Reklama

Jesus Imaz odżył na dobre, po kryzysie z wiosny nie ma śladu

redakcja

Autor:redakcja

07 lutego 2021, 08:50 • 5 min czytania 9 komentarzy

Miniony rok długo był dla Jesusa Imaza najgorszym okresem podczas pobytu na polskiej ziemi. Hiszpan zakończył go jednak z przytupem i tak też zaczął rok 2021. Wygląda na to, że as Jagiellonii na dobre wrócił do równowagi i jeżeli ktoś ma pociągnąć ten zespół do czołowych lokat, to w pierwszej kolejności on. Teraz jedzie na stadion Wisły Kraków, w której zaczynał przygodę z Ekstraklasą.

Jesus Imaz odżył na dobre, po kryzysie z wiosny nie ma śladu

Czas mija bardzo szybko. Za kilka miesięcy Imazowi stukną cztery lata w Ekstraklasie. Przez większość tego okresu należał do wyróżniających się postaci w skali całej ligi. Chwilami nawet był jej gwiazdą i właśnie taki status należy mu przyznać obecnie.

A był już moment, w którym wydawało się, że zgasł na dobre i być może czeka go odejście ze spuszczoną głową. Trzeba bowiem powiedzieć sobie wprost: Hiszpan zimą i wiosną ubiegłego roku był po prostu beznadziejny.

Poprzedni sezon zaczął znakomicie, później trochę spuścił z tonu, ale i tak jesień sezonu 2019/20 zakończył z jedenastoma golami i trzema asystami.

Świetny wynik, zwłaszcza że nie mówimy o napastniku. Rozpoczęła się druga runda i przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Imaz stał się cieniem samego siebie. Był przygaszony, dawał mało jakości, a jak już dochodził do jakichś sytuacji, potrafił je koncertowo spartolić. Na początku kibice „Jagi” mogli się łudzić, że to chwilowa niedyspozycja czy kolejny gorszy dzień, lecz po paru tygodniach nie było wątpliwości, że sprawa jest poważniejsza. Trudno się dziwić, że Iwajło Petew w końcu stracił cierpliwość i posadził Imaza na ławce.

Co gorsza, po lockdownie wcale nie nastąpiła znacząca poprawa. No, ewentualnie taka, że Hiszpan z dwójkowicza stał się notowym trójkowiczem, czyli przeszedł od występów fatalnych do słabych. Średnia jego not za drugą część ubiegłego sezonu (12 ocenionych meczów, trzy wejścia z ławki bez oceny) wynosiła zaledwie 3.33. W konkretach także przepaść. Tu 11 goli i 3 asysty, a tu żadnej bramki i jedna asysta. Zjazd wprost niesamowity.

Reklama

Tak drastyczny spadek formy musiał mieć swoje konkretne przyczyny. Jakie? Nie ulega wątpliwości, że Imaz z preferującym dość surowy futbol Iwajło Petewem nie rozumiał się tak dobrze jak z Ireneuszem Mamrotem, ale to mimo wszystko raczej wątek poboczny. Najważniejszym czynnikiem wydaje się odrzucenie przez Jagiellonię w przerwie między rundami ofert z Arabii Saudyjskiej. Kilka klubów stamtąd zainteresowało się Hiszpanem, który zbliżał się do trzydziestki i siłą rzeczy coraz bardziej mógł patrzeć na swoją karierę przez pryzmat finansów. A co jak co, ale u szejków za drobne by nie grał.

Do transferu jednak nie doszło i piłkarz wyraźnie klapnął mentalnie.

Krążą różne wersje co do powodów takiego zakończenia rozmów. Nawet sam zainteresowany nie zawsze był tu spójny. W maju w „Super Expressie” mówił tak: – Zimą chciały mnie kluby saudyjskie, Damac FC i Al-Fateh, ale warunki mnie nie zadowoliły.

