Jesienią napisaliśmy, że życzylibyśmy sobie, żeby każda wymiana pokoleniowa w reprezentacji Polski przebiegała tak, jak na środku obrony. Bazowaliśmy na ocenie talentu, na metryce i już zdobytym doświadczeniu w poważnej piłce przez polskiej stoperów, co pozwalało nam sądzić, że w długofalowej perspektywie na tej pozycji Biało-Czerwoni powinni mieć spokój. Od tego czasu nie zdarzył się żaden kataklizm, nie przydarzyła się żadna wielka rewolucja. Zmienił się tylko selekcjoner. I to jest clou problemu. Paulo Sousa zaczyna wdrażać w kadrze nowy system. Portugalczyk ma swój pomysł na ustawienie zespołu i wiąże się to z zasadniczymi zmianami, które eksponują, że paradoksalnie, na tu i teraz, na czas ultra-ważnego początku eliminacji MŚ 2022 i w przeddzień zbliżającego się Euro 2020, reprezentacja Polski może mieć kłopot na środku obrony.
A przecież dopiero wydawało się to absolutnie niewyobrażalne.
Jerzy Brzęczek przeważnie nie eksperymentował. Środek defensywy ustawiał w klasyczny sposób. Dwójka stoperów. Jan Bednarek obok Kamila Glika i koniec dyskusji. Ich zadania były równie tradycyjne – asekurować, rozbijać się z napastnikami, wyprzedzać, wygrywać pojedynki powietrzne i – o jakie wielkie odkrycie – nie dopuszczać rywali do pola karnego reprezentacji Polski. Wiadomo, że ważny był ich udział w rozegraniu, bo bez tego we współczesnym futbolu ani rusz, ale też od brania ciężaru konstrukcji akcji na siebie mieli do pomocy szeroko ustawionych bocznych obrońców i wchodzących między nich środkowych pomocników.
Trochę zmieniła to jesień, bo odważniej w Serie A poczynać zaczął sobie Sebastian Walukiewicz, ale dalej orbitowaliśmy w granicach bezpiecznego komfortu gry czwórką obrońców z dwoma stoperami. Po prostu Glikowi i Bednarkowi doszedł bardzo mocny zmiennik, który we wcale nie tak dalekiej perspektywie miał zająć miejsce stopera Benevento w pierwszym składzie kadry i na lata stworzyć duet z Bednarkiem.
Doskonale pokazują to jesienne mecze.
***
Polska 0:1 Holandia
Jan Bednarek – 6
Fragment not pomeczowych: Chyba najlepszy z naszego bloku defensywnego. Próbował gry na wyprzedzenie, co czasem przynosiło efekty. Pod koniec pierwszej połowy, gdy de Jong obił słupek, nie zrozumiał się z Klichem, kto ma kryć piłkarza Barcelony. Zbyt późno rozpoczął akcję ratowniczą i jego szczęście, że Holender się pomylił.
Kamil Glik – 5
Fragment not pomeczowych: Miał swój udział przy straconej bramce. Jasne, to nie jego wina, że Bereszyński złamał linię spalonego, ale jednak – Bednarek ruszył rozpaczliwie ratować sytuację, a Glik uznał, że już po herbacie. Nawet, jeśliby nie dobiegł do rywala, spróbować MUSIAŁ. Zaliczył sporo udanych interwencji, ale miał też nerwowe.
Polska 2:1 Bośnia i Hercegowina
Jan Bednarek – 4
Fragment not pomeczowych: Największy pechowiec naszej kadry? Być może. Bednarek jest solidnym stoperem, ba, zapewne nawet więcej niż solidnym. Ale w kadrze co i rusz zalicza wtopy, które kończą się dla biało-czerwonych w tragiczny sposób. Możemy się kłócić, czy rzut karny był miękki, czy twardy, czy słuszny, czy niesłuszny. Fakt jest taki, że był. Bednarek go sprokurował, bramka idzie na jego konto. Ale to nie wszystko, bo przecież przy strzale Koljicia w drugiej połowie też mógł wyskoczyć i zablokować tę próbę, a obserwował, jak były napastnik Lecha marnuje świetną szansę. Dziś dwie półki niżej od Glika. Wciąż musi się od niego uczyć.
