Reklama

Czy dziś zobaczymy tegorocznego zwycięzcę Ligi Mistrzów?

fuksiarz.pl

Autor:fuksiarz.pl

06 kwietnia 2021, 09:03 • 6 min czytania 11 komentarzy

Wreszcie zaczyna się Liga Mistrzów. Być może brzmi to trochę “dziadersko”, ale jednak – jeśli spojrzeć na rozgrywki Champions League z pewnego dystansu, okaże się, że mamy do czynienia z tą wyśnioną przez bogaczy Superligą. O ile do fazy grupowej drzwi są dość szeroko otwarte, a nadzwyczajny zbieg okoliczności może nawet pozwolić jakiemuś egzotycznemu zespołowi na awans do 1/8 finału, tak etap najlepszej ósemki to już właśnie Superliga pełną gębą. Albo jak kto woli – ta prawdziwa, najlepsza Liga Mistrzów.

Czy dziś zobaczymy tegorocznego zwycięzcę Ligi Mistrzów?

Zazwyczaj widzimy tu już wyłącznie kluby typowane przed sezonem do zwycięstwa w całych rozgrywkach. Widzimy kluby silne personalnie, z klasowymi trenerami, przeważnie walczące równocześnie o mistrzostwo na krajowym podwórku – słowem: spełniające wszystkie warunki dress code’u na tej wyjątkowo ekskluzywnej imprezie. Wielkiego wyboru nie ma – przyszłego triumfatora całej edycji obejrzymy albo dziś, albo najpóźniej jutro wieczorem. Pobawimy się trochę w profetów i postaramy się odpowiedzieć na pytanie: dlaczego triumfatora możemy obejrzeć już we wtorek? Znajdujemy trzy argumenty, z czego dwa dotyczą klubu, pozostającego wyraźnym faworytem również u bukmacherów.

No to jak, oglądamy dziś przyszłego zwycięzcę?

City – 1,34, X – 5,30, BVB – 8,50. SPRAWDŹ OFERTĘ FUKSIARZ.PL!

Tak, to możliwe, ponieważ Manchester City ma już spokój w lidze

Nie da się zacząć od innego klubu. Manchester City według analityków z Fuksiarza ma największe szanse na końcowy triumf – bukmacherzy płacą za jego zwycięstwo w całych rozgrywkach po kursie 3,05. Kolejny jest dopiero Bayern, z kursem 4,70. Skąd może wynikać tak wyraźna przewaga Citizens? Znajdujemy przynajmniej dwa argumenty i oba są jednakowo przekonujące.

Po pierwsze – Pep Guardiola jako jedyny z wytrawnych strategów w stawce ma już totalny spokój na krajowym podwórku. Manchester City ma 14 punktów przewagi nad wiceliderem, lokalnym rywalem, co jest bezpiecznym zapasem nawet przy uwzględnieniu, że United mają jeden mecz mniej. Liverpool i Chelsea po wczorajszym zwycięstwie West Hamu są poza pierwszą czwórką i tak naprawdę walczą nie o medale ligowe, ale o prawo gry w przyszłorocznej Lidze Mistrzów. Real i PSG mają realne szanse na mistrzostwa swoich państw, ale obecnie nie są nawet liderami lig. Bayern dopiero w ten weekend wyrobił sobie porządną przewagę nad RB Lipsk, Borussia Dortmund traci 7 punktów do czwartego miejsca, a więc też walczy w Bundeslidze o utrzymanie miejsca w fazie grupowej LM.

Porto ma już 10 punktów straty do lidera, ale dla Portugalczyków problemem jest pościg Benfiki i Bragi, które mogą nawet wysiudać zespół “Smoków” z przyszłorocznej LM.

Innymi słowy – każdy musi grać w lidze na maksa w każdym kolejnym meczu, bo potknięcie może kosztować kilkadziesiąt milionów euro – na taki koszt szacujemy np. sezon bez Ligi Mistrzów dla Liverpoolu czy Chelsea, i to pewnie jest bardzo zaniżony szacunek. Być może nie przykładalibyśmy do tego zbyt wielkiej wagi w “normalnym” sezonie. Ale wszyscy zdają sobie sprawę, że sezon normalny nie jest. Nie dość, że przez pandemię został stłoczony do granic wytrzymałości kalendarza, to jeszcze na czerwiec wtarabaniło się Euro 2021. To oznacza, że mamy do czynienia z unikalną mieszanką sprintu i maratonu. Raz – że rozpoczęty przez pandemię nieco później sezon trzeba skończyć w maju. Dwa – że to takie zatrzęsienie meczów, że naprawdę wytrwają najwięksi.

W takich warunkach możliwość rotowania nazwiskami, odpoczynku dla największych gwiazd i generalnie oszczędzania sił na mecze w Europie, to coś nie do przecenienia. Manchester City ma tu kolosalną przewagę właściwie nad każdym, może z wyłączeniem Bayernu, Czy to będzie kluczowe? Pewnie nie. Czy może być cholernie ważne w kontekście ostatnich faz? Zdecydowanie.

