Reklama

Nie taka Liga Europy rozczarowująca, jak ją malują, natomiast Arsenal i Ajax już tak

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

08 kwietnia 2021, 23:46 • 6 min czytania 11 komentarzy

Przez pierwszych 30 minut ćwierćfinałowych starć Ligi Europy można było dostać zapaści z nudów. Nie działo się w zasadzie nic, trudno było z wypiekami na twarzy czekać na drugą połowę. Na szczęście pomyliliśmy się w swoich dalszych przewidywaniach i po przerwie mieliśmy już na co popatrzeć. 

Nie taka Liga Europy rozczarowująca, jak ją malują, natomiast Arsenal i Ajax już tak

Oczywiście – jak to w życiu – często się śmialiśmy, zamiast tylko zachwycać. Poziom absurdu w niektórych spotkaniach przeszedł bowiem pomysły większości czeskich powieściopisarzy. Części z tego, co ostatecznie przyniosło nam życie mogliśmy się spodziewać, ale i tak dało się złapać za głowę. I to nie raz, nie dwa i nawet nie trzy.

Koło ratunkowe za 70 milionów

Pachniało w tym meczu bezbramkowym remisem na kilometr. I to nie dlatego, że nie było okazji, tylko dlatego, że nikt nie potrafił ich wykorzystać. Ze strony Czechów zmarnowane sytuacje nie bolały aż tak bardzo, bo nie było ich aż tak wiele. Zza pola karnego próbował Provod, zaś niezły strzał Borila odbił Leno. Znacznie bardziej skompromitował się Arsenal.

Sporo mówiło się o tym, że Kanonierzy niczego nie kreują. Że nie brakuje im tylko goli, ale przede wszystkim dobrych pozycji do ich strzelenia. No to dzisiaj brakowało nam palców do ich policzenia, a i tak skończyło się na tym, że wbili zaledwie jedną bramkę. I to jeszcze dzięki rezerwowemu (inna sprawa, że ten rezerwowy kosztował ponad 70 milionów i dobrze by było, gdyby trafiał regularnie).

Jednakże fakt, że ten mecz skończył się takim wynikiem, nie tyle powinien nobilitować Slavię, co wskazywać palcem na Arsenal. I to w bardzo wymownym znaczeniu. Najpierw bowiem fatalnie akcję wykańczał Saka. Później trzy grosze dorzucał Aubameyang, który miał chyba wspomnienia z meczu z Olympiakosem. Nade wszystko jednak rozczarował Lacazette. Francuz powinien mieć co najmniej dublet, kończył z zerem na koncie.

Reklama

Przy okazji numer dwa nie dał rady sfinalizować bardzo dobrego podania wzdłuż linii bramkowej, jednakże prawdziwa pożywka miała miejsce kilka minut wcześniej. Napastnik Arsenalu przejął piłkę na połowie rywala i jechał z nią przez kilkadziesiąt metrów. Jechał samemu, żaden czeski zawodnik nie mógł go dogonić. Perfekcyjnie złożył się do strzału w sytuacji sam na sam i… trafił w spojenie. Mógł zrobić wszystko – uderzyć z dużego palca, lobować, pytać bramkarza, w który róg. Ale nie.

Oczywiście to by było za mało, bo Arsenal do 94. minuty prowadził. Oczywiście musiał stracić gola de facto w ostatniej akcji. Zamieszanie w polu karnym, główka obrońcy numer 3 w hierarchii Slavii, 1:1. Kibice Kanonierów zaczynają fryzurą przypominać nie Mikela Artetę, a Pepa Guardiolę. Szkoda, że to jedyne powiązanie z Manchesterem City, jakie jest im w tym momencie w stanie zagwarantować ich klub.

ARSENAL 1:1 SLAVIA PRAGA
Pepe 86′ – T.Holes 90’+4′

Przyjechać, wygrać, wyjechać

Chcieliśmy tylko powiedzieć, że ten mecz się odbył. To był dramat, zdecydowanie najgorsze, najmniej emocjonujące ze spotkań. Z karnego kropnął Moreno, po tym jak sędzia wskazał na wapno, gdy zawodnik gospodarzy dość przypadkowo odbił piłkę ręką.

Reklama

Poza tym próbował Orsić, ale miał znacznie mniej szczęścia i celności, niż w poprzednim meczu z Tottenhamem. Raz jego trafienie musiał anulować VAR, raz po prostu zabrakło odpowiedniego skupienia.

I to w zasadzie tyle. Chorwaci i Hiszpanie nie dostarczyli wielkich emocji. Villarreal może odhaczyć bardzo trudny wyjazd, z którego wrócił z tarczą. Wygrał, nie stracił bramki, to nie on musi się teraz martwić.

