Gdy Liverpool wznosił puchar za wygranie Ligi Mistrzów, a następnie przełamywał klątwę historii i tryumfował w Premier League, nikt nie sądził, że niespełna rok później sytuacja będzie dramatyczna. Klub właściwie stracił szansę na obronę tytułu, wypadł z TOP4, ma problemy wykraczające poza sferę boiskową. Byli w raju, ale to, co spotkało ich w ostatnich dniach, zdecydowanie nim nie jest.
Powiedzieć, że zanosi się na najtrudniejszy tydzień w kadencji Jurgena Kloppa na Anfield, to nie powiedzieć nic. Niemiec musi uporać się nie tylko z problemami, które The Reds ma na boisku, ale także zwalczyć demony, które zaczęły gromadzić się dookoła niego.
W sobotnim starciu z Leicester City, wszystko się spieprzyło. Liverpool wyglądał całkiem nieźle, objął zasłużone prowadzenie i wydawało się, że wykona zdecydowany krok, ku utrzymaniu się w czołówce ligi. Pokaże, że jeszcze nie można go pogrzebać. Niczym Czarna Mamba z “Kill Billa” przebije się przez drewnianą trumnę i wydostanie z dołu usypanego ziemią. Po 45 minutach byli na dobrej drodze ku temu.
Niestety dla całego klubu z Anfield, taki stan utrzymał się tylko w pierwszej połowie. Gdy piłkarze wrócili na boisko, The Reds wyglądali jak wypompowany balon. To frazes, ale naprawdę zabrakło im w tym meczu woli walki. W drugiej części tylko statystowali podopiecznym Brendana Rodgersa, nie poszli po drugiego gola. Oddali jeden strzał na bramkę. Utrzymywali się przy piłce, ale stworzyli tylko sześć sytuacji, z czego większość daleka była od ideału. Sami sobie zgotowali ten los. Kiedyś, jeszcze w poprzednim sezonie, Liverpool potrafił takie spotkania zabić. W sobotę potwierdziło się, że umiejętność zanikła, a Jurgen Klopp nie potrafi jej rozbudzić.
Kojarzycie ten mem, na którym gość zastanawia się, jaki przycisk nacisnąć? Zawodnicy niemieckiego szkoleniowca takiego dylematu nie mieli. Uderzyli w czerwoną kropkę opatrzoną napisem: “AUTODESTRUKCJA”. Leicester City by wygrać to spotkanie nie musiało się nawet specjalnie wysilić.
- 1:1 – 78′ – Thiago i Trent Alexander-Arnold bezsensownie faulują osamotnionego Harveya Barnesa na granicy pola karnego. Do piłki podchodzi James Maddison, kopie w kierunku bramki Alissona, futbolówka mija wszystkich i trafia do siatki,
- 1:2 – 81′ – długie podanie z głębi boiska, do futbolówki zmierza Kabak, ale i Alisson. Brak komunikacji między Turkiem a Brazylijczykiem, pusta bramka, Vardy, gol,
- 1:3 – 85′ – Mohamed Salah podaje pod nogi zawodników Leicester na połowie Liverpoolu. Piłkę otrzymuje Ndidi, zagrywa zewniakiem do Barnesa, ten wyprzedza antonim zwrotności, skrywający się pod tożsamością Ozana Kabaka i dobija The Reds.
Byli tam, gdzie być powinni. Brzmi to łatwo, ale wykonanie tego zadania przez ekipę Rodgersa stało na najwyższym możliwym poziomie.
LEICESTER PORADZI SOBIE ZE SLAVIĄ PRAGA ? KURS: 2,12 W TOTALBET!
W normalnej sytuacji Jurgen Klopp wpadłby w szał. Jego klub stracił trzy bramki w ciągu siedmiu minut. W tym czasie Liverpool nie wyprowadził żadnego ataku na pole karne Kaspera Schmeichela. Żadnego. W dziewięciu takich przypadkach na dziesięć, Niemca pewnie roznosiłaby energia, niekoniecznie ta pozytywna. Tymczasem w sobotę nie było nic. 53-latek tylko raz żywiołowo opierdzielił swoich piłkarzy, gdy Leicester wbiło gola numer trzy.
Klopp szybko jednak ochłonął i zszedł do szatni z poczuciem wielkiego ciężaru, który wygodnie rozsiadł się na jego barkach i w głowie. Przybity, markotny. Kibice Liverpoolu nie znali tej twarzy z poprzedniego sezonu, ale mogli do niej przywyknąć przez ostatnie tygodnie.
I
Niemiec z pewnością zdawał sobie sprawę, że mógł zrobić więcej, nim Lisy poszły po pierwszego gola. Że może można było jakoś tę ekipę z King Power Stadium zaskoczyć, tak jak wtedy, gdy Salah trafił do siatki. Że warto mieć jakiś plan B, bo zbyt często ten główny zawodzi.
