester City i PSG rozpoczną we wtorek półfinałową rywalizację w Lidze Mistrzów. Ich działania z weekendu mogą mieć przełożenie na wynik dwumeczu.
Mówiąc o zespole, którym dowodzi Mauricio Pochettino, często wypomina się, że są przegrywami. To o tyle kontrowersyjne, że mówimy o dwukrotnym półfinaliście (co najmniej) Ligi Mistrzów w ciągu ostatnich dwóch lat. Mówimy też o klubie, który – było nie było – seryjnie wygrywa Ligue 1. Wielu kibiców dałoby się skrócić o głowę, byle ich ukochane zespoły weszły w miejsce paryżan.
Jednocześnie istnieje pewien paradoks, przez który nie da się wykluczyć, że PSG faktycznie cierpi z powodu genu autodestrukcji. Bo przecież w pierwszym półfinałowym spotkaniu wykończyli się w znacznej mierze sami, nie zaś nie mogąc nic poradzić na skondensowane ataki Manchesteru City. We wcześniejszych latach też lepiej nie było, wszak wystarczy przywołać tylko legendarną już remontadę Barcelony, by zyskać taką kumulację złych emocji, pecha i spętanych nóg w kluczowych momentach, by określać mistrzów Francji mianem przegrywów właśnie.
Warto jednak zastanowić się nad tym, co takie działania powoduje. Co sprawia, że klub, który – czysto teoretycznie – ma aspiracje i możliwości, by władać nie tylko nad Sekwaną, ale i w całej Europie, konsekwentnie rozwala sobie głowę tuż przed finiszem.
Znów nie musimy cofać się bardzo daleko, ba! Nie musimy cofać się właściwie wcale. Wystarczy tylko, że sięgniemy do minionego weekendu, gdzie PSG mierzyło się z Lens. Mierzyło się na śmierć i życie, zupełnie zapominając o tym, że czeka na nie półfinał Ligi Mistrzów.
Liga Mistrzów. Manchester City – PSG
Maurcio Pochettino nie kalkulował pod jednym bardzo ważnym względem. Do boju przeciwko Lens posłał nie tylko Mauro Icardiego, który może i dzisiaj wystąpić w pierwszym składzie, biorąc pod uwagę problemy zdrowotne Mbappe. Argentyńczyk sięgnął także po Neymara, czyli swoją największą gwiazdę. Było to kluczowe w kontekście całego spotkania, bo to właśnie Brazylijczyk strzelił gola numer jeden, a tuż po przerwie asystował przy drugim.
Gdybanie jest rzeczą często niepotrzebną, lecz chyba można umówić się, że gdyby nie jego obecność, PSG miałoby z Lens jeszcze większe problemy.
Należy bowiem zauważyć, że mimo gry skrzydłowego, wcale się PSG wybitnie nie wiodło. Koniec końców odniosło zwycięstwo, ale tylko 2:1. Koniec końców nie straciło ścisłego kontaktu z Lille, ale Neymar okupił to 90 minutami, na trzy dni przed półfinałem Ligi Mistrzów. Tocząc bój o mistrzostwo Francji, Pochettino uznał za konieczne mocne eksploatowanie piłkarza, który jest dla niego postacią więcej niż kluczową. Teraz może się to na Argentyńczyku zemścić.
Trudno mówić, że 29-latek będzie przemęczony. Trudno jednak stwierdzić też, że będzie miał pełen komfort w swoich poczynaniach na boisku, a to jest w jego wypadku niezwykle ważne. Bez komfortu nie ma Neymara z pierwszej połowy półfinału. Bez komfortu jest tylko ten Neymar z drugiej.
Czy PSG pożałuje eksploatacji Neymara?
W momencie, w którym Manchester City skupił większą uwagę na neutralizacji zagrożenia ze strony Mbappe i Neymara, zaczęło mu się grać znacznie łatwiej. Swój cel osiągnął nie tylko ścisłym kryciem dwójki zawodników PSG, ale też serią krótkich podań, która odbierała paryżanom nadzieje na odzyskanie posiadania i przejście do szybkiego ataku. Jedną z największych broni Pochettino są właśnie kontry – widzieliśmy to w Premier League, widzimy w Ligue 1. Pep Guardiola rozgryzł jednak Argentyńczyka i po zmianie strony czytał z niego jak z otwartej księgi.
Coś, co wydawało się być wielką literaturą, było książką dla młodzieży i to napisaną w wyjątkowo banalny sposób. Przyciśnij PSG, a pęknie. No więc pękło, tak jak jego największe gwiazdy.
