Udało nam się porozmawiać z Mateuszem Wdowiakiem na temat kulis jego rozstania z Cracovią. Dlaczego nie mógł dojść do konsensusu ze swoim byłym klubem? Co miało główny wpływ na to, że nie porozumiał się z działaczami w kwestii nowego kontraktu? Czy chciał zostać w Krakowie? W jaki sposób dowiedział się, że przeniesiono go do zespołu rezerw? Czy rzeczywiście był bliski przejścia do Lecha Poznań? Czym przekonał go Raków Częstochowa? I co miało główny wpływa na to, że ostatecznie został graczem ekipy prowadzonej przez Marka Papszuna? Zapraszamy!
Może poruszymy ten wątek od początku, bo poprzedni sezon był dla ciebie najlepszy w karierze. Zdobyłeś Puchar Polski jako jeden z najlepszych zawodników Cracovii, wręcz poprowadziłeś do triumfu swój klub. Co się działo potem? Jak to wyglądało z twojej perspektywy?
No, rzeczywiście był to dla mnie udany sezon. Historyczne zwycięstwo. Następnie mieliśmy wolne przez tydzień i zaczęły się rozmowy kontraktowe. Po miesiącu zaczęły one zmierzać w takim kierunku, że nie otrzymałem okazji do gry w meczach. Tak to wyglądało. A co działo się potem, to już wszyscy doskonale wiedzą. Nie było widać mnie na boiskach Ekstraklasy aż do wczoraj.
A w jaki sposób klub komunikował ci, że w każdym kolejnym meczu nie znajdowałeś się w kadrze meczowej? Jaki był powód tego, że cię odstawiono? Czy tworzono pomiędzy tobą a klubem taką fikcję, że przyczyną tego były kwestie sportowe?
Osobiście nigdy nie dostałem informacji, że moja forma uległa aż tak drastycznemu obniżeniu. Nigdy mi czegoś takiego nie przedstawiono. Trwały jakieś tam rozmowy – negocjacje to za duże słowo. W zasadzie nie wiem nawet, jak to określić. Natomiast nie było żadnych rozmów na temat mojej dyspozycji, mojej formy. Zero.
Decyzja o tym, że nie grałeś należała do trenera Probierza czy wiceprezesa Tabisza?
Myślę, że ich trzeba o to zapytać. Ale to trener podejmuje decyzje kadrowe. Tak więc myślę, że to jednak trener.
Masz żal do trenera Probierza?
Na pewno mam żal. Takie sprawy zaważyły na tym, czy jeździłem na mecze, czy grałem. Wszyscy wiemy, że byłem w formie i rozgrywałem dobre mecze. Występowałem w pierwszym składzie w prawie każdym meczu. Aktualny sezon też zacząłem jako podstawowy gracz – w Pucharze Polski i w rozgrywkach europejskich. W lidze wszystko grałem. Szkoda, że takie rzeczy miały wpływ na to. Moim zdaniem tak nie powinno być.
Z perspektywy Cracovii wydaje się to głupi ruch, skoro ma piłkarza na kontrakcie i z niego nie korzysta z takich a nie innych powodów. Na pewno mogłeś jeszcze pomóc drużynie w osiąganiu lepszych wyników niż te, które ostatnio notuje.
Tak mi się wydaje. To nie było też tak, że powiedziałem, że nie chcę tu być, zasiedziałem się i chcę szukać czegoś nowego. Dałem jasny komunikat, że jestem zainteresowany przedłużeniem kontraktu. Przedstawiłem moje warunki. Cracovia swoje. No i normalna kolej rzeczy to są: negocjacje, próba rozmów, kompromisy, jakieś działania ku temu. Okazanie szacunku – nie tylko warunkami finansowymi. Mogło być tak, że ktoś by mi powiedział: okej, niech negocjacje dalej trwają, a ty dalej graj, bo jesteś wiodącą postacią drużyny. Darzymy cię szacunkiem, a negocjacje zejdą na dalszy plan. Takie są moje wartości moralno-etyczno-sportowe i uważam, że tak to powinno wyglądać. Ja się chciałem od tego odciąć. Pragnąłem, by agent zajął się tą sprawą, a ja wówczas mógłbym skupić się graniu. Gdzieś to nasze postrzeganie rzeczywistości się różni – moje i osób zarządzających Cracovią
Czułeś się przymuszony przez Cracovię do tego, by podpisać taki kontrakt? Czułeś, że jeśli podpiszesz kontakt na warunkach zaproponowanych przez klub, to będziesz znowu grał?