W gruncie rzeczy był jednak bezradny, bo ostateczna porażka w znacznym stopniu obciąża sumienie jego zawodników. Klopp nie jest aż takim cudotwórcą, nie sprawi od tak, że Thiago zacznie grać jak w Bayernie, a nie będzie dalej konsekwentnie przepoczwarzał się w hiszpański odpowiednik Jacka Góralskiego. W tym sezonie Premier League 29-latek popełnił 26 fauli (2.9 na 90 minut, najlepszy wynik w karierze). Ile stworzył szans? Ano 11. Jasne, gra on stosunkowo nisko, ale to wciąż gorszy bilans niż wielu piłkarzy angielskiej ekstraklasy.
Jednak to nie dyspozycja Thiago, fatalny debiut Kabaka, ani nie kolejne błędy Trenta Alexandra-Arnolda zdawały się zaprzątać Kloppowi myśli w tamtym momencie. To wszystko to tylko elementy, które nakładając się na siebie, stworzyły kopułę problemów, jakie toczą się teraz w głowie niemieckiego szkoleniowca.
53-latek był prawdziwie załamany, gdy musiał przyznać, że Liverpool wypadł z walki o tytuł. Potwierdziły się wszystkie czarne scenariusze tego sezonu. The Reds stracili podstawowych środkowych obrońców, bramkarza, przez kilka meczów nie potrafili zdobyć bramki, przegrywali w niewyjaśnionych okolicznościach. Jakby tego było mało, Jurgen Klopp otrzymał bardzo poważny cios w życiu prywatnym.
19 stycznia 2021 roku odeszła 81-letnia Elisabeth Klopp, matka niemieckiego szkoleniowca. Była jedną z ofiar koronawirusa, który za naszą zachodnią granicą zabrał ze sobą ponad 60 tysięcy istnień. Jej pogrzeb odbył się w środę, niedługo przed meczem z Leicester. Jurgen nie mógł jednak na niego polecieć, zgodnie z ograniczeniami, które w jego ojczyźnie wprowadził rząd.
Była dla mnie wszystkim. Była matką, w prawdziwym znaczeniu tego słowa. Jako chrześcijanin wiem jednak, że jest teraz w lepszym miejscu.
Jeśli faktycznie istnieje raj, to Elisabeth z pewnością do niego trafiła. Jej syn musi jednak zmagać się z rzeczywistością, która ten blask utraciła. Pod względem emocjonalnym i zawodowym nigdy w życiu nie musiał stawić czoła takiemu wyzwaniu. Został uderzony przez piekielnie rozpędzony pociąg, resztkami sił spróbuje podnieść się, chociaż droga ku temu nigdy nie jest łatwa.
Strata tak bliskiej osoby pozostaje wyrwą w sercu, siedzi z nami bardzo, bardzo długo. Oczyszczenie myśli przez miesiące może wydawać się niemożliwe, przestawienie się na to, by myśleć tylko o futbolu brzmi jak absurd.
II
Uderza zatem fakt, że chociaż kwestia tego, czy jego zespół podoła na boisku, jest tak naprawdę w tym momencie życia Kloppa sprawą drugorzędną, to wiele osób liczy, że 53-latek udźwignie Liverpool i przywróci na Anfield radość, jaką jeszcze nie tak dawno wywoływały mecze The Reds.
Nie da się oczywiście uciec od straty, jaką poniósł szkoleniowiec. Nikt z nas nie siedzi w głowie Jurgena i nie wie, z czym teraz musi się zmagać. Niewykluczone jednak, że w wielu momentach jego taktyczny geniusz zostaje schowany do szafy i trzymany pod kluczem przez Smutek. Jeśli jednak chce wydobyć z Liverpoolu to co najlepsze, musi zerwać okowy i przezwyciężyć swoje demony.
Łatwo nie będzie, bo już dzisiaj na drodze stanie mu Julian Nagelsmann, największy mózg młodej generacji trenerów w Europie. Przy okazji ktoś, kto tylko czai się na to, by za kilka lat zająć miejsce Kloppa na piedestale niemieckich szkoleniowców.
Nie ma bowiem przypadku w tym, że trener RB Lipsk dołączył niedawno do agencji Sports360. Tej samej agencji, która w swoich szeregach ma Toniego Kroosa, ale przede wszystkim… Jurgena Kloppa. To właśnie 53-latek jest największą gwiazdą firmy, chociaż może niedługo ten status stracić.
RB LIPSK OGRA LIVERPOOL W LIDZE MISTRZÓW? KURS: 3,15 W SUPERBET!
