Jeszcze na dobre nie rozkręciły się eliminacyjne zmagania europejskich reprezentacji, a już doszło do niespodzianki. W premierowym spotkaniu Turcja odprawiła z kwitkiem Holandię. Jasne, nie jest to jakaś wielka sensacja, bo gospodarze to solidna europejska półka. Natomiast bardzo słaba postawa piłkarzy z Niderlandów była już zaskoczeniem. Apatyczni w ataku i popełniający karygodne błędy w defensywie. Wprawdzie w samej końcówce obudzili się, nawet przez moment wydawało się, że wyjdą z opresji, ale to do bólu skuteczni Turcy zagarnęli trzy punkty.
Trzeba przyznać, że było to zupełnie przyjemne dla oka widowisko. Może i nie mierzyły się ze sobą Francją z Hiszpanią, i nikt z nas nie miał gęsiej skórki na myśl o tej rywalizacji, lecz zobaczyliśmy sporo bramek, nie zabrakło kontrowersji sędziowskich. Obserwowaliśmy pościg Holendrów. Niezła rozrywka, jeżeli weźmiemy pod uwagę nietypową porę rozgrywania meczu. Jeszcze większy ubaw i radochę musieli mieć tureccy fani. Ich kadrowiczom sprzyjało dziś niesamowite szczęście – praktycznie co oddali strzał, to lądował w sieci. Nieważne, czy było to uderzenie “z prezesa”, czy rzut wolny z okolic szesnastki. Podejrzewamy, że gdyby bramkarz zdecydował się na wycieczkę w pole karne gości, zapewne też ukułby coś.
Turcy znakomicie ułożyli sobie spotkanie
Oczywiście “Oranje” od razu ruszyli do przodu i próbowali rozklepać obronę gospodarzy, jednak ta była dziś niezwykle szczelna, a Holendrom brakowało przyspieszenia. Takie klepanie dla klepania na pewno nie mogło zrobić na nikim wrażenia. Z kolei Turcy wykorzystali pierwszą poważniejszą okazję do kontry. Burak Yilmaz czuł już na swoich plecach oddech goniącego go obrońcy i dla świętego spokoju oddał strzał z czuba, a piłka odbiła się do ręki Matthijsa de Ligta i zaskoczyła Tima Krula.
Co ciekawe, chwilę wcześniej zakotłowało się w szesnastce tureckiej ekipy, sędzia zaś nie dopatrzył się ewidentnej ręki. To może VAR dał sygnał? Nie dał, bo na spotkaniach eliminacyjnych nie jest stosowana nowoczesna technologia. Może i narzekamy na nią – rzeczywiście milimetrowe spalone potrafią irytować – z tym że jej brak jest jeszcze bardziej szkodliwy. Przecież to nie są mecze towarzyskie, ani też turniej dzikich drużyn, tylko eliminacje do mistrzostw świata. Tu stawka jest naprawdę duża.
Z kolei w 35. minucie gospodarzom pomógł jeden z holenderskich obrońców. Dał się ograć jak dziecko Okayowi Yokuslu i w akcie desperacji szarpnął go za rękę, powalając na ziemie. Michael Oliver wskazał na wapno, a jedenastkę pewnie wykonał nieśmiertelny Yilmaz.
W samej końcówce pierwszej odsłony doszło do kolejnej kontrowersyjnej sytuacji. Nie wiadomo, czy turecki defensor wybił piłkę, gdy znajdowała się na linii bramkowej, a może już przekroczyła ją. Wszystko wyjaśniłaby nam technologia goal-line. Tej również zabrakło. Po prostu średniowiecze.
Kanonada po przerwie
Myślicie, że Turcy limit szczęścia wyczerpali w pierwszej połowie? No nie. Podopieczni Franka de Boera nie zdążyli jeszcze dobrze ustawić się na boisku, a Hakan Calhanoglu sieknął zza pola karnego, futbolówka skozłowała przed golkiperem i zatrzepotała w siatce.
Coś niebywałego – to był trzeci strzał gospodarzy, trzeci celny i trzecia bramka.
Natomiast zbyt szybko postawili autokar we własnej szesnastce, przez co dali rozkręcić się Holendrom, którzy metodą prób i błędów znaleźli drogę do bramki. Najpierw w 75. minucie impuls dał Davy Klasssen, a po chwili nadzieję na punkt przywrócił Luuk de Jong.
Zaczęło się robić gorąco dla Turków, ale od czego ma się w takich momentach kapitana. Yilmaz podszedł do rzutu wolnego i kropnął w okienko. W tamtym momencie było już pozamiatane. Jeszcze w ostatniej minucie doliczonego czasu “Oranje” mieli szansę nieco uszczuplić rozmiar porażki, lecz wykonując rzut karny, Memphis Depay dał wykazać się bramkarzowi. To było idealne podsumowanie występu piłkarzy z Beneluksu.
*
Turcja wygrała zasłużenie – miała konkretny plan na przeciwnika, nie szukała kwadratowych jaj. Jej piłkarze, gdy mieli okazje do strzału, nie certolili się, tylko szukali szczęścia, a szczęściu trzeba umieć pomóc.
A Holendrzy? Cóż, no nie był to zespół, którym mogliśmy zachwycać się w Lidze Narodów. Co tu więcej pisać – po prostu falstart. A przypominamy, że w tej grupie jest jeszcze Norwegia. Ciekawie zapowiada się w niej walka o awans.
Turcja – Holandia 4:2 (2:0)
B. Yilmaz 15′, 34′, 81′, H. Calhanoglu 46 – D. Klaassen 75′, L. de Jong 76′
Fot. Newspix