To było pewne, że jeżeli bym podpisał tę umowę, to wszystko wróciłoby do normy. Z powrotem zacząłbym jeździć na mecze i łapał minuty boiskowe. Dziwnie mi się o tym mówi, ale tak po prostu by to wyglądało. I to jest na pewno przykre. Nie zgodziłem się na tę ofertę i mimo wszystko szukałem kompromisu. Jednak w momencie, gdy zaczęto odsuwać mnie już całkowicie od zespołu – najpierw od meczów, potem od drużyny – to czułbym się źle podpisując taki kontakt. Podpisywanie kontraktu kojarzy mi się z czymś przyjemnym, z czymś, do czego w stu procentach jesteś przekonany. Jeżeli po takich upokorzeniach podpisałbym nowy kontrakt, raczej nie byłoby to zgodne z moimi przekonaniami. Nie w takiej formie powinny przebiegać takie sprawy.
Czy kwota, o którą poróżniłeś się z Cracovią, to były pieniądze tego rzędu, że nie można było się dogadać? To była taka różnica zdań, że jedna strona nie była w stanie przekonać do siebie drugiej?
Tak naprawdę wszystko rozgrywało się o klauzulę transferową.
Czyli nie o twoją pensję, tylko o inny zapis w kontrakcie?
Tak. W początkowym stadium rozmów była jedna oferta ze strony Cracovii i jedna propozycja z mojej strony. Po prostu nie mogliśmy znaleźć kompromisu. Wtedy się to wszystko zaczęło – brak gry, a następnie zesłanie do drugiej drużyny.
Trener Probierz w wywiadzie z Leszkiem Milewskim powiedział, że podałeś mu rękę, a potem zmieniłeś warunki. Zacytujemy: “Nie zgodziliśmy się na kwotę odstępnego. Dogadaliśmy się na pieniądze, które miał dostać i był z nich zadowolony. Ustaliłem z nim, że postaram się wypośrodkować kwotę odstępnego i się zgodził – podał mi rękę. Wszystko odbywało się profesjonalnie. Później okazało się, że zmienił warunki. No to jak? Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia?” – tak mówi Michał Probierz o tobie.
To ja zacznę od tego, że troszkę inaczej postrzegam słowo “profesjonalnie”. Cały czas wina była zwalana na mojego agenta, co jest trochę niedorzeczne, bo Cracovia odbyła z nim dwie rozmowy. Pierwszą – podczas dopinania transferu Michała Helika i gdzieś był delikatnie poruszony mój temat. Druga rozmowa miała miejsce w październiku, w formie telefonicznej, gdy już od czterech spotkań byłem odsunięty od składu. Chciałem załatwić to przez agencję i komunikowaliśmy, że jestem od grania w piłkę. Od tego, co mówi kontrakt. Wydaje mi się, że takie postępowanie nie ma nic wspólnego z profesjonalizmem
A co do warunków. Cracovia miała swoje na początku. Po takiej stagnacji w załatwianiu sprawy – gdy już z dwa mecze nie otrzymałem szansy gry – zasugerowałem: może tak ruszymy to w którąś stronę. W sensie: ja mam jedną kwotę, którą chcę uzyskać w umowie jako klauzulę transferową, ale też możemy spotkać się gdzieś pośrodku. To otrzymałem pierwszą informację, że nie będzie negocjacji, że prezes Filipiak nie zgodzi się na coś takiego. Czułem już, że będzie trudno się porozumieć. Potem była zmiana ze strony Cracovii i znaleźliśmy się pośrodku. Co ciekawe, to było dzień po tym, jak wysłałem pismo przygotowane przez prawników. Zawarłem tam informacje, że mam swoje prawa i nie chcę być w ten sposób traktowany – nie grać z powodów pozasportowych. To nie było zgodne z przepisami oraz kontraktem. Nagle coś się ruszyło. Zeszli z tej klauzuli. Jednak już wtedy czułem duży niesmak, bo tak naprawdę to był brak szacunku wobec mojej osoby.
