Wielki reformator w jednym z najtrudniejszych do rządzenia państw Afryki, człowiek, którego panowanie zakończyło okres przerażających zbrodni, a przy tym wrażliwy na krzywdę goryli miłośnik przyrody. Paul Kagame, prezydent Rwandy, mógłby spokojnie napisać swój życiorys w taki sposób, że byłby o krok od hollywoodzkiej ekranizacji losów mądrego, ale i stanowczego prezydenta. Problem polega na tym, że Hollywood już raz się pochyliło nad losami Rwandy, nagrało „Hotel Rwanda”, w którym inspiracją dla głównego bohatera był imiennik Kagame, Paul Rusesabagina.
Paul Rusesabagina, obecnie więziony przez reżim Paula Kagame. Rusesabaginie zarzuca się między innymi terroryzm, porwania i zabójstwa, co według Polityki chociażby jest smutnym standardem w traktowaniu opozycyjnych polityków tego państwa.
Oczywiście nie ma tutaj postaci jednoznacznie pozytywnych. Chociaż w reżyserii Terry’ego George’a Rusesabagina wydaje się nowym wcieleniem Oskara Schindlera, w praktyce jego działalność była ukierunkowana ponoć nie tylko na uratowanie ponad 1200 ludzi, chroniących się w zarządzanym przez niego hotelu, ale i osobiste korzyści. Nawet wśród rwandzkich ekspertów nie ma zgody co do faktycznej skali i motywów działalności Rusesabaginy, ale też co do jego przeszłości, zanim stał się symbolem człowieka, który niesie pomoc niezależnie od plemiennej przynależności.
Natomiast pewnym jest, że Rusesabagina został uwięziony nie z uwagi na zbrodniczą działalność, ale w konsekwencji całkiem niedawnej zapowiedzi, że jest zainteresowany urzędem prezydenta Rwandy. Lęk Paula Kagame przed oponentami wydaje się nieuzasadniony – wszak w ostatnich wyborach uzyskał ponad 98% głosów, co nie pozostawia wątpliwości, kto jest najbardziej lubianym politykiem w tym państwie. Kagame jednak woli dmuchać na zimne, mimo że 98% wyborców mu ufa, z opozycją tańczy dość twardo, momentami ścigając ją (porywając?) nawet daleko poza granicami państwa. Rusesabagina na przykład leciał z Dubaju do Burundi, gdy jego prywatny samolot „skręcił” w stronę Rwandy.
Co do tego, że Rwanda jest rządzona przez autokratę – nie ma wątpliwości. Na działania Kagame przymyka się jednak oko, głównie z uwagi na rzeczywisty rozwój Rwandy. Powojenna rzeczywistość to zgliszcza i ruiny, okres odbudowy przypadł właśnie na pierwsze lata rządów Kagame. Podniesiono z kolan oświatę i administrację, poprawiła się infrastruktura, bezlitośnie zwalczano korupcję i przestępczość. Już w 2014 roku, Wojciech Jagielski w Wirtualnej Polsce pisał bez ogródek: na zachodzie ma opinię „dobrego tyrana z Rwandy”. Wybacza mu się zamachy i morderstwa opozycyjnych polityków czy dawnych towarzyszy broni, wybacza mu się zniesienie kadencyjności. Wybacza mu się wykręcanie 95-procentowych zwycięstw przy 98-procentowej frekwencji, wybacza mu się nawet gnębienie sąsiedniej Demokratycznej Republiki Konga. Bo przecież w Rwandzie nie można śmiecić plastikiem. Bo przecież wydźwignął kraj z wojennego piekła.
Jestem oczywiście za głupi i za krótki, by rozstrzygać, czym kierował się Rusesabagina przy ratowaniu uchodźców i czy przeciętny obywatel Rwandy jest zadowolony z działań swojego dyktatora. Natomiast zaszokowały mnie kwoty, które ujawnił właśnie brytyjski Guardian.