Kamil Glik – 6
Fragment not pomeczowych: Lata lecą, a Kamil Glik nadal jest ostoją kadry. Nie ma co się oszukiwać, bez niego na środku obrony byłoby słabo. Dziś wypadł bardzo dobrze w tym, za co rozliczamy go w pierwszej kolejności, czyli w defensywie.
Polska 5:1 Finlandia
Sebastian Walukiewicz – 6
Fragment not pomeczowych: Szkoda, że dostał tylko 45 minut. Dawał sygnały, że nie bez powodu mówi się o nim „stoper kadry na lata”. Miał kilka fajnych interwencji i mógł podobać się z przodu. Mało kto spośród naszych obrońców czuje przestrzeń tak, jak Walukiewicz. Nadarza się możliwość pójścia z piłką do przodu? No to zabiera się z nią i leci. Marcin Kamiński uchodził kiedyś za piłkarza, który dobrze wyprowadza, ale mamy czutkę, że obrońca Cagliari to w tym elemencie już teraz dwie półki wyżej. Dobry debiut.
Jan Bednarek – 5
Fragment not pomeczowych: Mógł zostać antybohaterem meczu. Szwankowała dziś nieco koncentracja naszych defensorów, bo ci zaliczyli kilka podań do przeciwnika. Ale najgłupsze właśnie Bednarek, który wypuścił Jensena sam na sam. Inna sprawa, że wzorowo swój błąd naprawił – zanim piłkarz Augsburga złożył się do uderzenia, został przestawiony przez Bednarka. Za tę interwencję duży plus. Poza tym był pewny, ale tak jak w przypadku poprzedników – rzadko musiał cokolwiek robić.
Paweł Bochniewicz – 3
Fragment not pomeczowych: Zjadł go stres. To on zawinił przy jedynym golu Finów, tracąc piłkę w absurdalny sposób w środku pola. Ale też zapoczątkował akcję bramkową, wygrywając przebitkę na połowie boiska. Zaliczył też kluczową interwencję przy jednym z szybkich ataków Finów. No, ale widoczna była ta nerwowość – nie tylko przy zawalonej bramce, ale też kilku nieudanych próbach rozegrania.
Polska 0:0 Włochy
Sebastian Walukiewicz – 7
Fragment not pomeczowych: Debiut w meczu o punkty i od razu najlepszy z bloku defensywnego. Widać, że może wprowadzić nową jakość. Przede wszystkim – przy rozegraniu. Cholera, ma ten chłopak ogromny spokój z piłką przy nodze. Nie robi na nim wrażenia to, że naciskają go rywale. Zawsze szuka sposobu, by wyjść z opresji innym sposobem niż „laga na Lewego”. I zwykle mu się udaje – za to duże brawa. Ale nie postrzegajmy Walukiewicza tylko jako gościa, który dobrze gra piłeczką. Dobrze się ustawiał. W porę przerywał ataki. Kiedy trzeba było, wyprzedzał rywali. Występ z Finlandią był dobry, z Włochami wszedł półeczkę wyżej. Nie chcemy przesadzać z oceną, ale być może rośnie nam stoper na lata.
Kamil Glik – 6
Fragment not pomeczowych: Zaśmierdziało, gdy na początku meczu, próbując wyprowadzić piłkę, podał Włochom, którzy wyszli z groźnym atakiem. Jak się okazało – najgroźniejszym w całym spotkaniu. Często zdarzało mu się grać na siłę do przodu, tak jakby nie było innych rozwiązań. Pod względem inicjowania ataków to Glik może podpatrywać Walukiewicza, a nie na odwrót. Ale Glik to z kolei pewność przy interwencjach. Dobrze się ustawiał, przecinał, wygrywał główki. Młodzież naciska, ale dopóki będzie prezentował taki poziom, dyskusja „czy odstawić Glika” będzie jedynie faktem medialnym.
