Gdy kota nie ma, myszy harcują. Tak by można to najładniej ująć. Robert Lewandowski wrócił już do treningów, ale Hansi Flick nie forsuje i nie przyspiesza jego powrotu na boisko. Dlatego też ktoś w bawarskiej drużynie musi wziąć na swoje barki odpowiedzialność za ładowanie rywalom goli. Z Wolfsburgiem swoje trafienia zanotowali więc ci, na których w Bayernie liczyli najbardziej – Jamal Musiala i Eric Maxim Choupo-Moting. I dobrze dla nich, bo gdyby nie te bramki, mistrz Niemiec mógłby sensacyjnie przegrać.
Jamal Musiala to perełka. Chłopak ledwo skończył osiemnaście lat, ledwo podpisał pierwszy profesjonalny kontrakt, a już potrafi zagrać tak, że czapki z głów. Przy pierwszej bramce Niemiec tak wylawirował między dwoma defensorami Wilków, że ani oni, ani Koen Casteels za bardzo nie wiedzieli, co jest grane. Szybka noga. Doskonałe panowanie nad piłką. Przekonanie o powodzeniu całej akcji. Skończyło się silnym płaskim strzałem. Przy drugiej popisał się zaś umiejętnym strzałem głową po dośrodkowaniu Thomasa Mullera, a realizatorowi transmisji nie pozostało nic innego, jak pokazanie cieszącego się Hermanna Gerlanda, który ostatnie miesiące poświęcił na pracę z Musialą przy tym elemencie snajperskiego fachu.
Warto chłopaka obserwować, bo to może być kozak z prawdziwego zdarzenia.
Eric Maxim Choupo-Moting (koniecznie wymawiać z francuskim akcentem) to zaś nieco inny kaliber. Gość pewnych ograniczeń już nie przeskoczy, ale trzeba mu oddać, że całkiem przyzwoicie wywiązuje się z roli jokera najlepszego napastnika świata. A przynajmniej liczbowo. Strzelił gola w obu spotkaniach dwumeczu z PSG, a teraz był dobrze ustawiony i wykorzystał wielki błąd Casteelsa, który wypuścił futbolówkę z rąk po dośrodkowaniu Alaby. Alaby, który zadomawia się na pozycji środkowego pomocnika w duecie z Kimmichem, choć z tym „zadomawia się” bylibyśmy spokojni, bo zaraz pewnie go nawet w Monachium nie będzie.
Kompletnie swojego rytmu nie może za to znaleźć Leroy Sane. Kompletnie, ale to kompletnie. Reprezentant Niemiec jest szybki i utalentowany. Ma aparycję gwiazdy, ale całkowicie nie może odnaleźć się w tej roli w Bayernie. Tym razem irytował złymi wyborami i nieskutecznością. Właściwie to nie będzie przesadą, jeśli napiszemy, że przez jego gorszy dzień i rozregulowany celownik Bayern do końca drżał o wynik.
Wout Weghorst strzelił gola kontaktowego po błędzie w wyprowadzaniu piłki jeszcze w pierwszej połowie. Maximilian Philipp w drugiej części spotkania. W międzyczasie swoje drugie trafienie mógł dołożyć Weghorst, a Manuel Neuer obronił setkę Ridle Baku. Makana by to strzelił, ha ha. Tak czy inaczej, Wolfsburg momentami wyglądał tak, że nieprzypadkowo Oliver Glasner łapał się za głowę, bo doskonale czuł i wyczuwał, że tu da się wyciągnąć punkty.
Najlepszą okazję na wyrównanie Wilki miały za to już po wejściu na boisko Bartosza Białka. Jerome Roussillon miał na nodze piłkę meczową. Byłoby 3:3 i raczej Bayern już by tego nie odrobił. Roussillon napędzał się i zbliżał do bramki Neuera. Kiedy był już wystarczająco blisko, oddał strzał, ale niecelny. A wystarczyło poszukać podania do… Białka, który wchodził w pole karne i mógłby strzelić na pustaka. Cóż, przeważył egoizm. A skoro już o Polaku mowa, to może słowo o tym, jaki to był występ w jego wykonaniu. Ano, proszę państwa, praktycznie żaden. Trochę pobiegał, trochę popodawał, trochę powalczył, ale to tyle. Inna sprawa, że trudno zdziałać coś w niecały kwadrans, kiedy twoim rywalem jest Bayern.
No i szkoda, że Roussillom mu wtedy nie podał. Bo byłaby sensacja. A tak tylko nią zapachniało i dalej wydarzeniem meczu pozostaje występ Jamala Musiali.
Wolfsburg 2:3 Bayern
Weghorst 35′, Philipp 54′ – Musiala 15′, 37′, Choupo-Moting 24′
Fot. Newspix