Tak, to możliwe, ponieważ jakość i ciągłość pracy tego konkretnego trenera przemawia za nimi

Za Manchesterem City przemawia też bardziej banalna sprawa – jakość kadry połączona z jakością trenera i jednocześnie ciągłością jego pracy. Guardiola w Manchesterze mebluje wszystko po swojemu już od prawie pięciu lat. W tym czasie zbudował istną maszynkę do wygrywania w Premier League, wziął udział w pasjonującym i pamiętnym wyścigu z Liverpoolem, zdobył dwa tytuły i dołożył do tego sześć innych pucharów. Rekordowe wyniki, fantastyczna gra, dynamiczny rozwój właściwie wszystkich zawodników, którzy trafiają do tej błękitnej części Manchesteru – wszystko tutaj gra jak w zegarku. Nie chcemy uciekać w banały, że De Bruyne prawdopodobnie jest lepszy od pomocników FC Porto, natomiast podkreślmy – to jest po prostu doskonale zbudowana kadra, z ogromnymi możliwościami rotacji tak personalnej, jak i taktycznej.

Zagrożenie dla takich zespołów? Przesadne nasycenie. Syndrom tłustego kota. Ale nawet tutaj Manchester City ma kontrargument. Guardiola bowiem jak dotąd niczego z City nie wygrał na europejskim podwórku. Pep odpadał z Monaco, Liverpoolem, Tottenhamem oraz Lyonem, często już na poziomie ćwierćfinałów. Nawet w latach dominacji ligowej – Katalończyk zapominał mapy na mecze Ligi Mistrzów. Co więcej – posucha w City to nie jest pierwszy kamyczek tego typu w jego ogródku. Guardiola, prawdopodobnie najlepszy trener świata, wygrał najbardziej prestiżowe rozgrywki świata tylko dwa razy. Z Barceloną, w której szalał Messi, ostatni raz – dokładnie dekadę temu, w sezonie 2010/11.

Mamy więc: kadrę o wysokiej jakości, trenera, który potrafi stworzyć prawdziwego dominatora, a dodatkowo gdzieś w tle uczucie wielkiego niezaspokojonego głodu. Brzmi jak: “3,05 w Fuksiarz.pl“.

Real – 2,70, X – 3,35, Liverpool – 2,55. PEŁNA OFERTA NA LIGĘ MISTRZÓW W FUKSIARZU

Tak, to możliwe, ponieważ Realu Madryt i Jurgena Kloppa nigdy nie wolno skreślać

Tak, to dopiero trzecia drużyna ligi hiszpańskiej. Tak, ma gigantyczne problemy z zestawieniem optymalnego składu, regularnie trawią ją kontuzje i urazy. Owszem, nie jest niczyim faworytem, tak naprawdę chyba tylko Borussia Dortmund i Porto byłyby większym zaskoczeniem z uszatym pucharem w otwartym autokarze. A jednak, jakoś nie potrafimy się pozbyć wrażenia, że Real Madryt nie powiedział ostatniego słowa.

Pamiętajmy – Zinedine Zidane jako trener miał cztery podejścia do Ligi Mistrzów. Trzykrotnie wygrał. A przecież sytuacja Realu była momentami wręcz bliźniacza do tej, jaka ma miejsce w obecnym sezonie. Zizou w sezonie 2017/18 wybronił się właściwie wyłącznie europejską kampanią. W Hiszpanii Barcelona odjechała na siedemnaście punktów, wicemistrzem zostało Atletico Madryt, “Królewskich” nieomal dogoniła Valencia, która skończyła z trzema “oczkami” straty do Realu. W fazie grupowej LM lepszy okazał się Tottenham. A jednak, mimo sterty problemów, Zidanie na tym najważniejszym froncie potrafił zdominować całą resztę stawki.

Być może jakąś poszlaką jest wiek i status poszczególnych zawodników? Już wówczas cholernie doświadczeni, potrafili wspiąć się na wyżyny w konkretnych momentach, przed konkretnymi wyzwaniami. Gorzej, gdy trzeba było zachować regularność w starciach z ligowym dżemikiem. Jeśli uwierzymy w tę hipotezę – cóż, sytuacja jest aktualna. Real ma bardzo doświadczony, by nie napisać “stary” skład, szczególnie jeśli chodzi o liderów poszczególnych formacji. Benzema, Kroos, Modrić czy Ramos to jednak nieprzerwanie po prostu ogromna piłkarska klasa. Której nie powinniśmy lekceważyć.

Podobnie sprawa ma się z Jurgenem Kloppem. Dlaczego? Kurczę, bo to Jurgen Klopp! Poza tym jeśli podkreślamy rolę atmosfery – zwycięzca starcia wagi ciężkiej, Realu z Liverpoolem, może dostać pole position na resztę sezonu, jako ten, który “najtrudniejsze ma już za sobą”. Abstrahując od tego, czy obecny Liverpool faktycznie może uchodzić za najtrudniejszy. Poza tym – drabinka gra pod Real i Liverpool. O finał zwycięzca ich starcia zagra z triumfatorem w parze Chelsea – Porto.

Nie no, na Borussię jest jeszcze za wcześnie

Choćbyśmy się naprawdę mocno wytężyli i naprawdę mocno przehype’owali Erlinga Haalanda – nie znajdujemy pół powodu, by wierzyć w końcowy triumf BVB w Lidze Mistrzów. Dortmundczykom zalecamy raczej rzucenie całej uwagi na Bundesligę – po ostatniej porażce z Eintrachtem ich sytuacja naprawdę się skomplikowała. Triumfem dla Borussii będzie miejsce w czwórce niemieckiej ligi, a nie na pierwszym miejscu w “Superlidze’.

– Kochane Weszło, ale prosimy o konkrety. Czy obejrzymy dzisiaj zwycięzcę całej edycji?

– Kochani czytelnicy. Tak, to bardzo możliwe. Ale gdybyśmy mieli stawiać – to na Guardiolę.

Fot.Newspix

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...