Polska 3:0 Bośnia i Hercegowina
Jan Bednarek – 6
Fragment not pomeczowych: Dobrze się ustawiał i przewidywał, trzymał poziom. Na plus też precyzyjne długie podania (10 na 14 udanych). Od takiego zagrania do Recy zaczęła się akcja na 2:0.
Kamil Glik – 6
Fragment not pomeczowych: Odrobina nerwowości na początku, potem już pewność i spokój. Nawet w rozgrywaniu nieźle mu szło, nie bał się prostopadłych podań mijających całą formację przeciwnika.
Polska 2:0 Ukraina
Paweł Bochniewicz – 3
Fragment not pomeczowych: Jarmolenko oszukał go jak jakiegoś uczniaka. Typowe cwaniactwo w polu karnym – widział, że gość składa się do wślizgu, więc dziubnął sobie piłkę przed siebie i czekał, aż zostanie przewrócony. Bezsensowna decyzja o wślizgu Bochniewicza. Ale, niestety, były też inne wpadki. Nie dał rady zablokować wychodzącego do podania Cygankowa, ten mu uciekł i Ukraińcy mieli setkę. Innym razem dość łatwo – mimo bliskiego krycia – poradził sobie z nim Jaremczuk. Chcemy być sprawiedliwi w ocenie i dostrzegamy też pozytywy, bo dobre interwencje też miał. Po raz kolejny udowodnił jednak, że to chyba nie ten poziom.
Sebastian Walukiewicz – 3
Fragment not pomeczowych: Temat, który do Walukiewicza będzie wracał w każdym meczu – wyprowadzenie piłki. Widać, że gość nie boi się gry na ryzyku, a ryzyko ma to do siebie, że czasem boli, gdy usłyszysz „sprawdzam”. Sprokurował swoimi babolami trzy akcje Ukraińców. Karny, gdy Bochniewicz wyciął Jarmolenkę, wziął się z nieudanego podania piłkarza Cagliari. Kolejna wpadka – techniczny błąd, czyli podanie do rywala przed polem karnym. Była z tego druga najgroźniejsza akcja Ukraińców. Trzeci błąd ma najmniejszy kaliber – na siłę próbował szukać wolnego korytarza i kopnął w przeciwnika, zamiast – zgodnie z polską myślą szkoleniową – wybić na aut. W zasadzie wszystko, co najlepszego stworzyli nasi rywale, zrodziło się z błędów Walukiewicza. Miał też oczywiście udane wyprowadzenia na styku, ale trzy opisane wpadki mocno wpływają na jego notę. Nawet mimo kilku udanych wybić, zblokowań, przechwytów.
Polska 0:2 Włochy
Jan Bednarek – 4
Fragment not pomeczowych: Miał dobre momenty, zablokował aż trzy strzały. Z drugiej strony za jego rękę przy VAR-ze pewnie byłby rzut karny, a w ostatnich minutach po jego fatalnym błędzie gospodarze wyprowadzili groźną kontrę, która zakończyła się niecelnym uderzeniem. Podobnie jak w przypadku Glika, kiepsko było u niego z dokładnością podań innych niż do najbliższego.
Kamil Glik – 4
Fragment not pomeczowych: Strasznie niegramotny w wyprowadzeniu, tylko jedno z siedmiu długich podań było dokładnych. Nie zaliczył jakiegoś spektakularnego kiksa jak Bednarek w końcówce, ale nie emanował pewnością siebie. Jedyny większy plus to dobra gra w powietrzu, choć tu zbyt często wykazywać się nie mógł, bo Włosi przeważnie klepali nas dołem.
