To był piękny mecz w wykonaniu Barcelony. Blaugrana kraśniała i promieniała. Leo Messi zgolił brodę i zaprezentował się absolutnie kosmicznie. Antoine Griezmann zagrał na miarę własnych możliwości. Frenkie de Jong w mistrzowski sposób dyrygował orkiestrą rozpędzonego zespołu z Katalonii. Jordi Alba na skrzydełku robił to, co zwykł jest robić od lat wielu. Tu zagrało wszystko. Joan Laporta, patrząc na ten wybitnej klasy spektakl, tylko uśmiechał się spod maseczki. Barcelona zmiażdżyła Athletic Bilbao i po 720 dniach przerwy sięgnęła po trofeum, odkurzając tym nieco klubową gablotę.
Pisanie o epifanii towarzyszącej urywkom akcji Leo Messiego z tego meczu jest z góry skazane na niepowodzenie. O Argentyńczyku napisano i powiedziano już wszystko. Jego geniusz został przemielony na setki tysięcy sposobów, każde kolejne zdanie, klecone na prędko, nie odda jego wielkości w stopniu wystarczającym. Łatwość, z jaką wymanewrował wszystkich przy swojej pierwszej bramce, godna jest peanu. Drugie trafienie to już klasyczne wykończenie po dośrodkowaniu Alby. Messi maczał też palce przy golu De Jonga, kiedy ściągnął na siebie uwagę defensorów ekipy z Bilbao, tworząc komfortową przestrzeń na uroczego szczupaczka dla holenderskiego kolegi z drużyny. Poza tym mnóstwo było w jego grze klasy, gracji, naturalnego talentu. Mnóstwo było jego samego.
Ale dobra, żadną tajemnicą jest, że Messi umie i potrafi błyszczeć w finałach. To po prostu kolejny zwycięski wieczór w jego bogatej barcelońskiej karierze. Może ostatni zwieńczony zdobyciem trofeum. A może nie. Tego nikt nie wie.
Zwycięstwo Barcy w Pucharze Króla miało też twarz wartą 206 milionów euro. To oczywiście kwota, jaką Barcelona w lecie 2019 roku zapłaciła za Frenkiego de Jonga i Antoine’a Griezmanna. Już po pierwszej połowie jasne było, że obaj odegrają w tym meczu główne role. Szukali swoich szans. Pierwszy trafił w słupek, drugi w piątce przegrał pojedynek z Simonem po dośrodkowaniu Desta. Na dobre rozkręcili się dopiero po godzinie gry, ale jak już trybiki ruszyły w obroty, wszystko zaczęło się pięknie sklejać. Najpierw wypracowali gola na 1:0. Potem De Jong walnął łbem na 2:0 i uczestniczył (nie przeszkadzał, a trzeba było myśleć na poziomie Argentyńczyka) w golu Messiego na 3:0, a na dokładkę Griezmann napędził akcję na 4:0 i sam strzelił na 5:0, ale sędzia odgwizdał minimalny spalony.
De Jong i Griezmann zagrali wybitnie.
Wyśmienicie zresztą zagrała cała Barcelona. Bardzo w starym stylu. Najlepiej świadczy o tym chociażby posiadanie piłki wynoszące 77%, a przez większość meczu przekraczające 80%. Athletic bardzo długimi fragmentami nie był w stanie wyjść z własnej połowy. Zagubiony, broniący się całym składem, szukających pojedynczych okazji do kontr, które zazwyczaj były blokowane i ubijane jeszcze w powijakach. Ekipa Ronalda Koemana dominowała w każdym aspekcie spotkania. I jasne, można dywagować, co byłoby, gdyby Martinez miał dłuższą stopę i trafił po rzucie wolnym Muniaina na początku spotkania, ale to tylko gdybanie. Pewnie i tak Barca by odrobiła.
Bo zagrała wielki mecz.
I to jest akurat niepodważalne.
Tak właśnie zdobywa się trofea, tak właśnie zdobywa się Puchar Króla.
Athletic Bilbao 0:4 FC Barcelona
Griezmann 60′, De Jong 63′, Messi 68′, 72′
Fot. Newspix