Bayern Monachuim rozgrywający mecz ligowy w poniedziałek i to na dodatek w iście eksperymentalnym składzie. Boisko, na którym można byłoby urządzić sobie kulig. W trakcie spotkania przerwy na odśnieżanie linii. I co najlepsze, to nie są wszystkie niecodzienne zdarzenia, które miały dziś miejsce w stolicy Bawarii. Pewnie nie dacie wiary, ale ekipa Hansiego Flicka straciła punkty ze znajdującą się w strefie barażowej Arminią Bielefeld. A żeby było śmieszniej i jeszcze bardziej groteskowo, najwięcej kłopotu sprawił jej debiutant w zespole gości – Michel Vlap, który zaliczył gola i asystę. Tak dziwnego meczu na boiskach Bundesligi raczej prędko nie zobaczymy.
Arminia nie mogła wymarzyć sobie lepszej kumulacji sprzyjających okoliczności. Przed kilkoma dniami w upalnym Katarze piłkarze Bayernu świętowali zdobycie Klubowego Mistrzostwa Świata, a już dziś musieli poubierać się w kalesony oraz rękawiczki i następnie wyjść murawę, by zagrać kolejne spotkanie ligowe. Nie mieli nawet czasu dłużej odpocząć. Na dodatek należy wspomnieć, że z gry wypadli Thomas Mueller czy Serge Gnabry, a zastępował ich między innymi Eric Choupo-Moting. Zapewne trener gości pomyślał sobie: jak nie teraz, to kiedy? Jak nie tutaj, to gdzie?
Przybysze z Bielefeld zamówili śnieżycę na pierwszą odsłonę
Jasne, warunki i plac gry był taki sam dla obu drużyn. Niemniej ewidentnie było widać, iż na zaśnieżonym boisku gospodarze nie mogli rozkręcić odpowiedniego tempa akcji. Z kolei defensorzy gości mieli zdecydowanie ułatwione zadanie, bo w takich warunkach piłka płatała figla ich rywalom. Na dobrą sprawę to zawodnicy z Bawarii powinni założyć raki, by móc normalnie biegać na murawie. Tylko że konstruowanie ataków to jedno, a gra defensywna to drugie.
Trudno bowiem znaleźć usprawiedliwienie na postawę obrońców Bayernu. Już w 9. minucie pozwoli debiutującemu w Bundeslidze Michelowi Valpowi obrócić się z piłką i przylutować tuż obok bezradnego w tej sytuacji Manuela Neuera. Jakby tego było mało, to na kilku minut przed przerwą strzelec pierwszego gola dośrodkował z rzutu rożnego, a zupełnie niepilnowany Amos Pieper wyskoczył do główki niczym koszykarz wykonujący wsad do kosza, i podwyższył prowadzanie.
Po prostu karygodne zachowanie defensywy gospodarzy.
Nadzieją Bawarczyków była murawa, która znowu zaczęła wyglądać normalnie
Zastanawialiśmy się, jak poradzi sobie Arminia, gdy Bayern wreszcie będzie miał sposobność do tego, by bez żadnych przeszkód konstruować ataki. Nieco ponad miesiąc temu ekipa Hansiego Flicka również przegrywała z Mainz 0:2 i w drugiej części tamtej rywalizacji zapakowała pięć bramek. No, ale nie przypuszczaliśmy, że otrzymamy aż tak ogromną dawkę emocji. Kto by się spodziewał, że po tak kuriozalnej pierwszej odsłonie oba zespoły zabiorą nas przejażdżkę rollercoasterem?
Zaczęło się od tego, że po wyjściu z szatni piłkarze z Bielefeld nie zdążyli jeszcze rozruszać gnatów, a Robert Lewandowski dał kolegom sygnał – „panowie, dziś też może nastąpić powtórka z rozrywki”. W polu karnym przyjął klatką futbolówkę i idealnie huknął z półobrotu. Teraz, to powinno pójść już gładko gospodarzom, tak? Hola, hola. Nic z tych rzeczy. Nie w tak dziwnym spotkaniu. To byłby zbyt banalny scenariusz. Wręcz niepasujący do wszystkiego, co działo się wcześniej. Melodia „Can Cana” dalej rozbrzmiewała na Alianz Arenie, a już minutę po stracie gola Arminia odpowiedziała bramką! I to nie był jakiś tam fartowne trafienie, tylko kontratak wyprowadzony na najwyższym światowym poziomie. Nasi sąsiedzi określiliby to słowem: „weltklasse”. Akcja marzenie. Z dziecinną łatwością rozklepali fatalną tego dnia obronę gospodarzy. Christianowi Gebauerowi pozostało tylko dostawić nogę na piątym metrze.
Jednak Bayern zdołał uniknąć całkowitej kompromitacji. Najpierw Corentin Tolisso skorzystał z idealnej centry Leroya Sane, a na dwadzieścia minut przed końcem spotkania Alphonso Davies popisał się idealnym uderzeniem z woleja i wszystko wskazywało na to, że kolejny raz uda im się urwać ze stryczka. Bliski upragnionego czwartego gola dla gospodarzy był Lewandowski, ale zabrakło mu zimnej krwi przy finalizacji akcji. Wcześniej wszystko zrobił doskonale. Poszedł na przebój między obrońców, wpadł w szesnastkę, lecz tym razem minimalnie chybił. Co ciekawe, to Arminii udało się kolejny raz trafić do siatki. Tylko że jeden z zawodników znajdował się na pozycji spalonej i sędzia anulował bramkę.
Ostatecznie mecz zakończył się podziałem punktów, co należy – mimo wszystko – uznać za ogromną niespodziankę. Natomiast Bayern wciąż ma komfort w postaci pięciu punktów przewagi nad drugim w tabeli RB Lipsk.
Bayern Monachium – Arminia Bielefeld 3:3 (0:2)
R. Lewandowski 48′, C. Tolisso 57′, A. Davies 70′ – M. Vlap 9′, A. Pieper 37′, C. Gebauer 49′
fot. Newspix