Nawet z jakiejś grupy na WhatsAppie zostałeś wyrzucony? Odsunięto cię całkowicie od życia zespołu?
Tak, to stało się w momencie, gdy zostałem przesunięty do zespołu rezerw, czyli 22 października. Przyjechałem do klubu i akurat odbieraliśmy sprzęt. W sensie ubrania treningowe, bo było to związane z jakimś przepisami odnośnie obostrzeń sanitarnych. Kierownik mi przekazał te rzeczy i mówi mi: idziesz na trening do rezerw na godzinę czternastą. Ja pytam się: dlaczego? On na to: trener mi tak przekazał i mam udać się na zajęcia do drugiego zespołu. Mówię okej i poszedłem na ten trening. Potem zauważyłem, że nie ma mnie na whatsappowej grupie. Chciałem zobaczyć na niej niezbędne informacje, tam znajdowały się najważniejsze kwestie dotyczące funkcjonowania drużyny. Na drugi dzień napisałem do kierownika, jak tam wygląda sytuacja. Czy ten trening w rezerwach to jednorazowa akcja, czy cały tydzień mam tam trenować? A może na stałe? On napisał, że zaraz się dopyta trenera i za chwilę dostałem info: zostałeś zesłany do rezerw na stałe. Od tamtej pory praktycznie już nie miałem kontaktu ze sztabem pierwszej drużyny.
Michał Probierz nie powiedział ci wprost, że cię odsuwa?
Nie.
W ogóle rozmawialiście o tej sytuacji? Wcześniej albo później?
Dużo było rozmów z trenerem. Zwłaszcza na przełomie września i października. Do momentu tego pamiętnego 22 października, kiedy to zostałem przesunięty do rezerw.
W pewnym momencie Cracovia przedstawiała sytuację w ten sposób, że to ty jesteś tym ogonem, który chce kręcić psem . Przy czym, jeśli chodzi o Cracovię, pojawia się dużo takich podobnych sytuacji, kiedy piłkarze odchodzą z tego miejsca w nie najlepszych relacjach, choć wcześniej byli nawet postrzegani jako gwiazdy czy bardzo ważne postacie dla zespołu. Jest w tym przypadek, że akurat Cracovii dotyczy tak wiele tego typu sytuacji? Czy nie ma w tym żadnego przypadku?
Myślę, że każdy powinien sobie odpowiedzieć samemu na to pytanie.
Czyli nie jest to zbieg to zbieg okoliczności?
(milczenie z uśmiechem)
Czyli nie byłeś zdziwiony, że zostałeś tak potratowany jako wychowanek?
Zdziwiło mnie to. Nie liczyłem, że będę jakoś specjalnie traktowany. Ale spędziłem czternaście lat w tym klubie. Miałem nadzieję, że okażą mi szacunek. Jakby jedną sprawą są kwestie finansowe – zaproponowanie negocjacji. I okej, dalej uważam, że od tego jest agent, bo potem robią się właśnie takie nieprzyjemne sytuacje. Chodzi o to, że miałem rozmowy z trenerem Probierzem oraz wiceprezesem Tabiszem. Ja nie jestem od takich rzeczy. I chciałem, aby to zostało zrobione przez agenta. Drugą kwestią jest szacunek. Pokazanie, że jestem zawodnikiem ważnym i poważanym. A po tym, jak zostałem potraktowany, z ich strony nie czułem tego absolutnie. To też są bardzo istotne kwestie.
