Nie jest trudno uderzać w Barcelonę, patrząc na to, jak ten klub ostatnio bywał zarządzany. Marc Ciria, eksper ds. finansowych udzielił wywiadu Goal.com, gdzie potwierdził słabość Blaugrany w gabinetach.
Mówił (tłumaczenie za FcBarca.com): – W klubie nie działają systemy ochronne. Ani komisja finansowa, ani zgromadzenie socios compromisarios. Trzeba zabezpieczyć majątek klubu za pomocą mechanizmów prawdziwego audytu. Klub demokratyczny, to też klub krytyczny, który pilnuje swojego majątku, i w którym jest talent, a nie tylko koledzy na stanowiskach. Nikt nie pilnował zarządzania finansowego. Po drugie to wszystko zostało wygenerowane, ponieważ transfery i przedłużenia kontraktów wymknęły się spod kontroli, bez strategii finansowej, która podąża ręka w rękę ze sportową. Administracja wyraźnie była niezbyt rozsądna i obnażył ją Covid-19. Przyspieszyło to sytuację, do której już zmierzaliśmy z tym obciążeniem. Pobraliśmy roczne kredyty, które przeznaczyliśmy na kupowanie i przedłużanie kontraktów z piłkarzami na cztery czy pięć lat. Nie potrafiliśmy ich nawet sfinansować.
I dalej: – Barça ma problem z płynnością, który nie ma nic wspólnego z wartością marki. Posiadanie Ferrari to jedno, a brak pieniędzy na benzynę to drugie. Jest Ferrrari, ale nie ma pieniędzy, żeby wyłożyć 100 euro na benzynę. Konieczne jest negocjowanie z bankami, zrestrukturyzowanie wynagrodzeń, odroczenie czerwcowych terminów spłat pożyczek i bycie bardziej efektywnym przy kosztach operacyjnych. Co chcę przez to powiedzieć? Że mamy klub, który jako marka jest bezkonkurencyjny, ale którym zarządzano fatalnie. Mając tego kalibru globalną markę, nie potrafiono zarządzać klubem, brakowało talentu.
Smutne, ale prawdziwe.
Fot. Newspix