– Moje ambicje sięgają wyżej. Chciałbym zrobić krok do przodu. Ale – wracając do tego, co było – cieszę się, że w tamtym momencie sprawy tak się poukładały, że zostałem w Wiśle i nie odszedłem zagranicę. Myślę, że mógłbym się trochę odbić. A obecny sezon dał mi bardzo dużo – mówi Mateusz Lis, bohater derbów Krakowa. W Weszłopolskich porozmawialiśmy o obronionym karnym, symulce Thiago, słabej grze Wisły i przyszłości jej bramkarza.
Słyszeliśmy, że nie byłeś przygotowany na to, że Sergiu Hanca będzie strzelał karnego.
Już wyjaśniłem to w jednym wywiadzie. Nie dostałem analizy karnych Sergiu Hanki, dostałem Alvareza. Ale to nie wynikało z tego, że trener powiedział coś innego, a ja coś innego. Trener nie ma wglądu do tego, co trener bramkarzy mi wysyła na prywatnej grupie na WhatsAppie. Powiedział prawdę, że byłem przygotowany na rzuty karne, ale akurat przed tą kolejką dostałem innego zawodnika. Przed niektórymi meczami dostaję kilku – dwóch, trzech. Teraz tak się złożyło, że dostałem jednego. Choć wcześniej sobie założyłem, że pójdę w prawo i nie zmieniłem decyzji. Cieszę się, że udało się obronić.
Czyli to nie tak, że przeczytałeś, w którą stronę uderzy Hanca. W ciemno w prawo i się udało.
Dokładnie. Wiedziałem, gdzie wcześniej uderzał Sergiu. Przy możliwym karnym Alvareza też chciałem go wyczekać i pójść w prawą stronę. Nie zmieniłem decyzji.
Dlaczego derby Krakowa są tak ciężkimi meczami do oglądania? Nie pytamy tylko o spotkanie z zeszłego weekendu, a ogólnie.
Nie powiem nic odkrywczego – dodatkowa presja, mecze o dużą stawkę, duża waga dla kibiców. Na pewno jest dodatkowy smaczek i przygotowania do tego meczu przebiegają trochę inaczej. Jeszcze jak był trener Stolarczyk i cały sztab mieliśmy typowo wiślacki, to już w ogóle cały tydzień był mocno poświęcony temu, żeby piłkarze zdawali sobie sprawę, jaki mecz nas czeka. Na pewno waga spotkania ma wpływ na to, że te mecze wyglądają tak, a nie inaczej. Ciężko doszukiwać się czegoś jeszcze, dlaczego te mecze są – jak powiedzieliście – słabe.
A jak to w praktyce wyglądało? Przez tydzień jedliście surowe mięso?
Nie, nie, oczywiście, że nie. Na odprawach przedmeczowych trener Stolarczyk pokazywał historię, jak to wcześniej wyglądało. Starał się w ten sposób nas zmotywować, że to nie jest mecz jak każdy inny.
A to działa? Czy można się przepompować przed takim meczem?
Na mnie i na Polaków jak najbardziej. Nas nie trzeba za bardzo motywować. Ale jak ja widzę takie rzeczy to mnie to dodatkowo motywuje. Przed meczem przypominam sobie, jak ważne to spotkanie dla całej społeczności w Krakowie. Chłopaki z zagranicy? Też mogą zobaczyć, jak ważny jest to mecz, bo często mogą sobie nie zdawać sprawy.
Jak postrzegasz sytuację z symulką Thiago? Mamy wrażenie, że trochę ci uratował tyłek. Poszedłeś na raz, nie do końca kontrolowałeś sytuację. A on wywrócił się przed tobą i dzięki temu nie było karnego.
No tak. Widać było, że szybciej podciął nogi. Ja wyszedłem do piłki i widziałem później, będąc na ziemi, że jestem spóźniony. Mogłem zrobić tylko to, żeby schować ręce i dać możliwość popełnienia błędu przez Thiago. Z mojej strony nie było kontaktu. Może jakby dłużej poczekał i wpadłbym na niego rozpędem, wyglądałoby to inaczej. A tak całkiem z boiska byłem przekonany, że karnego nie będzie.
Jak bardzo jesteście rozczarowani finiszem tego sezonu?
Bardzo rozczarowani. Przyznam szczerze, że nie tak sobie to wyobrażaliśmy. Że nie będziemy w tym miejscu, w którym jesteśmy teraz. Oczekiwaliśmy dużo więcej. Pierwsze mecze, gdy przyszedł trener Hyballa, mogły napawać optymizmem, że to będzie wyglądało inaczej. Skończyło się finalnie jak sezon temu, walczymy o utrzymanie do ostatnich kolejek.
A dlaczego twoim zdaniem tak to wygląda? Zastanawiamy się od tygodni i trudno nam wskazać obiektywną przyczynę, może oprócz tego, że według statystyk gorzej biegacie, choć ciebie to nie dotyczy.