Oprócz tych finansowych uzgodnień, to jest bardzo ważne, by wszystko przebiegało profesjonalnie i z szacunkiem. Skoro na ten moment jesteś podstawowym zawodnikiem, dajesz jakość, to grasz. Dogadujemy się. Prowadzimy negocjacje. To nie był taki deadline – grudzień lub styczeń. Niektórzy zawodnicy nawet w styczniu podpisują nowe umowy, mając możliwość przejścia do innego klubu. Choćby Jakub Czerwiński z Piasta podpisał kontrakt dopiero w styczniu. Październik to nie był taki „must have”, że musiało nastąpić to w tamtym czasie, bo masz dziesięć miesięcy do końca umowy.
W ogóle pierwsza nasza sugestia w stronę zarządu Cracovii była taka, że dopiero w grudniu, po zakończonej rundzie usiądziemy na poważnie do rozmów. Zakomunikowałem, że chcę się skupić na rundzie jesiennej, bo wszystko szło dobrze. Cracovia oczywiście powiedziała: nie, nie, nie ma szans. Chcieli od razu załatwić sprawę. Zmieniliśmy taktykę. Stwierdziliśmy: dobrze, skoro chcecie teraz, to zaczniemy negocjacje. No, ale finalnie potoczyło się to tak, jak potoczyło.
W twoim odczuciu w Cracovii zostały zachwiane pewne proporcje pomiędzy liczbą obcokrajowców a Polaków w składzie?
Moim zdaniem tak. Ale to moje zdanie.
To rzutuje na postawę zespołu? Od dłuższego trwa pewna dyskusja na temat dużej liczby obcokrajowców – chociaż Michał Probierz się na to zżyma – to pojawią się głosy, że warunkiem do osiągnięcia dobrego wyniku sportowego jest to, by szatnia była w pewnym stopniu polska.
Wiadomo, patrząc na topowe ligi zagraniczne, to jest tam bardzo dużo obcokrajowców. Można tez przez ich pryzmat patrzeć. Natomiast uważam, że – nie powiem trzon – ale bardziej doświadczeni zawodnicy też są potrzebni, jeśli chodzi o Polaków. Są różne drogi w przypadku budowania zespołu. Nie jestem trenerem, żeby składać zespół. Tylko mówię, jak to odczuwam poprzez moją obecność w tej szatni. Ale istnieją też zespoły, w których dobrze to funkcjonuje. To nie jest sytuacja zero-jedynkowa.
Odnosiłeś czasem wrażenie, że niektórzy obcokrajowcy nie nadają się na poziom Ekstraklasy?
Często było tak, że zawodnik inaczej wyglądał w treningu niż w meczu. Jedni szybciej wkomponują się w taktykę, drudzy wolniej. Jedni potrafią sprzedać, to co pokazują, a drudzy nie, albo tylko na początkowym etapie. Nie myślałem nigdy o jakimś graczu w kategorii: co on tutaj robi? Ci zawodnicy mają umiejętności, z tym że w czasie meczu zdarza się, że nie potrafią ich pokazać.
A ile było prawdy w tym, że byłeś blisko przejścia do Lecha Poznań?
Było zainteresowanie z ich strony. Nie ukrywam, że blisko to za mocne słowo, ale przedstawiono mi konkretne oferty. Był stały kontakt z nimi. Rozmawiałem przez telefon z dyrektorem Tomaszem Rząsą oraz trenerem Dariuszem Żurawiem. Agent był w stałym kontakcie z Lechem, także był temat poruszony dość mocno. Będę szczery: miałem dylemat pomiędzy wyborem oferty Rakowa a Lecha. Natomiast Raków przekonał mnie tym, że był bardzo mocno zdeterminowany. Przedstawił mi konkretny plan wobec mojej osoby. Szczegółowo przedstawiono mi, jak funkcjonuje klub i zespół. Trener Papszun wielokrotnie do mnie dzwonił i odbyliśmy szereg długich rozmów. Poczułem, że to może być ten kierunek, który da mi szansę do dalszego rozwoju.