Porównanie obu połówek tego meczu w wykonaniu Neymara jest zobrazowaniem tego, jak mocno podopieczni Argentyńczyka cierpieli po powrocie z szatni. Wyszli na boisko zupełnie odmienieni, ale nie w ten sposób, jakiego łaknęli ich fani. Liczby Brazylijczyka mówią w tym wypadku same za siebie:
- strzały – 2 vs 0
- % celnych podań – 81 vs 53
- kluczowe zagrania – 1 vs 1
- liczba podań – 26 vs 17
- udane dryblingi – 1 vs 0
- bycie miniętym przez rywala – 0 vs 3
Niemal w każdym względzie Neymar zaliczył zjazd widoczny gołym okiem. Stał się apatyczny, pozbawiony energii. Podczas gry Riyad Mahrez, Kevin de Bruyne czy wprowadzony w drugiej połowie Zinczenko, biegali od jednego pola karnego do drugiego, dając powody do tego, by Keylor Navas pomylił się i to nie raz, Brazylijczyk snuł się i nie dawał PSG kompletnie nic.
Sprawdź promocję Mega Kursy Boost i zagraj o więcej w Fuksiarz.pl!
Jego słaba dyspozycja miała przełożenie na grę całego zespołu. Bo przecież mniej strzałów oddawał nie tylko on, ale cały dowodzony przez Pochettino zespół. Wypada zatem zapytać, czy aby na pewno było to dobre dowodzenie. Różnica między jedną a drugą połową, między dwoma brzegami pucharu była aż nadto widoczna. Oczywiście, świadczy to o kunszcie Pepa Guardioli, ale jest też kamieniem w ogródku Argentyńczyka, który nie udźwignął tego półfinału.
Zamiast zmotywować swoich piłkarzy w szatni, posłał na boisko 11 zawodników, którzy bali się swojego cienia. Teraz na dodatek przemordował jednego ze swoich najważniejszych graczy, wrzucając go na pełne obroty w Ligue 1. Nie trzeba chyba dodawać, że pod koniec meczu Neymar nie wyglądał już tak dobrze, jak choćby w pierwszej połowie. Tyle w tym wszystkim dobrego, że skończyło się na zwycięstwie. Gdyby bowiem Lens odebrało PSG punkty, Pochettino mógłby się chyba powoli z Parc de Princes wynosić.
Nadal nie jest w komfortowej sytuacji, bo jakimś sposobem ciągle nie wygrał ligi. Jest również bliżej niż dalej odpadnięcia z Ligi Mistrzów, czyli – jakby nie patrzeć – pewnego rozczarowania. A PSG naprawdę nie lubi być nazywane bandą przegrywów.
Komfort Manchesteru City
Tak jak Manchester City. Pep Guardiola jest w znacznie lepszej sytuacji niż jego rywal, przez co może pozwolić sobie na większe kombinacje. Przeciwko Crystal Palace zagrało zaledwie trzech piłkarzy, którzy kilka dni wcześniej rzucili się w wir Ligi Mistrzów. Co więcej, wszyscy należeli do bloku defensywnego – bramkarz Ederson, obrońca Joao Cancelo i cofnięty pomocnik Rodri.
Wszyscy kluczowi gracze formacji ofensywnych, mieli po prostu wolne i nie musieli krzyżować szabli z londyńczykami. Ba! Guardiola przeprowadził tylko jedną zmianę, znowu wpuszczając Zinczenkę, jakby przygotowując go do odgrywania tej samej roli wciąż i wciąż. Koniec końców Manchester City starcie wygrał i to małym nakładem sił. Łatwo zatem stwierdzić, że to oni są w sytuacji znacznie bardziej komfortowej niż ich dzisiejszy rywal. Mają prowadzenie po pierwszym meczu na boisku rywala, mają wypoczęty skład, mają też – nie ma co udawać, że jest inaczej – lepszego trenera.
Sprawdź ofertę zakładów bukmacherskich w Fuksiarz.pl!
Tyle ile bowiem powiedzieliśmy na temat tego, jak bardzo PSG niekorzystnie zaczęło wyglądać po przerwie, niemal w całości trzeba też oddać Manchesterowi City, bowiem z ich strony był to taktyczny koncert. Nawet jeśli najważniejsze partie wyglądały mało ekskluzywnie.
W pierwszej połowie to Anglicy byli drużyną ospałą. Funkcjonowanie w systemie 4-3-3, przechodzącym czasami w 4-4-2, nie wyglądało najlepiej. Brak typowego napastnika rzucał się w oczy szczególnie wtedy, gdy Gundogan zajmował miejsce dla gracza numer dziewięć, zaś nieco głębiej starał się grać Bernardo Silva. Miało to niewielkie szanse na sukces i ostatecznie sukcesu nie przyniosło. Zbyt wiele było przestrzeni w środku pola Manchesteru City. De facto osamotniony Rodri miał duże problemy z bardzo agresywnym Paredesem i Gueye.
Jednakże tym, co najmocniej rzucało się w oczy, było uwiązanie bocznych obrońców. Joao Cancelo miał miesiące, w których wyglądał genialnie. Był odkryciem jeśli idzie o lewą stronę defensywy. Kyle Walker również ma sprawdzoną markę, ale kształt, który Guardiola narzucił w pierwszej połowie, powstrzymywał tę dwójkę przez ich najważniejszą umiejętnością – grą do przodu. Cancelo był więc zwyczajnym lewym obrońcą, Walker zwyczajnym prawym. Jeden chował się za plecami wyjątkowo szeroko ustawionego Phila Fodena, drugi oglądał tył Riyada Mahreza. Nie wykonali właściwie żadnego obiegu, a i wspomniani skrzydłowi nie prezentowali się aż tak dobrze, jak zdążyli do tego przyzwyczaić swoich kibiców.
