Reklama

Tiba zdjął Lecha ze stryczka

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

26 lutego 2021, 22:57 • 3 min czytania 143 komentarzy

Kilka sekund brakowało, by Warta dowiozła remis w meczu derbowym. Jednej skutecznej interwencji na linii bramkowej zabrakło, by Lech znów miał niedosyt. Ale Poznań nadal jest niebiesko-biały. Kolejorza uratował Pedro Tiba, który zaliczył asystę i strzelił gola – tego na wagę zwycięstwa, zdobytego w ostatniej sekundzie meczu. 

Tiba zdjął Lecha ze stryczka

Wiecie co jest najgorszym poczuciem w grze z Wartą Poznań? To przekonanie, że zaraz ją skubniesz. Że skoro przeważasz, masz piłkę, to gol zaraz wpadnie. I Lech dzisiaj w pierwszej połowie też miał takie momenty, gdy myślał, że ma Wartę w zasięgu ręki. Szansę miał Johannsson, setkę zmarnował Sykora, były jeszcze wrzutki po stałych fragmentach, ktoś tam jeszcze spróbował uderzenia z dystansu. Kolejorz mógł myśleć, że zaraz ten mur pęknie. Bo Ławniczak się pomyli, bo Lis nie obroni, bo po prostu lechici rywala rozklepią.

A przecież Warta miała przed tym meczem spore problemy z zestawieniem defensywy. Kontuzję złapał Kuzdra, na dłużej wypadł Kieliba, nie mógł zagrać Ivanov. Z wyjściowego zestawu obrony zagrał tylko Kiełb. Na środek obrony z konieczności przesunięty został Kupczak. A jeszcze w pierwszej połowie z urazem zszedł Kopczyński.

Ale z Wartą już tak jest, że im gorzej, tym lepiej.

Kilkanaście sekund po przerwie świetnie na prawej flance pograli Czyżycki z Baku. Niemiec w ogóle był w pierwszej połowie totalnie zagubiony na boisku. A tu ładnie dograł na pole karne, Czyżycki przepuścił piłkę i Kuzimski strzelił gola. To był pierwszy celny strzał Warty. Bodaj pierwszy kontakt Kuzimskiego z piłką w polu karnym. Warta zdawała się wywijać swój klasyczny numer – przetrwać, odmachnąć się, dowieźć wynik.

Reklama

Ale Lecha jakby ktoś wtedy uszczypnął. Nie powiemy, że od tego momentu zaczęły się huraganowe ataki gości, ale na pewno ekipa Żurawia oprzytomniała. Ten gol był takim klapsem oprzytomniającym – na zasadzie „hej, naprawdę możecie przegrać derby”.

Żuraw zaczął zmieniać. Do boksu zjeżdżali słabiutko grający Kamiński czy Puchacz, na boisku pojawił się m.in. Kraweć. Ukrainiec wprowadził proste metody – piłka do nogi i wrzutka. Do nogi i wrzutka. Powtórz, powtórz, powtórz. I jedna taka wrzutka siadła – Tiba strącił piłkę głową, Kiełb nie upilnował Johannssona i ten zdobył drugą bramkę w drugim meczu.

„Zieloni” mogli znów się odmachnąć za sprawą Jarocha. I tak jak na ogół Warta potrafiła zabijać takie mecze, tak dzisiaj była nerwowa. Może to atmosfera derbów, może to napór Lecha. Ale im dalej w mecz, tym więcej było desperackiego kradzenia czasu, a mniej gry ze strony gospodarzy. Gdy Żuraw zdjął Johannssona, a wpuścił Salamona, to mieliśmy przed oczami Pavola Stano wchodzącego do ataku Korony. Ze strony Warty pachniało desperacką obroną, ze strony Lecha desperackimi atakami. Już bez zmieniania strony rozgrywania ataku, bez kombinacji, dryblingów i czarów. Taktyka na ostatnie minuty? Po prostu wepchnijmy tę cholerną piłkę do siatki.

I wepchnęli.

A właściwie wepchnął. Pedro Tiba zdjął Lecha ze stryczka. Bo przecież remis dla „Kolejorza” byłby nie zyskaniem jednego punktu, a stratą dwóch. Jest coś symptomatycznego, że lechici wygrali oba starcia derbowe – oba po golach w doliczonym czasie gry. Dziś po tym trafieniu Portugalczyka sędzia Przybył nawet nie wznowił spotkania.

Na pewno żal może być Warty, bo sporo zdrowia piłkarze Tworka zostawili na boisku. Natomiast trzeba spojrzeć też na to tak, że i tak wiosną punktują ponad stan. Dziesięć punktów na piętnaście możliwych to wynik i tak dobry. Dzisiaj można powiedzieć, że wypuścili punkty z rąk. Ale – jak mówił Adrian Lis przed tym meczem – Warta mogła, Lech musiał.

Reklama

A Lech? Lech niech się cieszy, że ma Tibę. Bez niego do teraz oglądalibyśmy nieporadne próby rajdów Puchacza, które zatrzymywałyby się na aucie. Albo Ramireza, który po przejściu koronawirusa nadal się nie odkręcił. Trener Żuraw mówił, że wystarczy jego zespołowi jedno zwycięstwo, by wszystko ruszyło. I może w dwóch ostatnich meczach poznaniacy zdobyli komplet punktów, ale czy można mówić – tak po grze – że Kolejorz już się rozkręcił? Mamy wątpliwości.

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

143 komentarzy

Loading...