To naprawdę był klucz? Bo wyobrażam sobie, że gdy kibice Lecha Poznań usłyszą, że mogłeś grać dla Kolejorza, ale zbrakło ze strony działaczy determinacji czy przedstawienia pomysłu na ciebie, to podejrzewam, iż nie będą zbyt szczęśliwi. To też dobrze świadczy o Rakowie, że stał się takim klubem, który był w stanie przekonać cię wizją, nawet kosztem drużyny, która przed chwilą grała w europejskich pucharach?
Z ust trenera Papszuna ta wizja brzmiała bardzo fajnie. Jestem pełen uznania, jak w Częstochowie rozwijają zawodników. Obserwowałem to, jak duży progres zrobił Raków jako klub, ale też przyglądałem się temu, jak indywidualnie rozwijają się poszczególni gracze. A to też jest dla mnie istotne. Tak więc przez pryzmat tego patrzę i twierdzę, że to może być dla mnie szansa rozwoju. Czas pokaże. Ale to, co mówił trener Papszun, praktycznie wszystko się sprawdza. Jestem zadowolony z tego pierwszego tygodnia.
Miałeś obawy, że będziesz musiał zostać jeszcze pół roku w Cracovii?
W pierwszym etapie nie miałem takich obaw. Natomiast później zaczęły się rodzić różne myśli w mojej głowie – w momencie, gdy pierwsze rozprawy sądowe zostały przełożone na inny termin. Jednak na całe szczęście kluby się dogadały. Cracovia trochę poszła na rękę, ale też udało im się coś tam zarobić, coś zyskać na tym wszystkim. Mają z tego jakieś korzyści.
W jakiej jesteś teraz formie? Da się utrzymać dobrą formę grając w rezerwach?
Starałem się robić wszystko to, co mogłem, czyli: miałem też indywidualne treningi motoryczno-fizyczne plus piłkarskie. Uczęszczałem również na popołudniowe zajęcia treningowe z rezerwami. Starałem się pracować nad formą tyle, ile byłem w stanie, jednak nie ma tam tego poziomu, tej szybkości decyzji, reakcji, efektywności co w Ekstraklasie. No, nie będę ukrywał: poprzedni tydzień był dość trudny dla mnie. Z kolei myślę, że nie będę potrzebował aż tak dużo czasu, aby się wkomponować w zespół i wrócić na właściwe obroty. Te trzy miesiące, w czasie których dbałem o swoją formę, dały mi ten handicap w postaci tego, że ten przeskok nie będzie dla mnie aż tak duży.
No dobra. Na koniec. Jak sądzisz, w jaki sposób zostaniesz zapamiętany przez kibiców Cracovii? Czy ta polityka klubu, która miała nastawić ciebie przeciwko kibicom się udała? A może masz poczucie, że kibice rozumieją też twoją perspektywę? Pożegnanie z nimi odbyło się z obustronnym szacunkiem?
Odczuwam wsparcie od kibiców. Raczej takie zrozumienie z ich strony. I za to dziękuję, bo tak naprawdę nie chciałem się rozstawać. Chciałem zostać, chciałem przedłużyć kontakt. Ale teraz już nie ma co rozgrzebywać tego. Jestem w Rakowie. Na pewno wiele zawdzięczam Cracovii – trenerom, osobom z klubu, kibicom. Spędziłem tam kilka ładnych lat i tak, jak napisałem w oświadczeniu, ten klub mnie ukształtował przede wszystkim jako człowieka, a jako piłkarza rozwinął. Te przyjaźnie i znajomości pozostaną na lata. Na pewno sentyment będzie. Dużo miłych wspomnień mam. Także na pewno dziękuję! Mam nadzieję, że kiedyś “do zobaczenia”. Piłka jest bardzo przewrotna. Zobaczymy, co los pokaże. Pół roku to może być wieczność.
Rozmawiali: Mateusz Rokuszewski, Paweł Paczul, Szymon Janczyk i Jakub Białek
Redakcja: Piotr Stolarczyk
Fot. FotoPyK