Polska 1:2 Holandia
Jan Bednarek – 2
Fragment not pomeczowych: Podobnie jak z Bośnią: szarpie rywala w polu karnym, a potem jest zdziwiony, że sędzia wskazuje na wapno. No Janek, tak to już jest, że jak marzysz o koszulce przeciwnika, to powinieneś o nią spytać po meczu, a nie w jego środku i to w polu karnym. Natomiast ta jedenastka była tylko potwierdzeniem tego marnego występu. W pierwszej połowie ze dwa razy dostał piłkę za plecy i albo ratował go Glik, albo słabe wykończenie Holendrów.
Kami Glik – 4
Fragment not pomeczowych: Lepszy z duetu stoperów. Starał się łatać dziury po Bednarku, raz w ostatniej chwili zablokował uderzenie przeciwnika, gdy kolega nie ogarnął ustawienia. Jednak trudno powiedzieć, że obrońca Benevento był bezbłędny. Absolutnie. Na przykład w pierwszej połowie Depay wziął go na najstarszy zwód świat, czyli zamach, a że nie skończyło się to bramką, nie idzie na konto Glika, tylko na konto naszego szczęścia, którego mieliśmy w dzisiejszym meczu sporo.
***
Nie było idealnie. U Glika, choć cholernie doświadczonego i cholernie ogranego, uwidaczniały się ograniczenia. Często niegramotny i niedokładny przy wyprowadzaniu piłki z własnej połowy, a przy tym coraz częściej wcale nieidealny i nacinający się na proste sztuczki w destrukcji. Bednarek zaś sygnalizował jakość, ale przecinał mocnymi międzyliniowymi podaniami formacje przeciwników, ale też regularnie odwalał taki brak koncentracji przy często niegroźnych sytuacjach, że sami łapaliśmy się za głowy. Najlepiej z całej trójki wyglądał Sebastian Walukiewicz, ale raz, że to był gość, który dopiero wchodził do kadry, dwa, że z Ukrainą wypadł elektrycznie, a trzy, że 225 minut w kadrze to też niewystarczający bagaż doświadczenia, żeby ogłaszać wszem i wobec, że Polska ma nowego lidera bloku defensywnego.
Tak czy inaczej, gdyby selekcjonerem dalej był Jerzy Brzęczek pewnie nic by się nie zmieniło. Ba, mamy 99% pewność, że wszystkie puzzle pozostałyby na miejscu. No może Pawła Bochniewicza w roli czwartego stopera zamieniłby Michał Helik, bo akurat od dłuższego czasu sygnalizował formę w Championship, ale byłaby to tylko kosmetyczna rotacja.
Kłopotliwy pomysł Sousy
Tylko, że selekcjonerem został Paulo Sousa i już swoimi pierwszymi powołaniami pokazał, że chce grać inną piłkę. Że chce eksperymentować, że chce kombinować, że chce wpoić reprezentacji Polski nowy system. Na kadrę, oprócz Bednarka i Glika, przyjechali Paweł Dawidowicz, Kamil Piątkowski i Michał Helik. I nikt już nie był pewny miejsca w składzie, bo żaden z nich nie został powołany tylko dlatego, żeby uzupełniać rotację. Nie, i Dawidowicz, i Piątkowski, i Helik mieli realne szanse, żeby wystąpić w meczu z Węgrami. Wszyscy to bowiem stoperzy grający w klubach w systemach z trzema obrońcami. No i dokładnie tak się stało, bo Sousa postawił na formację 1-3-5-2 i Helika w miejsce Glika.
Dobra, ale do brzegu.
Czy mecz z Węgrami pokazał, że reprezentacja to za wysokie progi dla Michała Helika?
Nie, nie pokazał tego. Helik zawiódł. Spóźnił się z asekuracją przy pierwszej bramce, zawinił przy drugiej i szybko złapał głupią żółtą kartkę, ale Bednarek wcale nie był lepszy, a godzina gry to za mało, żeby wygłaszać kończące sądy w jakiejkolwiek dyskusji.
