Jan Błachowicz znów to zrobił. Wbrew opinii ekspertów, wbrew przewidywaniom bukmacherów, Polak obronił pas wagi półciężkiej UFC w starciu z niepokonanym do tej pory Israelem Adesanyą. Błachowicz dość niespodziewanie dotrwał do ostatniej rundy – wydawało się, że jeśli wygra, to przez nokaut. Ale karty sędziowskie nie pozostawiły złudzeń – 2x 49:45, 49:46. Największa walka w historii polskiego MMA skończyła się pięknie!
Oj, niesamowicie musieli stresować się polscy kibice przed ogłoszeniem wyników sędziów. To nie było jednostronne starcie, po którym któryś z zawodników może przed poznaniem decyzji być pewnym swego. Adesanya był w oktagonie zdecydowanie szybszy od Polaka. Nie tak szybki, jak w walkach w wadze średniej. Ale wyraźnie dynamiczniejszy. Świetnie kiwał, dobrze utrzymywał dystans do rywala, trafiał pojedynczymi prostymi.
Najbardziej martwiła nas jednak łydka Błachowicza. Adesanya – trochę jak w walce z Costą – potwornie okopywał lewą łydkę Polaka. Pytanie było takie – czy wytrzyma? Czy ta noga wykroczna nie ugnie się po kolejnym lowkicku?
Ale nie ugięła się. – Podwójny lewy! – słyszeliśmy z narożnika obrońcy tytułu. Błachowicz był chłodny. Metodyczny. Bardzo opanowany. Kilka razy trafił lewym, ale nie na tyle, by poważnie zachwiać Nigeryjczykiem. Adesanya lepiej kopał, ale to Błachowicz trafniej i skuteczniej bił ciosami na korpus i głowę.
Do trzeciej rundy mogliśmy nieco obawiać się tego, jak ocenią to starcie sędziowie, jeśli walka potrwa na pełnym dystansie. Ale w czwartej i piątej rundzie Błachowicz wyciągnął asa z rękawa – zapasy. W czwartej rundzie obalił niepokonanego do tej pory rywala i przez około dwie minuty trzymał go w półgardzie. Przed piątą rundą można było pomyśleć – jeśli to powtórzy, jeśli znów będzie w stanie obalić tego świetnie broniącego się przed sprowadzeniami Adesanyę, to może być pięknie.
I zrobił to.
On to, cholera, zrobił.
49:45, 49:45, 49:46. Tak wyglądało punktowanie rund według sędziów.
Stało się coś, czego nie przewidywali bukmacherzy i eksperci. Błachowicz zresztą lubi grać na nosie tym, którzy wieszczą mu porażki. W dziesięciu ostatnich walkach był underdogiem, to rywal był faworyzowany w typach. Ale on znów to zrobił. Wygrał piątą walkę z rzędu w UFC. Obronił pas. No i zabrał „zero” z bilansu Adesanyi. Czyli jednego z najbardziej ekscytujących zawodników MMA.
Janie Błachowiczu, jesteś wielki.
Jan Błachowicz – Israel Adesanya (2x 49:45, 49:46)
fot. NewsPix