Miesiąc później w „Przeglądzie Sportowym” narracja była już taka, że zgody nie wyraziła Jagiellonia: – Do klubu dotarło sporo ofert, ale szefowie Jagiellonii uznali, że to nie jest dobry moment na transfer. Zrozumiałem to i zaakceptowałem decyzję. Jestem szczęśliwy w Białymstoku. Zresztą decyzję władz potraktowałem jako komplement. Na stole leżało sporo kasy, szczególnie w przypadku oferty z Arabii. Odrzucając tę propozycję, działacze pokazali, że jestem według nich naprawdę ważną częścią zespołu. Nie ma co tego rozgrzebywać. Trzeba przejść dalej.

Wtedy był już chyba na etapie powolnego przetrawiania faktu, że wielka kasa przeszła mu koło nosa i musi nadal grać w polskiej lidze. W przytaczanych rozmowach jasno dawał do zrozumienia, że chciałby jeszcze spróbować swoich sił w ciekawszych miejscach, gdzie można lepiej zarobić. W „SE” zdradził, że chętnie poszedłby do MLS, a w „PS” uderzał w bardziej ogólne tony: – Teraz jest dobry moment na wybicie się. Ekstraklasę ogląda wielu ludzi. Jeśli będę się wyróżniał, pewnie jakiś klub latem o mnie znów zapyta – stwierdził, dodając, że nie ma parcia na transfer.

Jeśli chciał przykuć czyjąś uwagę, musiał wrócić do swojej szczytowej formy.

I, ku naszemu zadowoleniu, wrócił. W tym sezonie znów oglądamy starego, dobrego Imaza. Wyjątkami fatalne dla całej Jagiellonii wyjazdowe mecze w Szczecinie i Mielcu. Oprócz tego Hiszpan poniżej przyzwoitego poziomu nie schodził, a często wzbijał się na zdecydowanie ponadprzeciętny. Na „7” oceniliśmy go już pięć razy, a łącznie powyżej noty wyjściowej aż dziesięciokrotnie. Trudno się dziwić, bo odzyskał i efektowność, i efektywność (9 goli, 3 asysty). Na najwyższe obroty wskoczył w listopadzie. Od tamtego czasu w siedmiu ligowych występach zdobył sześć bramek i trzy kolejne wypracował. Miesięczna przerwa w rywalizacji zdaje się nie mieć znaczenia, bo ten rok zaczął od gola i asysty z Lechią.

Reklama

Warto zauważyć, że – według wyliczeń EkstraStats.pl – Imaz do uzyskania dziewięciu trafień potrzebował zaledwie 32 strzały. Oznacza to, że średnio zdobywa bramkę co 3.56 strzału. Z grających regularnie od początku sezonu zawodników ofensywnych minimalnie lepszą średnią mają tu jedynie Kamil Biliński (3.40) i Tomas Pekhart (3.15). Jego G-xG (różnica między liczbą strzelonych goli a sumą wyników metody Expected Goals dla każdego strzału oddanego przez zawodnika) to aż 5.255 gola nadwyżki. On i Pekhart pod tym względem odstawiają resztę ligowców o kilka długości.

Dziś Hiszpan może pójść za ciosem grając przeciwko Wiśle Kraków, której w poprzednim sezonie załadował hat-tricka.

Warto docenić dotychczasowe osiągnięcia Jesusa Imaza w Ekstraklasie. W stu jedenastu meczach zdobył 44 bramki, co oznacza, że razem z Robertem Pichem zajmuje już siódme miejsce w klasyfikacji najskuteczniejszych obcokrajowców w historii naszej ligi. Nie będziemy w szoku, jeśli po meczu w Krakowie odstawi Słowaka ze Śląska Wrocław. Wisła może być rozbita mentalnie po porażce 3:4 z Piastem Gliwice, a kartkowa absencja Adiego Mehremicia komplikuje jej i tak już mało komfortową sytuację w defensywie. W Jagiellonii spodziewany jest debiut Bojana Nasticia na lewej stronie obrony.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Komentarze

9 komentarzy

Loading...