Czy mecz z Węgrami pokazał, że system, którzy chce wpoić kadrze Paulo Sousa jest skomplikowany?
Tak, pokazał to doskonale. Można mówić, że we współczesnej piłce gra z wahadłowymi to podstawa do nowoczesnego stylu gry. Że wielu reprezentantów ma z tym ustawieniem do czynienia w klubach. I że to żadna czarna magia. Tylko, że trzeba pamiętać, iż na wyćwiczenie każdego schematu w każdej drużynie potrzeba czasu. Treningów, powtarzalności, wgrania się. A tego czasu kadra, zupełnie nieprzyzwyczajona do tej rozbudowanej hybrydy 1-3-5-2 (tylko jeden wahadłowy, trójka stoperów w fazie ataku, dwójka w fazie obrony), miała niewiele. A to system, który ma wiele atutów, ale też wymaga wielkiej koncentracji w defensywie. System, w którym na wysokim poziomie bezlitośnie ukarane może zostać każde niedociągnięcie. Nawet najmniejsze. A co dopiero wielbłąd, o który łatwo, kiedy pewne automatyzmy nie są jeszcze na porządku dziennym. I tu kłania się pierwsza bramka.
Nieekskluzywny Glik
Powstaje więc problem i zasadnicze pytanie: czy na ten moment reprezentacja Polski ma wykonawców, o których z pełnym przekonaniem można powiedzieć, że szybko wdrożą się w nową rzeczywistość organizacji gry defensywnej? Hmm, mamy poważne wątpliwości. Po kolei. Można się zżymać, można się kłócić, można dywagować, ale nieprzypadkowo Paulo Sousa posadził na ławce Kamila Glika. Potem Portugalczyk podkreślał, że nie była to najlepsza decyzja, że doświadczony stoper ma wielką charyzmę, ale też dodawał, że to była jego własna autonomiczna decyzja. Wysłał tym niejako sygnał, że Glik nie w pełni pasuje mu do nowej koncepcji.
Glik ma 33 lata. Najmłodszy już nie jest. Nie będzie ani lepszy, ani szybszy, a Usainem Boltem nigdy przecież nie był. Królem zwrotności też nie. Prime za nim. Jego wielkim atutem jest wieloletnie doświadczenie. Tu przepchnie barkiem, tam wyprzedzi, tu się mądrze ustawi, tam sprzeda kuksańca. To wszystko jest naprawdę fajne, ale pamiętajmy przy tym, że Glik nie wyróżnia się w Serie A. To nie czas, kiedy był czołowym stoperem tej ligi, który chwilę później zostawał mistrzem Francji i świetnie radził sobie w Lidze Mistrzów. Czasu się nie zatrzyma. Aktualnie Glik lideruje trzeciej najgorszej defensywie Serie A i wcale nie jest niewinny, błędy zdarzają mu się częściej niż kiedyś.
To stoper starego typu. Bardzo zasłużony dla tej kadry. Gra w trójce z tyłu też nie jest mu obca, bo w Benevento ma z tym do czynienia, ale nie mamy wątpliwości, że to gość sprofilowany pod klasyczniejszy system. Gdyby więc kadra dalej grała 1-4-4-2 nie robilibyśmy żadnego rabanu. Gwarantowałby solidny poziom i podczas eliminacji MŚ 2022, i podczas Euro 2020. Ba, jeśli jeszcze raz wszedłby na wyśmienity poziom zdziwilibyśmy się mniej niż, gdyby nagle zaczął zawalać mecz za meczem. Tylko, że Sousa chce innej gry. Gry, w której Glik bez wątpienia potrafi się odnaleźć (w pół godziny z Węgrami wniósł spokój, nawet mimo błędu przy bramce), ale w której absolutnie – przy swoich ograniczeniach – nie jest wyborem ekskluzywnym.
