Jak na mecz Hueski z Realem, było naprawdę ciekawie. Co prawda pierwsza połowa mogłaby równie dobrze się nie wydarzyć, ale w drugiej widzieliśmy już pierwszorzędne fajerwerki. Beniaminek tak dobrał się Realowi do skóry, że w 50. minucie mogło być już 3:0. Piłkarze Zidane’a przetrwali jednak tę nawałnicę i wykorzystali jedno ze starych piłkarskich porzekadeł. Sam Francuz zaś pokazał światu, jak tragiczną sytuację kadrową ma jeden z największych klubów na świecie.
Pierwsza połowa meczu wykonaniu Realu stała pod znakiem popisów Viniciusa i… właściwie to by było na tyle. Niech was tylko nie zmyli słowo „popis”, bo, jak na Brazylijczyka przystało, w jego działaniach było dużo wiatru, mało konkretów. Dzień jak co dzień, choć akurat dzisiaj skrzydłowy Realu bardzo chciał wejść w buty Neymara. Próbował robić jakieś niestworzone rzeczy, by po chwili lądować z piłką za linią boczną. Chciałoby się powiedzieć: drogi panie, mniej pompki, więcej pracy.
Warto z miejsca zaznaczyć, że standardowy dzień w biurze zaliczył Luka Modrić. Powtarzamy to od kilku tygodni niczym świętość, że lepiej grającego piłkarza w ekipie Zidane’a po prostu nie ma. Każdy jego mecz to koncert i aż strach pomyśleć, jaki futbol grałby Real, gdyby kogoś takiego dało się sklonować. No, albo przynajmniej sprawić, żeby chociaż połowa wyjściowej jedenastki równała do tego poziomu. Marzenie ściętej głowy, nie oszukujmy się.
Huesca miała szybkie zwycięstwo na tacy
Po zmianie stron Real dostał takie ciosy, że w 50. minucie powinno być już 3:0 dla gospodarzy. Najpierw Courtois miał furę szczęścia, bo uratowała go poprzeczka. Na nic się to jednak nie zdało, bo kilka chwil później Huesca strzeliła takiego gola, jakie lądują w nominacjach do najlepszych w całym sezonie. Szybka kontra po skrzydle, piłka posłana tuż przed pole karne i kapitalne uderzenie wolejem w okienko. Javier Galan zrobił coś, czego zapewne już nigdy w swojej karierze nie powtórzy. Tak jak cały jego zespół, który nieprędko będzie mógł pomyśleć o realnym zwycięstwie nad Realem. Ono było na wyciągnięcie ręki, widać było pomysł i zaangażowanie. Brakowało wyłącznie szczęścia.
Gol Galana to oczywiście nie koniec wrażeń po wyjściu piłkarzy z szatni. Huesca ponownie znalazła słaby punkt Realu, znów tworząc akcję bramkową z dużą łatwością z bocznego sektora, gdzie kiepsko bronili Odriozola z Mendym. Na drodze do podwyższenia prowadzenia stanęła jednak – nie mogło być inaczej – poprzeczka. Jako że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić, „Królewscy” też odpowiedzieli… poprzeczką! Z tą różnicą, że po strzale z rzutu wolnego Benzemy los do gości się uśmiechnął. Do piłki na pierwszym metrze dopadł Varane, rozepchał obrońców i wcisnął ją w sposób bezlitosny. Dosłownie wcisnął, ta bramka wzięła się z tylnej części ciała (czytaj: z dupy).
Z biegiem czasu zaczęło się dziać się naprawdę wiele. Raz fenomenalną interwencją popisał się Courtois, innym razem kilkukrotnie brylował golkiper Hueski. Wprost nie dało się go pokonać w równym pojedynku. Strzałów celnych w całym meczu nie było zbyt wiele, a jeśli już, to naprawdę konkretne. Ogółem można było odnieść wrażenie, że Real, tak jak zawsze, męczył bułę. Tworzył groźne akcje z niczego, a jedynymi piłkarzami, którzy brali na siebie większą odpowiedzialność za tworzenie gry, byli Kroos i Modrić. Standard.
Trudne losy Zidane’a
Nie można jednak zapominać, jakim składem osobowym do Hueski przyjechali „Królewscy”. Na ławce rezerwowych byli: Altube, Łunin, Mariano, Chust Garcia, Marcelo, Marvin. Sześciu rezerwowych, dwóch bramkarzy, jeden niechciany gość, dwóch no name’ów. Światowo to nie brzmi, sami przyznacie. Mimo to ekipa Zidane’a w końcu dopięła swojego, drugiego gola strzelił Varane.
Co tu dużo mówić, dzisiaj nie ma już takiego terminu, jak pewne zwycięstwo Realu. Nie z taką kadrą, nie tak dobrze zorganizowanymi rywalami, nie z drużyną, której ton nadaje 35-latek, a kilku innych zawodników kopie się po czole. Tak czy siak, trzeba oddać sternikowi madryckiej ekipy, że takie spotkanie potrafi wygrać. Nieważne, że ich los stoi na ostrzu noża, ot, z wynikiem niepewnym do samego końca. Czasami nie da się inaczej, jeśli myślisz o dogonieniu Atletico lub, może nawet prędzej, o rywalizacji z Barceloną, której takie mecze też się przecież zdarzają.
SD Huesca – Real Madryt 1:2 (0:0)
Galan 48′ – Varane 55′, 84′
Fot. Newspix.pl