Bogdan Zając nie ma wizerunku trenerskiego fightera. Delikatnie rzecz ujmując. Nie mówimy, że to źle, Broń Boże, bo czasy się zmieniają i dziś – oczywiście w dużym uproszczeniu – do piłkarzy pewnie łatwiej dotrzeć pomysłem, kompetencjami niż krzykiem i motywacją a la Janusz Wójcik. Ale łatka zdominowanego asystenta najwyraźniej uwiera szkoleniowca Jagiellonii Białystok do tego stopnia, że postanowił zawalczyć o kilka punktów do „dziarskości”. Szkoda tylko, że zrobił to w taki sposób, że można się jedynie uśmiechnąć.
Groźny Zając postanowił być na konferencji prasowej po meczu z Legią Warszawa. Cieszymy się, że odbyła się ona w trybie on-line, bo zaczęliśmy obawiać się, iż obecność dziennikarza dopytującego o Krisa Twardka popchnęłaby trenera Jagi w kierunku jakichś żenujących scen. A tak skończyło się na odzywkach rodem spod trzepaka. Polecamy wam całość wystąpienia Zająca (od 17:30).
Ale my chcielibyśmy skupić się na trzecim pytaniu.
Maciej Łukaszewicz: Panie trenerze, czy nie odnosi pan wrażenia, że zostawiając Krisa Twardka na boisku w drugiej połowie, podaje pan w wątpliwość, że jest pan trenerem na poziom Ekstraklasy? Nie boi się pan, że takimi decyzjami po prostu w końcu straci pan szatnię?
No to odpowiem temu panu – niech lepiej z dala będzie od tej szatni, bo może wejść do tej szatni i może z niej nie wyjść. Więc niech uważa, co mówi, bo nie wie, co to znaczy szatnia, bo chyba nie miał jeszcze nigdy do czynienia z szatnią. Prosiłbym, żeby tonował troszeczkę takie nastroje.
Mówiąc szczerze, na miejscu dziennikarza prawdopodobnie najpierw zesralibyśmy się ze strachu, a później sprawdzili rozkład jazdy PKP w poszukiwaniu pociągu do Szczecina. Być może w województwie zachodniopomorskim nie dosięgną go straszne konsekwencje pytań o Krisa Twardka, które tak nie spodobały się panu trenerowi.
Dlaczego być może? Bo po słowach pana trenera sami zwątpiliśmy w to, czy wiemy, co to znaczy „szatnia”. No i czy chcielibyśmy mieć z „szatnią” do czynienia.
Po prostu zaczęliśmy modlić się o to, by nie dosięgnęło nas jej zbrojne ramię!
A już trochę bardziej serio – trener może i miał prawo się zirytować, bo jakkolwiek patrzeć – ugrał punkt z lepszym rywalem, a dostał serię uszczypliwych pytań o jednego piłkarza. Ale raz, że irytacja nie może usprawiedliwiać kierowania gróźb w kierunku innej osoby (niezależnie, czy mowa o dziennikarzu, czy kimkolwiek innym), a dwa, że wątpliwości dotyczące tego skrzydłowego są jak najbardziej uzasadnione. Ani swoim CV, ani tym bardziej występami na polskich boiskach, nie potwierdził, że jest piłkarzem na Jagiellonię Białystok*.
Panie Bogdanie, niech pan lepiej – wzorem byłego przełożonego – poprosi asystenta o herbatkę i przemyśli, czy aby na pewno wybrał pan właściwą drogę w obronie swoich decyzji.
***
* – „na Jagiellonię Białystok” dodaliśmy tylko ze strachu przed Bogdanem Zającem i jego szatnią.
Fot. FotoPyK