Bednarek pod formą
Na pewno pewne miejsce w pierwszym składzie powinien mieć za to Jan Bednarek. To nie podlega dyskusji. Tydzień w tydzień wychodzi w pierwszym składzie w solidnym klubie z Premier League. Przez wiele miesięcy zbierał świetne noty. Sprawnie wyprowadza piłkę. Radzi sobie na ziemi i w powietrzu. Nie jest wolny. Umie się ustawić, zablokuje, odbierze, wjedzie wślizgiem. Bardzo solidny stoper na europejskie warunki. Lider środka obrony w najbliższej przyszłości. Tylko, że no właśnie, martwi forma Bednarka na kilka miesięcy przed Mistrzostwami Europy.
Nie jest ona najwyższa.
I to delikatnie mówiąc.
Zapowiadały to już jesienne mecze kadry. Pokazał to fatalny błąd przy bramce Rolanda Sallaia z Węgrami i seria słabiutkich występów w Anglii z ostatnich miesięcy. Premier League eksponuje to, że Bednarek ma wielki problem z graczami zwrotnymi, szybkimi, nieprzeciętnie wyszkolonymi technicznie. Kręcili nim i ogrywali go już Phil Foden, Kevin de Bruyne, Leandro Trossard, Timo Werner, Marcus Rashford, Anthony Martial czy Riyad Mahrez. Ma problem z dryblerami, zawodnikami radzącymi sobie z piłką przy nodze. Takimi z większą gamą zagrań niż przekładanki i kółeczka. I jasne, notuje więcej odbiorów, więcej przechwytów, dalej świetnie radzi sobie w rozegraniu, ale to trochę mało. Tym bardziej, że nad Polską wisi widmo Euro i grupowego borykania się nie tylko z Samulem Mrazem i Słowacją, ale też z Ibrą i Szwecją, a także magikami z Hiszpanii.
A wtedy, z tak dysponowanym Bednarkiem, może być krucho.
Pokolenie 1995
W odwodzie pokolenie 1995 – Michał Helik i Paweł Dawidowicz. Obaj – w Barnsley i w Hellas Verona – mają na co dzień do czynienia z systemem z trójką obrońców, co premiuje ich już na samym starcie, ale ważna jest też jeszcze jedna rzecz: ani jeden, ani drugi nie jest stoperem prowadzącym trójkę, a przecież tak Paulo Sousa ustawił tego pierwszego z Węgrami. Helik zazwyczaj pełni rolę pół-lewego środkowego obrońcy, a Dawidowicz pół-prawego.
No i czy o którymś z nich z pełnym przekonaniem możemy powiedzieć, że to stoperzy w lepszej formie niż Glik i Bednarek?
Raczej nie.
Michał Helik jest jednym z najlepszych stoperów Championship, ale no właśnie: Championship. To dobra liga, ale o wiele słabsza niż Premier League, w której przecież od lat radzi sobie Bednarek. I choć defensor Southampton popełnia błędy, znajduje się w dołku formy, to dalej mówimy o zupełnie innym levelu trudności, o zupełnie innym statusie i zupełnie innym doświadczeniu.
Paweł Dawidowicz miał zaś moment, kiedy wszedł na wyróżniający się w Serie A poziom, ale trwało to stosunkowo krótko. Grał nieprzerwanie od początku listopada do początku lutego i na tym się skończyło. Ostatnie półtora miesiąca to dla niego słabszy okres. W siedmiu meczach raz wybiegł na murawę od początku, a trzykrotnie w ogóle się na niej nie pojawił, co wydaje się znamienne. Do tego nie jest demonem szybkości, nawet wprost przeciwnie, od końcówki grudnia znacznie obniżył loty, częściej zaczęły przydarzać mu się błędy, a w reprezentacji jest nieprzetestowany i nie mamy żadnej pewności, czy poważna próba nie skończyłaby się dla niego tak, jak skończył się dla Pawła Bochniewicza, czyli bolesną weryfikacją.