Nie ma co się oszukiwać – pomimo że Rwanda wygląda dziś już zupełnie inaczej niż 15 lat temu, to nadal nie jest kraina mlekiem i miodem płynąca. Uczestnicy polskich misji, którzy w Rwandzie budują przedszkola czy pomagają w szkołach, wysyłają do Europy prośby o naprawdę podstawowe przedmioty. Dla Rwandy zbierali w ubiegłym roku poznańscy aktywiści, którzy organizują Freedom Charity Run. Dla Rwandy regularnie kwestuje Caritas, w trakcie pandemii również szereg pomniejszych darczyńców, do których docierały relacje z tego państwa.
Nie chcę uderzać w populizm, ale naprawdę jest tam sporo miejsc, w których brakuje środków do życia.
I ta właśnie Rwanda szykuje się do przedłużenia swojego dealu sponsorskiego z Arsenalem. Jak podają dziennikarze Guardiana – chodzi o kwoty rzędu 30 milionów funtów, które reżim Kagame poprzez organizację „Visit Rwanda” przelewa na konta londyńczyków, dzięki czemu dysponuje miejscem na rękawku koszulki „Kanonierów”. Portal Wirtualny Nowy Przemysł wyliczał, że w drugą stronę – czyli z Wielkiej Brytanii do Rwandy – wędrują 64 miliony funtów w ramach… funduszy pomocowych dla tego biednego regionu.
Brzmi to wszystko dość kuriozalnie, zwłaszcza, że Kagame nie od dziś jest wielkim fanem „Kanonierów” i żywo komentuje na Twitterze wydarzenia związane z klubem. Klubem, który sponsoruje od 2018 roku i zamierza sponsorować dalej. Pomimo, że hasło „odwiedź Rwandę” jest nieco mniej aktualne w czasach, gdy wszystkie podróże są utrudnione przez lokalne i międzynarodowe obostrzenia.
Do tej pory zarzuty o „sportswashing”, czyli wybielanie własnych kontrowersyjnych działań poprzez sportowy sponsoring, dotykały przede wszystkim gigantów z Bliskiego Wschodu. Inwestorów, którzy mieli dość spory problem z pogodzeniem czarujących uśmiechów w lożach paryskich czy madryckich stadionów i odrażających działań wobec ludzi przebywających w graniach zarządzanych przez nich państw. By daleko nie szukać – Arabia Saudyjska, w której prawa kobiet wciąż przypominają bardziej prawa dziecka niż równoprawnego dorosłego obywatela, ma zostać głównym sponsorem… kobiecej drużyny Realu Madryt. Wkurwieni tą wieczną hipokryzją zaczynają być Norwegowie, o czym pisaliśmy tutaj. Katar zresztą cały czas jest pod obstrzałem, bo kolejne raporty Guardiana czy Amnesty International są coraz bardziej niepokojące – ostatni bilans ofiar skandalicznych warunków pracy przy organizacji mundialu to 6,5 tysiąca robotników. 6,5 tysiąca pracujących w niewolniczych warunkach ludzi, którzy nie dożyją pierwszego gwizdka tego wyśnionego mundialu.
Natomiast z Rwandą jest inaczej. To nie Katar, który nie ma już gdzie upychać banknotów, więc funduje sobie lepszą opinię w zachodnim świecie. To jest państwo ogarnięte biedą, rządzone przez reżim, które zamierza w szczycie pandemii zainwestować grube miliony w promocję turystyki. Kto ma do tej Rwandy obecnie latać? John z Londynu, który na razie marzy, by w spokoju pójść do pubu i obejrzeć mecz Kanonierów? Czy tylko David Luiz, ponownie pstryknąć fotki z Paulem Kagame?
W styczniu Wielka Brytania oficjalnie wezwała Rwandę do wyjaśnienia zagadkowych zgonów, poprowadziła „przejrzyste, wiarygodne i niezależne dochodzenia w sprawie zabójstw pozasądowych, śmierci w areszcie, zaginięć i tortur”, a następnie „doprowadziła sprawców przed wymiar sprawiedliwości”.
Czy w Londynie, na Emirates (!), czytane są noty brytyjskich władz?
Być może nadal obowiązujące dla świata futbolu jest jednak hasełko Winstona Churchilla sprzed ponad stu lat.
Business as usual.