DINAMO ZAGRZEB 0:1 VILLARREAL
G.Moreno 44′ (k.)

Bez łez trzeba przeżyć tę noc

Czy to było idealnie spotkanie ze strony podopiecznych Ole Gunnara Solskjaera? Ano nie. Czy Manchester United jako jedyny wjeżdża w rundę rewanżową z zapasem dwóch bramek? Ano tak.

Mogło być lepiej – to fakt, ale mogło być też znacznie gorzej. Granada bowiem usilnie starała się iść tropem Brighton z ostatniej kolejki Premier League. Wówczas to najwięcej zagrożenia ze strony Mew pojawiało się po dośrodkowaniach. Hiszpanie postanowili wykorzystać ich doświadczenie i taką samą taktykę obrać podczas starcia Ligi Europy. Niestety dla nich – polegli jeszcze wyraźniej niż zespół Grahama Pottera.

Najbliżej szczęścia był Herrera, ale piłka po jego strzale uderzyła w słupek. Poza tym de Gea nie miał zbyt wiele roboty i został zatrudniony tylko trzy razy. Chociaż z drugiej strony było to trzy razy więcej interwencji niż wykonał golkiper gospodarzy – Rui Silva. Wynika to jednak z tego, że jak już Manchester United zabierał się do strzelania w światło bramki, to nie było czego zbierać.

Trudno jednak żeby było inaczej, skoro Victor Lindelof posyłał TAKIE piły. Niby nie pierwszy raz w karierze, a jednak znowu zbieraliśmy szczenę z podłogi.

GRANADA 0:2 MANCHESTER UNITED
M.Rashford 33′, B.Fernandes 90′

Jak się meczu nie wygrywa w trzech set…

Wiele osób psioczyło na grę Romy w pierwszej połowie, a Ajax naprawdę nie był wiele lepszy. Gdyby Spinazzola miał lepszą decyzyjność i w akcji trzech na dwóch podał swoim kolegom, zamiast szukać kwadratowych jaj, to Włosi pewnie pierwsi zdobyliby bramkę.

Podobnie zresztą mogli pomyśleć, gdy Scherpen doskonale obronił bombę zza pola karnego, którą posłał Cristante. W gruncie rzeczy w pierwszej połowie najbardziej sprawiedliwym wynikiem byłby remis. Tak się jednak nie stało i kibice Romy mogli pomstować tylko na swoich zawodników. Ajax po prostu wykorzystał ich frajerstwo, wcale nie stworzył koronkowej akcji. Klaasen zdołał przebić się przez Diawarę, a chwilę później wystraszył Manciniego na tyle, że Włoch postanowił nie zaprzątać sobie głowy odbieraniem Holendrowi piłki.

Obrońca rzymian zachował się tak, jakby biegł na niego przynajmniej Maradona, nie zaś powolny pomocnik, który odbił się od Evertonu.

To były jednak tylko i wyłącznie futbolowe jajka. Jaja zaczęły się po przerwie. Najpierw popisał się Pau Lopez, który wybił piłkę wprost pod nogi zawodników gospodarzy. Wówczas skończyło się tylko na strachu, bowiem Ajax zmarnował pierwszą z dogodnych okazji.

Później koncert dał Ibanez, który faulował Tadicia na granicy pola karnego. Znowu jednak Włochom dopisało szczęście. Serb uderzył w najgorszy możliwy sposób, Lopez nawet nie musiał wysilać się przy tej interwencji. Cały czas było tylko 1:0 i mimo, że Holendrzy mieli przewagę, nie potrafili tego udokumentować.

Zamiast tego do zabawy ruszyła Roma. Rzut wolny z jakichś 30. metrów, dlaczego by nie uderzyć? No to Pellegrini uderzył. Słabo, niemal w sam środek bramki, piłka leciała i płakała. Gol. Scherpen, który w pierwszej połowie odbił bombę Cristante, skapitulował przy uderzeniu 40 razy gorszym.

Na tym oczywiście nie był koniec, gdyż doskonałą okazję zmarnował Brobbey. Zamiast tego doskonale w polu karnym zachował się Ibanez. Klaasen fatalnie wziął się do wyperswadowania piłki, głową wybił do ósmego metra od bramki. Inna sprawa, że stali tam sami zawodnicy Romy, co fatalnie świadczy o koncentracji graczy Ajaxu. Brazylijczyk na spokojnie przyjął piłkę, a potem huknął po widłach. Tym razem Scherpen faktycznie mógł skapitulować bez wyrzutów sumienia.

AJAX 1:2 AS ROMA
D.Klaasen 39′ – L.Pellegrini 57′, Ibanez 87′

Fot.Newspix

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Liga Europy

Komentarze

11 komentarzy

Loading...