Obu nie skreślamy, ale z cudem graniczy scenariusz, w którym Helik albo Dawidowicz okazują się zbawieniem dla środka obrony tej kadry.
Pokolenie 2000
Kamil Piątkowski i Sebastian Walukiewicz mają absolutnie wszystko, żeby za kilka lat zostać wyróżniającymi się stoperami na skalę europejską. Piątkowski niedawno został bohaterem transferu do Salzburga, Walukiewicz od roku pyka sobie w Serie A. Atutem jednego i drugiego jest wyprowadzanie piłki. Naturalny talent do podejmowania ryzyka. Ciąg do przodu. Przebojowość. W defensywie też są solidni, nie można im zarzucić partactwa.
Niewykluczone, że Piątkowski dostanie poważniejszą szansę jeszcze na marcowym zgrupowaniu, ale na razie to gdybanie. Trudno powiedzieć, czy jest gotowy na pierwszy skład w najważniejszych meczach. Na pewno byłoby to bardzo ryzykowne, bo Piątkowskiego na razie pozytywnie zweryfikowała tylko Ekstraklasa, na której tle się wyróżnia, ale też przecież nie aż tak, że wymienialibyśmy go w gronie ścisłej topki stoperów. Jego atutem jest to, że zna system, bo w podobnym ustawieniu od dłuższego czasu radzi sobie w Rakowie. Na pewno to nie jest moment, w którym Piona wskakuje do jedenastki reprezentacji i zaczyna rządzić. Nie, nawet w Częstochowie liderem defensywy jest Tomas Petrasek, a pod jego nieobecność Andrzej Niewulis.
Ale tak, akurat z tego całego grona powołanych i pozostających jeszcze wielkim znakiem zapytania w kontekście przydatności kadrze, Piątkowskiego ewidentnie najbardziej stać na to, żeby nas wszystkich zaskoczyć i odegrać jakąś fajną zadaniową rolę w tej historii, bo to zdolna bestia.
Dokładnie tak samo jak Sebastian Walukiewicz. Tylko, że jego na tym zgrupowaniu nie ma. Wszystko dlatego, że korzysta z niego kadra U-21, a on sam stracił miejsce w pierwszym składzie Cagliari. Szkoda, bo zna system z trójką obrońców, jest ograny, a jesienią sprawdził się w niekrótkiej reprezentacyjnej próbce. No ale przegrywa rywalizację z Godinem, Ruganim, Kalvanem, a nawet Ceppitelli i to właśnie pojawia się problem, bo na ten moment, na tu i teraz, jego w seniorskiej kadrze po prostu nie ma.
Czy są powody do niepokoju?
Są.
Nie ma dramatu. Do katastrofy daleko. W założeniu, że Paulo Sousa dalej będzie chciał forsować grę z jednym wahadłowym, dwoma nominalnymi stoperami i jednym bocznym w roli środkowego obrońcy w fazie ataku, wybieranie obsady pozycji z grona Glik, Bednarek, Helik, Dawidowicz, Piątkowski i może Walukiewicz nie wygląda fatalnie. Wprost przeciwnie. To może wypalić, tu może być solidnie. Ale ten system jest specyficzny. I bardzo wymagający. Nawet pomyłki, które wydają się dość drobne, mogą w nim sporo kosztować. A te pomyłki mogą się zdarzać. Tym bardziej, jeśli reprezentanci wypełniać będą niekomfortowe dla siebie role, na których naukę będzie zwyczajnie za mało czasu.
A takie niebezpieczeństwo istnieje.
I jest serio realne.
Bo tak jak długofalowa perspektywa rysuje się dobrze. Wymiana pokoleniowa na pozycji środkowego obrońcy przebiegnie raczej naturalnie. Talentów nie brakuje, ale aktualna niepewna sytuacja może zaważyć na wynikach dwóch kolejnych wielkich imprez, co byłoby brzemienne w skutkach.
Fot. Fotopyk