Mnie też nie dotyczy to, jak ludzie się zastanawiają, czy treningi nie są za ciężkie, bo dochodzą słuchy, że trenujemy ciężko. Przyznam, że trenujemy bardzo ciężko, to nie jest tajemnicą, że trener Hyballa ma taki pomysł. Ale bramkarz to trochę nieodpowiednia osoba, żeby o tym rozmawiać. Mamy zupełnie inne treningi i nie do końca nas to dotyka. Nie wiem, w czym jest problem. Na pewno brakuje nam sił w ostatnich fragmentach meczu. Przeciwnik czeka, żeby przetrzymać ciężki moment na początku, żeby nie stracić bramki, kiedy my ruszamy na nich. Jak mu się uda, od 60 minuty mamy problemy.
Jako bramkarz możesz ocenić przynajmniej tyle, czy kolegów trzeba znosić z treningów i czy oni sami przesadnie nie narzekają na to, co się dzieje. Trzeba ich zdrapywać z murawy?
Rozmawiamy między sobą. Nieraz chłopaki mówią, że…
(Urwane połączenie)
Chyba Hyballa wyłączył. Mógłbyś powtórzyć?
Rozmawiamy z chłopakami po treningach. Wymieniamy się poglądami. Chłopaki mówią, że jest bardzo ciężko i tak jeszcze nie trenowali, ale na tym się kończy. Jak wychodzimy na trening to – z ręką na sercu – każdy zapierdziela na dwieście procent i robi to, czego trener od niego wymaga. Czasami chłopaki mówią, że jest mega ciężko, ale tego od nas wymaga trener.
Nie chcemy cię stawiać w niezręcznej sytuacji, ale mamy nadzieję, że masz świadomość, że jeśli ten projekt Petera Hyballi się nie uda, to wy będziecie postrzegani jako lenie. Już takich głosów jest bardzo wiele. Wisła ma już przeszłość związaną z osobą Dana Petrescu i wiele osób w Hyballi widzi drugiego Petrescu.
Ale u nas jest wręcz przeciwnie. Nie wiem, czy dobrze się wyraziłem – trener wymaga od nas ciężkiej pracy i każdy zaciska zęby. Nie ma czegoś takiego, że ktoś czegoś nie robi. Naprawdę – od pierwszego treningu z trenerem Hyballą jest mocna praca. To, że na boisku nie wygląda to najlepiej, to druga sprawa. My robimy to, co trener wymaga. Nie można powiedzieć, że my będziemy postrzegani jako lenie. Trenerzy się zmieniają, a piłkarze zostają i czasami wina spada na nich. Tak to jest już w sporcie – trener też na końcu cierpi. Mam nadzieję, że w końcówce sezonu pokażemy, że stać nas na to, by w miarę dobrze zakończyć ten sezon.
Z czego twoim zdaniem wynika to, że są dwie Wisły – o pierwszej Peter Hyballa opowiada w wywiadach, jak chciałby, żeby grała. Drugą widzimy na boisku. Niewiele, jeśli nie nic, widać w rzeczywistości.
Ciężko powiedzieć, dlaczego tak jest. Realizujemy w stu procentach to, czego trener od nas chce. Może my po prostu nie jesteśmy w stanie tego wykonać? To jedyne logiczne rozwiązanie. Robimy to, czego trener od nas wymaga. Staramy się. Robimy wszystko, żeby zwycięstwa były. Ciężko jednoznacznie stwierdzić, dlaczego tak jest.
Był w twojej karierze moment, gdy wydawało się, że masz szansę na transfer zagraniczny. Nie wypaliło. Pogodziłeś się z rolą solidnego bramkarza na poziomie Ekstraklasy czy twoje ambicje sięgają wyżej?
Moje ambicje sięgają wyżej. Chciałbym zrobić krok do przodu. Ale – wracając do tego, co było – cieszę się, że w tamtym momencie sprawy tak się poukładały, że zostałem w Wiśle i nie odszedłem zagranicę. Myślę, że mógłbym się trochę odbić. A obecny sezon dał mi bardzo dużo. Forma się w miarę ustabilizowała. Jestem z tego sezonu zadowolony. Zostały trzy mecze, chce się na tym skupić, żeby zachować zero z tyłu, zdobyć punkty, a później przyjdzie czas, by siąść i zastanowić się, co dalej. Mam jeszcze rok kontraktu z Wisłą, także na tę chwilę skupiam się na tym, co jest teraz.
Taki błąd jak z Zagłębiem ciężko wyrzucić z głowy czy przyszło ci to dość łatwo? W tym sezonie mało ci się aż takich przytrafiło.
Powiem szczerze, że ani na moment nie spuściłem głowy. Bardzo dobrze się czuję w bramce – dobrze fizycznie, dobrze psychicznie. Naprawdę jestem zadowolony. Błąd może się przydarzyć. Ludzie nie są robotami. Traktowałem to wyłącznie jak wypadek przy pracy. Tym bardziej, że za trzy dni był kolejny mecz, derbowy, więc cieszę się, że zareagowałem w taki sposób, że udało się pomóc zespołowi.
Rozmawiali WESZŁOPOLSCY
Fot. Fotopyk