Gdyby Nagelsmann przyjął ofertę, którą rzekomo nie tak dawno złożył mu Real Madryt, moglibyśmy dywagować nad pozycjami obu szkoleniowców. Póki co Liverpool jest jednak większą marką niż RB Lipsk, a wszystkie dotychczasowe osiągnięcia Kloppa premiują go względem znacznie młodszego kolegi. 38-latek ma jednak nadzieję na to, że to niedługo się zmieni. Chociaż regularnie podkreśla, że bardzo podziwia osiągnięcia byłego szkoleniowca Borussii Dortmund i imponuje mu to, jak potrafi dotrzeć do swoich zawodników, to wszyscy wiemy, że Nagelsmann już przebiera nogami, by wskoczyć do europejskiej czołówki.
Był bardzo blisko gwiazd, gdy w poprzednim sezonie doprowadził swój klub do półfinału Ligi Mistrzów. Jeśli w tym roku uda mu się powtórzyć to osiągnięcie, albo przynajmniej wyeliminować Liverpool, wydaje się, że zadomowi się w masowej świadomości. Być może wtedy uzna też, że jest gotów, by dołączyć do klubu, w którym tak samo jak ciągły rozwój, liczą się trofea.
Klopp nie walczy dzisiaj tylko o zatrzymanie niemieckiego zespołu. Walczy o zatrzymanie swojego rodaka. To naprawdę będzie starcie ucznia z mistrzem. Tylko, że ten mistrz jest teraz wyjątkowo słaby. Jednakże kiedy ma się przebudzić, jeśli nie w sytuacji, w której ktoś będzie chciał pozbawić go tronu?
Ubiegłoroczną wpadkę z Atletico Madryt Liverpool zrewanżował sobie wygrywając Premier League. W 2021 ta furtka jest już zamknięta, Manchester City pędzi w takim tempie, że nikt nawet nie próbuje ich zatrzymać. Liga Mistrzów może być dla The Reds i jego trenera po prostu wszystkim.
III
Tym bardziej, że w Premier League czeka ich weekendowa potyczka z Evertonem. Patrząc na to, jak wąską kadrą dysponuje obecnie Liverpool, właściwie niemożliwe jest, by zagrali na 100% w obu tych spotkaniach. Wcześniej? Jak najbardziej. Ale nie teraz, gdy intensywność i jakość ich gry znacząco spadła.
Jednocześnie jednak zbagatelizowanie derbowego spotkania jest rzeczą niewyobrażalną dla kogokolwiek związanego z zespołem z Anfield Road. Everton w tym sezonie urósł do największego wroga The Reds, przeskoczył w hierarchii Manchester United. Wszystko spowodowane jest ostatnim meczem, w którym zakończył się sezon dla Virgila Van Dijka, zaś Richarlison poważnie uszkodził Thiago. Liverpool stracił dwóch gości, w których upatrywano nadziei na to, że te rozgrywki będą równie udane, co poprzednie.
Trudno zatem wskazać trudniejszy tydzień w karierze – a być może całym życiu – Jurgena Kloppa. Z jednej strony musi mierzyć się z osobistymi problemami, z drugiej strony na jego głowę na srebrnej tacy czekają w Lipsku (czy właściwie Budapeszcie) oraz w niebieskiej części Liverpoolu. To wyzwanie, przed jakim 53-latek nigdy wcześniej nie stał. W jego życiu nie dzieje się dobrze, na Anfield nie dzieje się dobrze. Jednocześnie jednak wciąż tli się światełko nadziei, bowiem trudno wyobrazić sobie lepszy moment w całym sezonie, w którym można wykonać zwrot.
LIVERPOOL ZREMISUJE Z EVERTONEM? KURS: 4,40 W TOTOLOTKU!
Gdyby The Reds jakimś sposobem przeszli RB Lipsk, a także pokonali Everton, gałęzie rajskiego drzewa znów byłby widoczne. Niezależnie jednak od efektów, które Liverpool odniesie na boisku, żaden z kibiców nie pozwoli, by ich szkoleniowiec szedł sam.
Pojawiły się w sieci niezrozumiałe głosy, jakoby Kloppa należało zwolnić. Powstały nawet teksty wietrzące sensację na podstawie kursów bukmacherskich. Na to wszystko było tylko jedna odpowiedź – przed Anfield zawisł gigantyczny baner. Żadna profesjonalna robota, oddolna inicjatywa kibiców.
Hi all. I am aware of a posting doing the rounds on social media regards Jurgen Klopp. I have just driven past Anfield Stadium and can 100% confirm the banner on the Kop railings reads JURGEN KLOPP YNWA and has NEVER read anything different. @LFC @SPIRITOFSHANKLY pic.twitter.com/nOfqZ7Dcqy
— MerPol Liverpool FC (@MerPolLFC) February 14, 2021
Chociaż hasło przewodnie The Reds – You Will Never Walk Alone – brzmi często jak skrajnie patetyczny frazes, to są takie dni, gdy wyglądają bardzo na miejscu. Ten tydzień z pewnością się w taką narrację wpisuje. Zaczyna się bowiem największe wyzwanie przed jakim stał Liverpool Jurgena Kloppa. Jego Liverpool.
Fot.Newspix