Niemrawy był przede wszystkim młody Anglik, którego ciągnęło do środka pola. W końcu przełamał się, a to zapaliło lampkę w głowie Pepa Guardioli. Jedną z lepszych akcji The Citizens przeprowadzili właśnie dzięki Fodenowi. Opuścił on swoją nominalną pozycję w tym meczu, ściął do wewnątrz, przedarł się w pole karne i uderzył prosto w Keylora Navasa. Nie zmieniło to tego, że był to jeden z nielicznych momentów przed przerwą, gdy PSG wydawało się zaskoczone.
Guardiola musiał iść za ciosem.
Zacznij obstawiać zakłady w Fuksiarz.pl!
Po kwadransie ujrzeliśmy już inne City. Gundogan został ustawiony głębiej, zaś Foden zaczął operować na swoim naturalnym miejscu – na kierownicy. Przede wszystkim jednak zmieniło się ustawienie Joao Cancelo, któremu ściągnięto lejce, zrzucono hamulec ręczny. Dzięki większemu posiadaniu piłki, ekipa z Premier League mogła coraz bardziej narzucać rywalowi swoje prawa. Jednym z nich było prawo Portugalczyka do szusowania lewą stroną boiska i tworzenie coraz większej liczby akcji zaczepnych.
Problem polegał na to, ż prawonożny Cancelo był czytany przez Angela Di Marię. Obrońca ciągle łamał, chcąc zagrywać swoją lepszą nogą, co – jak zauważył Michael Cox – raz niemal zakończyło się dla Manchesteru City tragicznie. Argentyńczyk odebrał Cancelo piłkę i podał do Mbappe. Sytuację musiał ratować Ederson, który wybiegł z bramki.
Pchnęło to Guardiolę do kolejnej zmiany. Cancelo wrócił do bazy, a na placu boju zameldował się lewonożny Zinczenko. I PSG zupełnie przepadło.
Ukrainiec raz po raz rozrywał ich boki obrony, radząc sobie ze wspomnianym Di Marią. Stworzone przez niego akcje przyczyniły się do wywalczenia stałych fragmentów, dzięki którym Manchester City wygrał spotkanie z PSG. To po jego podaniu na murawę padł Foden i The Citizens otrzymali ten rzut wolny. Brzmi to mało spektakularnie, lecz w kontekście całego dwumeczu może mieć kolosalne znacznie.
Sztuka (nie)ekskluzywności
Manchester City wcale nie wymyślił z PSG kwadratowych jaj. Zmiana w grze, której dokonał Pep Guardiola była jedną z prostych, ale zarazem jedną z najważniejszych w tym sezonie prowadzonego przez niego klubu. Zupełnie zmieniła obraz meczu i spowodowała, że futbol znowu wyglądał tak prosto. Banalne działanie, znacznie mniej skomplikowane niż ułożenie całego systemu tak, by funkcjonował on bez udziału napastnika. Jest to jednak kolejny dowód na to, że Katalończyk ma po prostu niezbywalny kunszt trenerski.
Jego komunikaty rzadko są zawoalowane, w końcu w Manchesterze City radzi sobie nie tylko taka piłkarska głowa jak Kevin de Bruyne, ale i Kyle Walker. Guardiola z łatwością dociera do większości swoich piłkarzy, a później czerpie z tego profity. W kontekście jednego spotkania dobrze było widać to na przykładzie Zinczenki. W kontekście całego sezonu najbardziej nośnym nazwiskiem jest Riyad Mahrez.
Algierczyka Katalończyk na długo potrafił wsadzić do lodówki. Teraz jednak uczynił z niego postać niemal kluczową, znacznie ważniejszą niż Raheem Sterling! Skrzydłowy miał udział w 20 bramach w trakcie swoich 26 meczów w Lidze Mistrzów. To wynik godny pochwały, tak samo jak relacje, jakie na The Etihad zbudował szkoleniowiec. Tam właściwie nie ma żadnych odrzuconych piłkarzy. Wszyscy mogą się przydać, niezależnie od tego, czy nazywasz się Sterling, Aguero, Zinczenko czy Steffen. Guardiola stroni od zajeżdżania swoich piłkarzy, zdaje sobie sprawę ze specyfiki bieżącego sezonu. I to właśnie dlatego to on ma dzisiaj komfort.
Przewidywane składy
Manchester City: Ederson; Kyle Walker – Ruben Dias – John Stones – Oleksandr Zinczenko; Rodri – Ilkay Gundogan, Bernardo Silva; Riyad Mahez – Kevin de Bruyne – Phil Foden
PSG: Keylor Navas; Alessandro Florenzi, Marquinhos, Presnel Kimpembe, Mitchel Bakker – Ander Herrera, Marco Verratti; Angel Di Maria, Leandro Paredes, Neymar; Mauro Icardi
Fot. Newspix