Gdyby Nicki Bille Nielsen nie istniał, sami nie dalibyśmy rady go wymyślić. Duńczyk znów znalazł się w tarapatach. Jak pisze „Super Express” – trafi przed sąd z trzynastoma zarzutami. Jednym z nich jest kradzież perfum.
W artykule czytamy, że miał je ukraść na lotnisku. Nie mowa o żadnym wielkim skoku – jest podejrzewany o zawinięcie towarów wartych 110 euro. Ale są też i znacznie mocniejsze zarzuty – posiadanie narkotyków, jazda pod wpływem i spowodowanie wypadku drogowego. „Superak” cytuje duński dziennik, który opisuje szczegóły tego wypadku:
„Samochód jechał z ogromną szybkością, zmieniając co chwilę pasy ruchu, a nawet wielokrotnie wyprzedzał na pasie awaryjnym. W końcu na zjeździe z autostrady stracił panowanie nad kierownicą i z wielka siłą uderzył w stojącego na czerwonym świetle SUV-a. Jego pasażerowie, pięciu obywateli Norwegii, odnieśli poważne obrażenia. Kierowca Mercedesa coupe był pod tak silnym wpływem środków odurzających i był tak podniecony, że sprawiał wrażenie jakby był w jakimś amoku” – brzmi raport policji cytowany prze dziennik „BT”.
Już ostatnio Nielsen otrzymał areszt domowy po tym, jak użył siły wobec portiera, groził rowerzyście pistoletem gazowym, groził też pielęgniarce (już bez broni) i miał przy sobie kokainę. Areszt domowy zamienił się jednak w więzienie, bo miał przestrzegać podczas niego ścisłych zasad np. nie spożywać alkoholu. Duńczykowi zdarzyło się jednak wypić kilka piwek, wpadł na rutynowej kontroli. Tłumaczył się argumentem, że… nie wiedział, iż pije piwo z alkoholem.
Niebywała postać. Wciąż mamy w głowach słowa włodarzy Lecha o tym, że nigdy nie prześwietlili żadnego innego piłkarza pod kątem mentalnym tak, jak właśnie Nielsena.
Fot. FotoPyK