Prawie cztery lata czekał Jacek Magiera na powrót do Ekstraklasy. Żegnał się porażką, a przywitał się zwycięstwem. W jego debiucie Śląsk Wrocław pokonał – skromnie, bo skromnie – Jagiellonię Białystok 1:0. Gdyby ten mecz skończył się jakimś innym jednobramkowym zwycięstwem typu 2:1 czy 3:2 dla wrocławian, to taki rezultat nawet bardziej odzwierciedlałby to, co działo się na boisku. Akcji i szans było sporo, tylko szwankowała skuteczność, ale tak generalnie to Śląsk był lepszy.
Aż sześć zmian w wyjściowym składzie wrocławian przeprowadził Jacek Magiera. Część była wymuszona – jak brak Puerto. Ale na ławce usiedli m.in. Pich, Pawłowski czy Putnocky. Mieliśmy zatem odkurzenie Konrada Poprawy (ostatni mecz w ESA jeszcze w sezonie 2017/18), mieliśmy powrót Szromnika do bramki, ale i mieliśmy zmianę ustawienia. Śląsk zagrał na trójkę stoperów, na wahadłach biegali Janasik ze Stiglecem. Do tego środek pola złożony z wracającego do zdrowia Mączyńskiego i Scaleta, wyżej dwie dziesiątki – Praszelik i Sobota. No i na szpicy Exposito.
Czy Śląsk zagrał jakoś spektakularnie? No nie. Ale oglądało się to całkiem nieźle. Podobała nam się zwłaszcza faza przejścia z obrony do ataku – wrocławianie organizowali się szybko po przechwycie i ruszali na bramkę Dziekońskiego. Czasem niezgrabnie, czasem piłka gdzieś przeszkodziła, ale plan na to spotkanie był jasno zdefiniowany.
I właśnie po jednej z takich akcji padła jedyna bramka w tym starciu. Tiru oszalał, pobiegł poklepać sobie z Romanczukiem piłeczkę na połowie Śląska. Poklepał… no, wizualnie dyskusyjnie. Goście ruszyli z kontrą. Sobota w tempo wypuścił Praszelika, Praszelik w tempo wypuścił Exposito, a ten pokonał Dziekońskiego. Śląsk mógł prowadzić wyżej, ale młodzieżowiec Jagi świetnie wybronił strzał Stigleca. I generalnie Śląsk powinien prowadzi wyżej, ale Pich po przerwie marnował absolutnie wszystko, co miał. Poza tym brakowało wykończenia nie tylko jemu.
I nie mówimy tylko o gracza Śląska, bo taki Romanczuk to mógł dzisiaj kończyć mecz z hat-trickiem. W końcówce spotkania miał sytuację na 1:1, na 2:1 i 3:1. Ale albo ktoś mu zdejmował piłkę z buta (jak przy tym fantastycznym dograniu Pospisila), albo dobrze interweniował Szromnik (interwencja na wagę zwycięstwa).
Jak co tydzień – nie mogło zabraknąć też czerwonej kartki dla gracza białostoczan. Tym razem przyaugustynił Maciej Makuszewski, który w kilka minut zgarnął dwie głupie kartki. Najpierw sfaulował dwóch rywali przy próbie strzału, chwilę później wyciął w środku pola przeciwnika i Jaga musiała kończyć mecz w dziesiątkę. A że się przyzwyczaiła, to przez moment zapachniało nam powtórką z Poznania i odwróceniem losów meczu.
Gdyby ekipa Rafała Grzyba grała przez cały mecz tak, jak przez ostatni kwadrans, to mogło się z tego coś urodzić. A tak? Tak pewnie będziemy chwalić Śląsk, który – cytując klasyka – zareagował pozitiwnie. Dalecy jesteśmy od tego, by wieszczyć, że teraz Magiera zrobi we Wrocławiu taką maszynę, że ta dojedzie do [sprawdzamy gdzie rozgrywany jest finał Ligi Europy 2021/22] Estadio Ramon Sanchez Pizjuan w Sewilli. Ale wygląda na to, że dziś Magiera trafił i ze składem, i z ustawieniem. Podobał nam się dzisiaj Praszelik. Nieźle zagrał Bejger. Odkurzony Poprawa też przynajmniej – uwaga, żart z nazwiska – poprawnie.
Plusów więcej niż minusów po tym debiucie pana Jacka.